[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lal natychmiast zleciła, aby posiłek przyniesiono im na górę, ale Riaan tak bardzo chciał wejść do głównej sali, że pomimo złych przeczuć ustąpili i zeszli na dół.Po drodze Soukyan powiedział do Lal cicho:– Oto co znaczy być dziadkami.Już tego nie znoszę.– Tak uważasz? A więc musieliśmy mieć ładną córkę – powiedziała łagodnie Lal.– Naprawdę ładną.Na głównej sali panował zupełny chaos, co odpowiadało Ria-anowi całkowicie.Mimo że byli w portowym mieście, jadłospis, jaki oferował właściciel gospody, ograniczał się do zbyt wysmażonych kotletów i nie, dopieczony eh paszte-cików z zielonego węgorza oraz wina, co do którego pojawiło się pewne podejrzenie, że jeszcze niedawno było wodą w stawie.Soukyan zmierzył wzrokiem pijanych mężczyzn, którzy przepychali się przy ich stole, powstrzymał Lal przed wypędzeniem jednego, który miał zamiar oddać mocz na jej nogę, i ponaglił Riaana, żeby jadł szybko, bo muszą wyjść najdalej za pół godziny.– Dlaczego? – zdziwił się chłopak.– Ponieważ dzisiejszego wieczoru jest tu z tuzin zawadiaków i przynajmniej tyleż samo marynarzy z frachtowców, stojących u nabrzeża.Pół godziny, może mniej.– O, czarodziej – zauważył zdumiony Riaan.Rzeczywiście, niski, wyglądający na poirytowanego mężczyzna, ubrany na czarno i szaro, co wskazywało, że byłniższy rangą w swoim rzemiośle, stał na szynkwasie i strzelał palcami, aby wykrzesać z ich koniuszków ogień.Riaan wstrzymał oddech.– Trzeciorzędni zawsze tak zaczynają – mruknęła Lal.Widownia nie zwracała na magika uwagi, dopóki nie tupnąłnogą w pewien określony sposób i coś o podekscytowanych żółtych oczach, długich żółtych zębach i czerwonych jak krew skrzydłach nie przemknęło wysoko pod stropem, dźwięcząc jak miecz uderzający o kamień.Okrążyło salę, pochylając się złośliwie nad przerażonymi pijakami, i zniknęło w kominie z ogłuszającym pierdnięciem.Riaan zaczął wznosić en-tuzjastyczne okrzyki i czarodziej wyraźnie skinął głową w jego stronę, co sprawiło, że Soukyan prychnął niczym poirytowana churfa, a Lal szepnęła:– Nie odbieraj mu przyjemności.Widzisz, jak się cieszy.– Dobrze, babciu, będę cicho – wymamrotał w odpowiedzi Soukyan.Od tej chwili czarodziej kierował swoje sztuczki wprost do Riaana, zawadiaki i marynarze byli już zbyt pijani, żeby zwracać uwagę na cokolwiek z wyjątkiem starej wzajemnej nienawiści.Chłopiec siedział zachwycony, zapomniawszy o jedzeniu, a magik żonglował kuflami i podrzucał je w powietrze, by spłynęły w dół niczym płatki kwiatów.Potem w pustych rękach czarodzieja pojawiały się małe ptaszki, wreszcie piwo – lepsze od tego, jakie kiedykolwiek podawano w Złotym Morskim Kaczorze – popłynęło strumieniami z jego uszu, nosa, czubka głowy, z kieszeni płaszcza.Nawet marynarze na krótko zwrócili uwagę na te występy, nawet Soukyan zaczął się śmiać.