[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U siebie nie mia³em nic wa¿nego do roboty, ot, zwyk³ekrólestwo do rz¹dzenia, nic wiêcej.No dobrze.Niech tam.Mo¿emy w³aœciwiewracaæ.Nie mam pojêcia, jak im to powiedzieæ- przyzna³ z gorycz¹.– takœwietn¹ mieli zabawê.Pewnie wydadz¹ jakiœ gigantyczny bankiet, bêd¹ rechotaæ iupij¹ siê.To w ich stylu.Obejrza³ siê na Rincewinda i Eryka.Równie dobrze mo¿ecie mi powiedzieæ, co siê teraz wydarzy.Jestem przekonany,¿e wiecie.- Hm- stwierdzi³ Rincewind.Miasto siê spali – wyjaœni³ Eryk.– Zw³aszcza niebotyczne wie¿e.Nie zd¹¿y³emich obejrzeæ.– doda³ smêtnie.Kto to zrobi³? Ich czy nasi?Chyba wasi.Lavaeolus westchn¹³.To do nich podobne- mrukn¹³.Zwróci³ siê do Elenory.– Nasi.to znaczy moiludzie spal¹ miasto – ostrzeg³.– Brzmi to niezwykle bohatersko.Akurat tonajbardziej lubi¹.Mo¿e lepiej, ¿ebyœ posz³a z nami.Zabierz dzieci.Niech tobêdzie rodzinna wycieczka.Czemu nie?Eryk przyci¹gn¹³ ucho Rincewinda do swoich warg.To tylko ¿art, prawda? – zapyta³ cicho.– Ona nie jest naprawdê piêkn¹ Elenor¹?Nabierasz mnie?Z tymi gor¹co krwistymi rasami zawsze tak to wygl¹da – wyjaœni³ Rincewind.– Potrzydziestce pi¹tce zaczynaj¹ siê szybko starzeæ.To przez makaron – doda³ sier¿ant.Ale czyta³em, ¿e by³a najpiêkniejsz¹.No wiesz – mrukn¹³ sier¿ant.– Jeœli masz zamiar wszystko czytaæ.Rzecz w tym – wtr¹ci³ pospiesznie Rincewind – co nazywaj¹ dramatyczn¹koniecznoœci¹.Nikt by siê nie zainteresowa³ wojn¹ stoczon¹ o ca³kiem mi³¹damê, doœæ atrakcyjn¹ przy sprzyjaj¹cym oœwietleniu.Prawda?Eryk by³ bliski ³ez.Ale tam by³o napisane, ¿e jej twarz tysi¹c okrêtów wyprawi³a w morze.To siê nazywa metafora.* Quod erat demonstrandum – co by³o do okazania.K³amstwo – wyjaœni³ uprzejmie sier¿ant.Zreszt¹ nie powinieneœ wierzyæ we wszystko, co wyczytasz z Klasyki – doda³Rincewind.– Oni nigdy nie sprawdzaj¹ faktów.Usi³uj¹ tylko wcisn¹æ cilegendy.Lavaeolus tymczasem spiera³ siê zawziêcie z Elenor¹.Dobrze ju¿, dobrze- powiedzia³, - Zostañ, je¿eli koniecznie chcesz.Co mnie toobchodzi? Dobra, ch³opcy.Wracamy.Co wy robicie, szeregowy?Jestem koniem, sir – wyjaœni³ ¿o³nierz.To jest pan kucyk – oznajmi³o dziecko w he³mie szeregowego Archeiosa na g³owie.Kiedy skoñczycie byæ koniem, poszukajcie lampy oliwnej.Poobija³em sobie kolanaw tym tunelu.Nad Tsortem hucza³y p³omienie.Od Osi ca³e niebo rozjaœni³a czerwona poœwiata.Rincewind i Eryk obserwowali to ze ska³y na brzegu.To wcale nie s¹ niebotyczne wie¿e – stwierdzi³ po chwili Eryk.– Widzê ichszczyty i z pewnoœci¹ nie dotykaj¹ niebaPewnie chodzi³o im o nietykalne wie¿e.– domyœli³ siê Rincewind, gdy kolejnapad³a w p³omieniach w ruiny miasta.– I z tym te¿ siê pomylili.Przygl¹dali siê chwilê w milczeniu.To zabawne – rzek³ wreszcie Eryk.– Jak potkn¹³eœ siê o Baga¿, upuœci³eœ lampêi w ogóle.Tak - przyzna³ krótko Rincewind.Widocznie historia zawsze znajdzie jakiœ sposób, ¿eby siê dope³niæ.Tak.Ale dobrze, ¿e Baga¿ wszystkich jakoœ uratowa³.Tak.Œmiesznie wygl¹da³y te dzieciaki, kiedy siedzia³y mu na wieku.Tak.Wszyscy byli chyba zadowoleni.W ka¿dym razie walcz¹ce armie z ca³¹ pewnoœci¹.Nikt nie pyta³ o zdaniecywilów, jako ¿e nie mo¿na polegaæ na ich zdaniu o wojnie.Wœród ¿o³nierzy, aprzynajmniej wœród ¿o³nierzy pewnej rangi, klepano siê po ramionach, opowiadanoanegdoty i przyjaŸnie wymieniano tarcze.Panowa³a powszechna opinia, ¿e zpo¿arami, oblê¿eniami, armadami, drewnianymi koñmi i ca³¹ reszt¹, by³a tonaprawdê znakomita wojna G³oœne œpiewy nios³y siê ponad falami ciemnymi jakwino.Pos³uchaj tylko – odezwa³ siê Lavaeolus, wynurzaj¹c siê z mroku miêdzywyci¹gniêtymi na piach okrêtami Efebian.– Zaraz zaczn¹ piêtnaœcie zwrotek “Razm³ody bosman Filodefus mia³ wychodne”.Zapamiêtaj moje s³owa.Banda idiotów zmózgami pod tunik¹.Usiad³ na kamieniu.Dranie – rzek³ z przekonaniem.Myœlisz, ¿e Elenora wyt³umaczy to jakoœ swojemu narzeczonemu? – spyta³ Eryk.Chyba tak – mrukn¹³ Lavaeolus.– one to potrafi¹.Wysz³a za m¹¿.I mia³a mnóstwo dzieci – doda³ Eryk.Lavaeolus wzruszy³ ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]