[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Nie mów mi o polityce -przerwa³ mu pu³kownik.- Nasza sprawa to sprzeda¿ rybek".Powszechnie panuj¹caopinia, ¿e dawny bohater nie chce nic wiedzieæ o sytuacji w ferafu, poniewa¿zrobi³ maj¹tek na z³otych rybkach, wywo³a œmiech Urszuli, kiedy dosz³a do jejuszu.Ze swym straszliwym zmys³em praktycznym nie mog³a znaleŸæ sensu w pracypu³kownika, który zamienia³ z³ote rybki na z³ote monety, z których wyrabia³z³ote rybki, i tak w kó³ko, tak ¿e im wiêcej sprzedawa³, tym wiêcej musia³pracowaæ, ¿eby nad¹¿yæ za rozpêdzonym b³êdnym ko³em.W rzeczywistoœciinteresowa³o go nie przedsiêbiorstwo, ale praca.£¹czenie ³usek, inkrustowaniemaleñkich rubinków w otworach ocznych, modelowanie p³etw i ogona wymaga³otakiego skupienia umys³u, ¿e nie by³o w nim pustego miejsca, które mog³ybywype³niæ rozczarowania wojenne.Precyzyjne rzemios³o poch³ania³o go do tegostopnia, ¿e w krótkim czasie postarza³ siê bardziej ni¿ przez d³ugie latawojny; wskutek pozycji siedz¹cej skrzywi³ siê krêgos³up i os³ab³ nadmierniewytê¿any wzrok, ale ta nieub³agana koncentracja przynios³a w nagrodê spokójducha.Ostatni raz zaj¹³ siê spraw¹, która mia³a-coœ wspólnego z wojn¹, kiedygrupa weteranów obu partii za¿¹da³a jego poparcia w walce o renty do¿ywotnie,stale obiecywane i stale tkwi¹ce w punkcie wyjœcia.„Wybijcie to sobie z g³owy- powiedzia³ im.- Ja zrzek³em siê mojej renty po to, ¿eby nie czekaæ na ni¹ a¿do œmierci".Z pocz¹tku pu³kownik Gerineldo Marquez odwiedza³ go pod wieczór iobaj zasiadali w drzwiach od ulicy, ¿eby wspominaæ przesz³oœæ, ale Amaranta niemog³a znieœæ wspomnieñ, jakie indzie w niej ten znu¿ony mê¿czyzna, którego³ysina spycha-³a w przepaœæ przedwczesnej staroœci.Gnêbi³a go wci¹¿nies³usznymi pretensjami, tak ¿e odwiedza³ ich coraz rzadziej, ograniczaj¹cwizyty do wyj¹tkowych okazji, a w koñcu przesta³ przychodziæ zupe³nie, przykutydo ³Ã³¿ka parali¿em.Zamkniêty w sobie, milcz¹cy, nieczu³y na nowy podmuch¿ywotnoœci, który wstrz¹sn¹³ domem, pu³kownik Aureliano Buendia nie rozumia³,¿e sekretem dobrej staroœci jest nie co innego, tylko szczery pakt zsamotnoœci¹.Wstawa³ o pi¹tej po lekkim œnie, wypija³ w kuchni swój odwiecznykubek kawy, zamyka³ siê na ca³y dzieñ w warsztacie i o czwartej po po³udniuprzechodzi³ przez galeriê ci¹gn¹c za sob¹ taboret, nie patrz¹c nawet na po¿arró¿ ani blask popo³udniowej godziny, ani na nieulêk³oœæ Amaranty, którejmelancholia by³a jak szelest liœci, wyraŸniej uchwytny pod wieczór, i zasiada³przy drzwiach na ulicê, pozostaj¹c tam, dopóki pozwala³y mu komary.Pewnegorazu ktoœ odwa¿y³ siê zak³Ã³ciæ jego samotnoœæ.- Jak siê pan miewa, pu³kowniku? - zapyta³ przechodzieñ.-Czekam, a¿ przejdzie mój -w³asny pogrzeb - odpowiedzia³.Tak wiêc niepokój wywo³any nowym rozg³osem, jaki przybra³o nazwisko Buendia zokazji królowania Piêknej Remedios, pozbawiony by³ prawdziwych podstaw.Wieleosób jednak¿e by³o innego zdania.Nie przeczuwaj¹c wisz¹cej w powietrzutragedii, ludnoœæ t³umnie wype³ni³a g³Ã³wny plac w ha³aœliwej eksplozji radoœci.Karnawa³ osi¹gn¹³ szczytowy punkt szaleñstwa, Aureliano Drugi spe³ni³ wreszcieswoje' marzenie i w przebraniu tygrysa kr¹¿y³ uszczêœliwiony wœród rozszala³egot³umu, ochryp³y od tygrysich ryków, kiedy na drodze z moczarów ukaza³ siêró¿nobarwny t³um przebierañców, nios¹c w poz³acanej lektyce najbardziejfascynuj¹c¹ kobietê, jak¹ mog³a stworzyæ wyobraŸnia.Pokojowo nastawienimieszkañcy Macondo zdjêli na chwilê maski, ¿eby lepiej siê przyjrzeæ tejolœniewaj¹cej istocie w diademie ze szmaragdów i gronostajowym p³aszczu, którazdawa³a siê wyposa¿ona w autentyczn¹ w³adzê królewsk¹, nie tylko w majestatœwiecide³ i karbowanej bibu³ki.Znalaz³o siê wielu doœæ bystrych, by wietrzyæ wtym prowokacjê.Ale Aureliano Drugi z punktu po³o¿y³ kres podejrzeniom, og³osi³nowo przyby³ych honorowymi goœæmi i salomonowym s¹dem rozstrzygn¹³ wahanieustawiaj¹c tron Piêknej Remedios i królowej Intruzki na tym samym piedestale.Do pó³nocy przebrani za Beduinów przybysze uczestniczyli w szaleñstwie, a naweturozmaicili zabawê obfit¹ pirotechnik¹ i popisem akrobatycznym, któryprzypomina³ sztuki Cyganów.Nagle w porywie entuzjazmu ktoœ zburzy³ chwiejn¹równowagê.- Niech ¿yje partia liberalna - krzykn¹³ - niech ¿yje pu³kownik AurelianoBuendia.Wystrza³y karabinów zgasi³y wspania³oœæ sztucznych ogni, okrzyki przera¿eniazag³uszy³y muzykê i radoœæ ust¹pi³a miejsca panice.Jeszcze wiele lat póŸniejnadal twierdzono, ¿e królewska gwardia samozwañczej królowej by³a szwadronemregularnego wojska, który pod karnawa³owymi strojami ukrywa³ ¿o³nierskiekarabiny.Rz¹d zdementowa³ ten zarzut w nadzwyczajnym obwieszczeniu i przyrzek³œcis³e dochodzenie w sprawie krwawego epizodu.Ale prawda nigdy nie zosta³awyjaœniona i przetrwa³a na zawsze wersja, ¿e bez ¿adnej prowokacji gwardiakrólewska zajê³a pozycje bojowe na sygna³ swego dowódcy i bezlitoœnie strzela³ado t³umu.Kiedy przywrócono porz¹dek, nie pozosta³ w mieœcie ani jeden zfa³szywych Beduinów, pozosta³o natomiast na placu wœród zmar³ych i rannychdziewiêciu pierrotów, cztery kolombiny, siedemnastu królów karcianych, jedendiabe³, trzech muzykantów, trzech parów Francji i trzy japoñskie cesarzowe.Wzamieszaniu zbiorowej paniki Jose Arcadio Drugi zdo³a³ uratowaæ Piêkn¹Remedios, a Aureliano Drugi zaniós³ aa rêkach do domu cudzoziemsk¹ w³adczyniê wposzarpanej sukni i w gronostajowym p³aszczu zbryzganym krwi¹.Nazywa³a siêFernanda del Carpio.Wybrano j¹ jako najpiêkniejsz¹ spoœród piêciu tysiêcypiêknych kobiet w kraju i zawieziono je Macondo przyrzekaj¹c, ¿e zostaniemianowana królow¹ Madagaskaru.Urszula zajê³a siê ni¹ jak córk¹.Zamiastkwestionowaæ jej niewinnoœæ, miasto ulitowa³o siê nad jej nieszczêœciem.Wszeœæ miesiêcy po masakrze, kiedy wyzdrowieli ranni i ostatnie kwiaty zwiêd³yna zbiorowym grobie, Aureliano Drugi pojecha³ do odleg³ego miasta, gdziemieszka³a ze swoim ojcem karnawa³owa w³adczyni, i o¿eni³ siê z ni¹ w Macondo,wyprawiaj¹c dwudziestodniowe huczne wesele.Po dwóch miesi¹cach ma³¿eñstwo omal siê nie rozpad³o, bo Aureliano Drugipróbuj¹c pogodziæ siê z Petr¹ Cotes kaza³ j¹ sfotografowaæ w stroju królowejMadagaskaru.Dowiedziawszy siê o tym Fernanda spakowa³a swoje kufry wyprawne iwyjecha³a z Macondo bez po¿egnania.Aureliano Drugi dogoni³ j¹ na drodze domoczarów.Po wielu proœbach i obietnicach poprawy zdo³a³ przywieŸæ j¹ zpowrotem do domu i porzuci³ konkubinê.Petra Cotes œwiadoma swojej si³y nie okazywa³a niepokoju.To ona zrobi³a zniego cz³owieka.Wyci¹gnê³a go z pokoju Melquiadesa, kiedy by³ jeszczedzieckiem z g³ow¹ pe³n¹ fantastycznych pomys³Ã³w, bez ¿adnego kontaktu zrzeczywistoœci¹, i da³a mu miejsce w œwiecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]