– Niech będzie, drugorzędny – mruknęła Lal.Na koniec czarodziej poprosił o ciszę, ale nikt go nie usłuchał.Klientela szybko zbliżała się do punktu kulminacy-jnego zabawy.Ktoś ryknął i rzucił krzesłem.Chybiło celu, rozbiło się o bar.Czarodziej rozgniewał się, odrzucił do tyłu szary płaszcz i skłonił głowę szybko i dyskretnie.Wyjął garść czerwonego proszku z ukrytej kieszeni, garść niepozornie wyglądających ziół z innej, cisnął to na szynkwas przed sobą, splunął trzy razy i wypowiedział słowa, których ani Lal, ani Soukyan nie mogli usłyszeć w tym zgiełku.Biały jak kość, biały jak larwa, ohydnie biały stwór zaczął przybierać realne kształty w gęstym od dymu powietrzu.Rósł tak samo, jak rośnie perła albo dziecko, rozwijając się wokół jednej promien-nej iskierki, od miejsca, gdzie powinno być jego serce.Ale był martwy, martwy od bardzo dawna i nie umarł spokojną śmiercią ani nie znalazł wytchnienia za grobem.Okrywały go szaty sztywne i brązowe od zakrzepłej krwi, a z jego przezroczystej twarzy o pustych oczodołach znać było wściekłą zawiść o to, co żyje.Skulił się w powietrzu, zasy-czał cicho, na próżno próbując wymierzyć cios niepozornemu człowiekowi, który go przywołał.Czarodziej udaremnił to jednym słowem, nie przestając się uśmiechać.Co to było za słowo? Nikt nie usłyszał w ogólnym rozgardiaszu.Pewien marynarz rzucił w zjawę butelką, choć najprawdopodobniej była przeznaczona dla pijanego zawadiaki, który uniósł dwóch marynarzy ponad podłogę, każdego trzymając za gardło i nie przestając im mozolnie tłumaczyć jakiegoś punktu etykiety.Butelka przeleciała przez widmo i walnęła w głowę właściciela gospody, który ze swobodą, jaką daje długie doświadczenie, wydostał zza baru pałkę i zacząłokładać nią wszystkich dookoła.Zawadiaka cisnął podduszonych marynarzy we właściciela gospody i sam przeskoczyłprzez kontuar.Kilku pijanych poszło za jego przykładem.– Wychodzimy – zdecydował Soukyan i razem z Lal, łukiem i laską torując drogę wśród walczących, odciągnęli Riaana od stołu, który chwilę potem przewrócił jakiś zawadiaka, śpieszący na ratunek kolegom.Chłopiec nie protestował, 48 / 77Peter S.Beagle - Olbrzymie kościale obrócił się w drzwiach, by popatrzeć jeszcze raz na czarodzieja.Ten niepozorny człowiek stał przy bocznej ścianie, ignorowany nadal, a wywołane przez niego widmo mamrotało bezsilnie ponad głowami walczących.Czarownik otarł czoło i strzelił palcami, aby je wypędzić.Spostrzegłszy troje wychodzących, ukłonił się uroczyście Riaanowi, obrócił się szybko na palcach, tak jak to zwykle robią czarodzieje, i zniknął w tym samym obłoku dymu co i zjawa.Pozostała po nich tylko niemiła woń butwiejących kwiatów.– Wychodzimy, wychodzimy, wychodzimy! – ponaglał Soukyan.Spędzili resztę wieczoru w pokoju, przysłuchując się dyspucie prowadzonej pod schodami do późna w nocy.Riaan nie powiedział prawie ani słowa, raz tylko zapytał:– To był duch, prawda? Prawdziwy duch?– Mówiłam ci, że nie wszystkie są jak ten w opowieści – odrzekła Lal.Riaan w milczeniu skinął głową.Soukyan, który sypiał równie czujnie pod dachem, jak pod gołym niebem, coraz to budził się tej nocy.Za każdym razem widział, jak chłopiec z otwartymi oczyma leży nieruchomo w łóżku pod oknem, a promienie księżyca posrebrzają jego twarz.Równie spokojny był w ciągu następnych dni, gdy podążali drogą do Churuch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl