[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Masywny dywanzesch³ych, kruchych liœci pokrywa³ ziemiê, wyrównuj¹c nierównoœci terenu iwymuszaj¹c na ludziach u¿ycie dalwzroku do przeprowadzania gekoni przezszczeliny i przeszkody.Pod ¿yw¹ zielon¹ markiz¹ panowa³a cisza.Nieruchome powietrze wzmacnia³onajcichszy szept do krzyku, który rozbrzmiewa³ na ca³ej d³ugoœci wlok¹cej siêkarawany.Uczniowie stopniowo rezygnowali z rozmów, stali siê milcz¹cy inerwowi.- Rozbijemy obóz w znanej mi dolinie - og³osi³ Melzar po po³udniu.- Dotrzemytam za godzinê.Las nie jest tam tak paskudny jak tu.W dolinie p³ynie rzeka.Pora sk³adania jaj trilanów dawno minê³a, wiêc mo¿na w niej p³ywaæ.- Zatrzymujemy siê tam? - spyta³ Genril.- Czy to nie za wczeœnie?- Nie spodziewaj siê za du¿o, ch³opcze.Dziœ po po³udniu idziecie polowaæ nagalby.Humor uczniów natychmiast siê poprawi³.Obiecano im myœliwskie doœwiadczenia,ale nie spodziewali siê, ¿e chodzi o galby, które by³y odpowiednikami du¿ychpsów.Edeard czêsto s³ysza³ jak doœwiadczeni doroœli opowiadali, jak osaczyligalby, a on skoczy³ i wydosta³ siê na swobodê.Tylna koñczyna tego zwierzêciaby³a nieproporcjonalnie wielka i wyj¹tkowo potê¿na.Czasami wyrzuca³a go naponad cztery metry w górê.Zgodnie z zapowiedzi¹ Melzara, las zacz¹³ siê zmieniaæ, kiedy dotarli do³agodnego, schodz¹cego w dó³ zbocza.Drzewa zrobi³y siê rzadsze i ni¿sze,przepuszcza³y na dó³ s³upy s³onecznego œwiat³a.Znowu pojawi³a siê trawa.Wd³ugich lukach miêdzy drzewami ros³y krzaki z liœæmi w kolorach odjasnozielonego do ciemnego ametystu.Edeard móg³ rozpoznaæ najwy¿ej kilkarodzajów napotykanych jagód, których musia³o tu rosn¹æ kilkadziesi¹t odmian.Ze zwiêkszon¹ iloœci¹ wilgoci i œwiat³a zaczê³y siê pojawiaæ yimuchy igryzoskrzyd³a.Wkrótce wirowa³y nad ich g³owami w wielkich rojach, a potemœpieszy³y w dó³, by k¹saæ wszystkie dostêpne miejsca na ludzkiej skórze.Edeardbez przerwy u¿ywa³ trzeciej rêki, do ich odpêdzania.Zatrzymali wozy przy rzeczce i ogrodzili genistary.Melzar rozdzieli³ piêærewolwerów i dwa karabiny, które zabra³ ze sob¹.Wiêkszoœæ nale¿a³a do wsi,choæ Genril mia³ w³asny rewolwer, który, jak twierdzi³, nale¿a³ do jego rodzinyod chwili przybycia na Querenciê.Lufê mia³ d³u¿sz¹ ni¿ inne pistolety izrobiono go z bia³awego metalu znacznie l¿ejszego ni¿ solidna stal klasyarmatniej produkowanej przez Gildiê Broni w Makkathranie.- Metal wyciêty z samego statku - oznajmi³ dumnie Genril sprawdzaj¹c mechanizm.Nawet przy tej czynnoœci widaæ by³o, ¿e jego pistolet lepiej dzia³a ni¿ tezrobione w mieœcie.- Mój pierwszy przodek ocali³ nieco materia³u z kad³uba,zanim przyp³ywy zabra³y statek do morskiego brzucha.Pistolet jest w posiadaniurodziny od tamtego czasu.- Bzdury - parskn¹³ Obron.- To by znaczy³o, ¿e ma ponad dwa tysi¹ce lat.- Wiêc co z tego? - wyzywaj¹co spyta³ Genril, kiedy wyciska³ olej z ma³ejpuszeczki i wciera³ go lnian¹ szmatk¹ w wyjête czêœci broni.- Budowniczystatku wiedzieli, jak produkowaæ naprawdê mocny metal.Pomyœlcie o tym,kretyni: musieli posiadaæ silny metal.Statek spad³ z nieba i przetrwa³, aprzylecieli z wszechœwiata, gdzie statki lata³y miêdzy planetami.Edeard siê nie wypowiada³.Zawsze sceptycznie odnosi³ siê do ca³ej statkowejlegendy.Choæ, musia³ to przyznaæ, wspania³ej legendy.Melzar przewiesi³ jeden z karabinów przez ramiê i zrobi³ rundê z pude³kiemamunicji.Uczniom z rewolwerami wrêczy³ po szeœæ mosiê¿nych kul.- To w zupe³noœci wystarcza - oznajmi³ im, kiedy siê skar¿yli, ¿e potrzebuj¹wiêcej.- Jeœli nie zdo³acie trafiæ galby ¿adnym z szeœciu strza³Ã³w, to on ju¿na pewno uciek³ albo z zadowoleniem za¿era wasz¹ w¹trobê.Tak czy inaczejwiêcej nie dostaniecie.Pistolety dosta³o tylko piêciu uczniów (wliczaj¹c w to Genrila).Edeard nienale¿a³ do tej pi¹tki.Patrzy³ z pewn¹ zazdroœci¹, kiedy wsuwali kule doobrotowej komory.Melzar przykucn¹³ i zacz¹³ rysowaæ linie na ziemi.- Zbierzcie siê wokó³ - nakaza³.- Rozdzielimy siê na dwie grupy.Strzelcyustawi¹ siê na tamtej grani.- D³oni¹ machn¹³ ku lasowi, gdzie teren ostro siêwznosi³.- Pozostali bêd¹ naganiaczami.Utworzymy d³ug¹ liniê z jednym koñcemtutaj i bêdziemy j¹ przesuwaæ, jak wielk¹ krzyw¹, a¿ zrównamy siê z pierwszymstrzelcem.To powinno wyp³oszyæ wszystkie stworzenia wiêksze od drakkena przednami i, miejmy nadziejê, zagnaæ je na liniê strza³u.W ¿adnym wypadku nikt niemo¿e min¹æ pierwszego strzelca.Nie dbam o to, czy jesteœcie najlepszymiprzyjació³mi i u¿ywacie dalmowy, przed rewolwerami nie chodzicie.Zrozumiano?- Tak, proszê pana - odpowiedzieli chórem.- Wiêc dobrze, po pierwszym przejœciu, przekazujemy broñ nastêpnym i przenosimysiê w inne miejsce.- Spojrza³ na niebo, które w³aœnie zaczê³o siê chmurzyæ.-Powinno wystarczyæ œwiat³a, byœmy tego popo³udnia zrobili to trzy razy, co daka¿demu szansê u¿ycia pistoletu.- Proszê pana, mój ojciec powiedzia³, ¿e naszego pistoletu mogê u¿ywaæ tylko ja- oznajmi³ Genril.- Wiem - odpar³ Melzar.- Mo¿esz go zatrzymaæ, ale bez amunicji, kiedyprzejdziesz do linii naganiaczy.A teraz: jeœli bierzecie udzia³ w nagoncemusicie siê trzymaæ w zasiêgu dalwzroku z ludŸmi po waszych obu stronach.Takwiêc w rzeczywistoœci oznacza to, ¿e nie chcê, byœcie byli rozstawieni wodleg³oœci wiêkszej, ni¿ siedemdziesi¹t metrów od siebie.Poleceniarozpoczêcia, zatrzymania i zgrupowania bêd¹ wydawane g³osem i dalmow¹.Bêdziecie je przekazywaæ obydwoma sposobami wzd³u¿ linii.Macie ca³y czas siêdo nich stosowaæ.Linia naganiaczy wykorzysta trzy gewilki, by pomog³y zachêciægelby do ucieczki.Tym razem Edeard i Alcie bêd¹ kontrolowali po jednym, a jazajmê siê trzecim.Nikt inny nie wydaje im poleceñ.Nie chcê, by by³yzdezorientowane.Jakieœ pytania? ¯adnych.Dobrze.ChodŸmy i niech Pani siê donas uœmiecha.Edeard zawo³a³ jednego z gewilków i wyruszy³ z grup¹ id¹c¹ za Melzarem.Toran,jeden z farmerów poprowadzi³ ch³opców z pistoletami ku kamiennej grani.- Nie widzê w tym sensu - narzeka³ ponuro Fahin, kiedy maszerowa³ obok Edearda.- Wszyscy æwiczyliœmy strzelanie z pistoletów za murami wsi, a galby nie s¹jadalne.- Czy niczego nie s³uchasz? - spyta³a Janene.- W tym wszystkim chodzi odoœwiadczenie.Jest ogromna ró¿nica miêdzy strzelaniem do celu, a przebywaniemtu w lasach, obok buszuj¹cych niebezpiecznych zwierz¹t.Rada starszych chcewiedzieæ, czy w razie potrzeby mo¿e polegaæ na nas przy obronie wsi.Melzar oœwiadczy³ nam jednak wczeœniej, ¿e koczownicze rodziny nie s¹ groŸne,pomyœla³ Edeard.Wiêc po co w gruncie rzeczy ten mur wokó³ wsi? Kiedy wrócê,muszê zapytaæ o to Akeema.- Co bêdzie, jeœli galby nie podejd¹ do linii strza³u? - spyta³ Fahin.- Co,jeœli rusz¹ na nas? - Z³apa³ mocniej za mieszek, jakby móg³ go uchroniæ przedleœnymi zwierzêtami.- Nie zrobi¹ tego - odpar³ Edeard.- Spróbuj¹ nas unikn¹æ, bo tworzymy grupê.- Taa, w teorii - burkn¹³ Fahin.- Na mi³oœæ Pani, przestañ biadoliæ - wtr¹ci³ Obron
[ Pobierz całość w formacie PDF ]