[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Masz lepszy pomysł? — Gibson odchylił się w tył na krześle i wgapił w sufit.— Chyba taki, że to ogromna zagadka — odparł dziennikarz.— Zagadkowa śmierć zawsze dobrze się sprzedaje.— I napędza wszystkim cholernego stracha — dodał Gibson.Po dłuższej chwili szef policji demonstracyjnie spojrzał na zegarek i wstał.— Jeśli już mowa o traceniu komórek w mózgu.Jest dopiero dziewiąta trzydzieści rano, a już mamy za sobą kurewsko długi dzień.— Wyjął z kieszeni klucz, otworzył dolną szufladę w szafce z aktami, wyciągnął z niej butelkę szkockiej whisky i kilka papierowych kubków i wrócił do biurka.Nalał do kubka whisky na dwa palce, podsunął kubek Greenowi, nalał do drugiego i podał go Chase’owi, który potrząsnął głową.Przełknął haust whisky i znów przechylił się na krześle.— Nate, przyjeżdża do ciebie rodzina na poświęcenie łodzi?— Siostra z dziećmi.Wymyślą pewnie jakiś pretekst, żeby zostać na tydzień.— Dziennikarz popijał whisky.— Jezu.Simon nie wiedział, dlaczego Gibson zaczął nagle mówić o święcie, ale nie miał ochoty tego słuchać.Chciał wrócić na wyspę i zabrać się do pracy.Przechylił się w przód, jakby miał zamiar wstać, zaczął coś mówić, ale policjant mu przerwał.— Mówią, że to będzie największe święto w historii.Ludzie zjeżdżają się ze wszystkich stron, zwłaszcza teraz, kiedy kasyno da im zajęcie na deszczowe dnie i w nocy.— Tak mówią — odezwał się Green.— Może nam dać prawdziwy zastrzyk pieniędzy.— No.Chase zrozumiał wreszcie, do czego dąży Gibson i wiedział, że musi zostać i słuchać.— Nate — zaczął policjant — wiem, że musisz czymś zapełnić te metry kolumn, więc może pozwolisz, że ja i Simon podsuniemy ci kilka uwag.— Dobra.— Po pierwsze, niemożliwe, żeby to był atak rekina.Simon, tak jakby, zapewnił mnie o tym.Prawda, Simon?— Mniej więcej — odparł Chase.— Powiedziałem, że.— Teraz taśma — rzekł Gibson do Greena.— Pamiętaj, jesteś jedyną osobą, jaka ją widziała, masz na nią wyłączność i musisz przyznać, że wygląda to zupełnie tak, jakby Brian nagle oszalał.— Albo zobaczył coś, co sprawiło, że oszalał.— Co zobaczył? Ducha Zeszłego Bożego Narodzenia?— No, to jest pytanie.— Moim zdaniem na dole nic takiego nie można zobaczyć.Jedynym wnioskiem, do którego dojść może każda w miarę rozsądna osoba, jest to, że Brian miał nawrót kwasowy, czy coś w tym rodzaju, rzucił się na brata i w trakcie walki sam zginął.— Skąd wzięła się ta krew?— Nóż Briana.— Miał nóż?— Jasne — odparł szef policji.— Nie mówiłem ci? Przywiązany paskiem do nogi.Ale kiedy go znaleziono, noża nie było.To kolejna wiadomość wyłącznie dla ciebie.Green postawił kubek na biurku i odwrócił się, by spojrzeć na Chase’a.— Co o tym myślisz, Simon?— Sam nie wiem, co myśleć — odpowiedział.— Ale to wszystko wydaje mi się trochę.— Potrafisz znaleźć lepsze wytłumaczenie? — warknął na niego policjant.— Nie — odparł Chase, bo nie potrafił.Mógł tylko przysiąc, gdyby kiedyś musiał, że żadnego z chłopców nie zabił rekin.A przynajmniej, żaden rekin, o którym słyszał.— No więc proszę, Nate — powiedział policjant.— Jesteś zbyt dobrym dziennikarzem, żeby wypisywać jakieś niezrozumiałe, głupawe domysły.Green milczał przez chwilę, zanim się odezwał:— Dasz mi znać o wynikach sekcji?— Jak tylko potwierdzi przyczynę śmierci.— Gibson dolał whisky do kubka dziennikarza.— Ale postawię dolara do dziesięciu, że okaże się, że śmierć spowodowało ostre narzędzie.Wydaje mi się, że lekcja, jaką masz przekazać swoim czytelnikom, brzmi następująco: narkomani i wariaci nie powinni nurkować.Do drzwi znowu zapukał policjant.Otworzył je i zwrócił się do Chase’a:— Telefon do pana.— Odbiorę na zewnątrz — odparł wstając.— Już nie trzeba — powiedział policjant.— To była Pani Bixler.Kazała panu powtórzyć, że przyjechała Mała Syrenka.— Dobrze.Dzięki, Tommy.— Chase zwrócił się do Gibsona: — Więzienie za długi zawieszone na trzy miesiące.mam nadzieję.— Odwrócił się do wyjścia.— Simon.— odezwał się Gibson, zatrzymując go.— Wszyscy trzej się zgadzamy, prawda? To znaczy, gdyby jeden z tych półgłówków, reporterów telewizyjnych zadzwonił do ciebie i chciał rozpętać burzę.— Jasne, Rollie.— Dobrze.— Komendant uśmiechnął się.— Twój instytut zdobywa całkiem niezłą reputację.Nie chcesz chyba zmieszać jej z błotem, wtrącając się w sprawy policji.Chase opuścił pokój z niejasnym odczuciem, które zmieniło się w pewność, zanim dotarł do głównego korytarza: właśnie mu grożono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]