[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał być prawie w tym samym wieku co wielebna Peterborough.– Tak, tak – przyznała, gdy tylko zdążyłem zdać sobie z tego sprawę.– Od dwunastego roku życia okropnie się kochałam w miejscowym zbuntowanym heretyku.Grzeczne dziewczynki, które dostają stypendia, zawsze odrabiają lekcje i robią wszystko jak trzeba, z reguły czują fatalną skłonność do niegrzecznych, inteligentnych chłopców.– Nie sądzę, bym kiedyś widział na twarzy Aimerica ten kolor – rzuciłem od niechcenia.Margaret walnęła mnie łokciem w żebra.Thorwald i Valerie dostroili instrumenty i – co mnie mile zaskoczyło – zaczęli grać moje ballady opiewające Serras Verz.Brzmieli w duecie bardzo dobrze i wszyscy słuchaliśmy ich z uznaniem.Kiedy skończyli, Thorwald skinął na mnie, chcąc, bym się do nich przyłączył.Chciałem już uprzejmie odmówić, ponieważ bardzo podobała mi się ich gra, a do tego prowadziłem już dziś dwie lekcje muzyki i grałem też na zajęciach z jej rozumienia, palce miałem więc obolałe i zmęczone, gdy twarz Valerie oklapła nagle, po czym przybrała nieco inny wyraz.– Cz.czy Ok.Okcytańczycy naprawdę to robią? Wybierają się na długie wycieczki do lasu tylko dlatego, że tam jest ładnie i miło?– Tak, Betsy – zapewniłem ją.– To jedna z tych rzeczy, których atrakcyjność trudno jest wyjaśnić komuś, kto nigdy tego nie próbował, a gdy się już to zrobi i zrozumie, nie można tego wytłumaczyć nikomu innemu.Nie wiem, czy moje piosenki wzbudziły we mnie lekką nostalgię, czy była to świadomość, że gdybym został w domu, zapewne przebywałbym teraz w Terrbori, oglądając pierwsze kwiaty rozkwitające na południowym wybrzeżu i łowiąc zimopstrągi w wartkich rzekach, czy też po prostu chciałem usłyszeć własny głos, zacząłem jednak opisywać niektóre z przygód, jakie przeżyłem na łonie natury.Kilka z nich wydarzyło się całe dwanaście stanlat temu podczas wycieczek z ojcem.Miałem wrażenie, że spodobały im się moje opowieści, mówiłem więc dalej.Potem włączył się Aimeric, który zdał relację ze swych wypraw z Bru-cem i Charliem, a także z kilku wycieczek na Wilsonie.Zajęło nam to prawie godzinę.Pod koniec naprawdę żałowałem, że nie pozwoliłem Valerie i Thorwaldowi śpiewać dłużej.Wielkie sprawy bardzo często wynikają z małych początków.Następnego wieczoru wszyscy chcieli rozmawiać tylko o „artystycznym doświadczeniu”, które zaproponował Paul.Jego pomysł polegał na tym, że ponieważ wielkie pasażerskie koty zawsze są wyposażone w kilka łóżek, na wypadek gdyby ugrzęzły gdzieś na noc, nie byłoby zbyt trudno przerobić kilka z nich na sypialnie na kołach.Moglibyśmy następnie odbyć w nich lądową wyprawę w „Góry Pesymalne”, przez jedną z kilku przełęczy, które można było zidentyfikować na podstawie map satelitarnych.Później mieliśmy zjechać do morza.Na zachodnim wybrzeżu było na ogół słonecznie i ciepło, przynajmniej według miejscowych standardów, co znaczy, że pogoda przypominała zimną jesień na jednej z wysp położonych przy brzegach któregoś z polarnych kontynentów Wilsona.Następnie planowaliśmy zabawić dzień albo dwa na plaży, być może polując na kury albo zbierając zdziczałe rośliny uprawne, a na koniec wrócić przez inną przełęcz.Cała wyprawa trwałaby około dwudziestu miejscowych, dwudzie-stoośmiogodzinnych dób, o ile jechalibyśmy tylko za dnia.Osobiście byłem zdania, że, biorąc pod uwagę napiętą sytuację, pomysł krajoznawczej wycieczki nie powinien wzbudzić większego zainteresowania; Aimeric wskazał jednak, że wiele rewolucji wybuchło z absurdalnie błahych powodów.Już następnego dnia przygotowali plan, wysłali go do biur projektowych i otrzymali w odpowiedzi listę ponad czterystu sprzeciwów zgłoszonych przez syntelekty.Załatwili to w ciągu dwóch miejscowych dni, w ten sposób, że podzielili się na grupy robocze, a potem wysłali syntelektom kompletną odpowiedź
[ Pobierz całość w formacie PDF ]