[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcale mu się nie dziwiłem.Nie byłem specjalistą ale z doświadczeniawiedziałem, że większość seryjnych morderców schwytano dzięki szczęściu albo dzięki temu, że popełnilirażący błąd.Ludzie ci są jak kameleony i uchodząc za zwykłych członków tej czy innej społeczności,ukrywają się skutecznie na otwartej przestrzeni.Gdy w końcu wpadają, pierwszą reakcją ich znajomych isąsiadów jest zawsze niedowierzanie.Dopiero patrząc wstecz, ich bliscy stwierdzają, że ten wyszczerbiony,ząbkowany nóż zawsze tam był, tylko po prostu go nie widzieli.Bez względu na to, jakie potworności tebestie popełniły, ich znajomymi najbardziej wstrząsało to, że wydawały się zupełnie normalnymi ludźmi.Takimi jak my.Jak ja czy ty.Mackenzie podrapał się w pieprzyk na szyi.Przestał, gdy zobaczył, że to widzę.- Ale wyszło na jaw coś, co może być ważne - rzucił z mało przekonującą obojętnością.- Jeden zeświadków, który rozmawiał z Sally Palmer na grillu, twierdzi, że była zdenerwowana, bo ktoś podrzucił jejna próg martwego gronostaja.Wzięła to za niesmaczny kawał.Pomyślałem o łabędzich skrzydłach na jej ciele i o dzikiej kaczce przywiązanej do głazu w dniu zaginięciaLyn Metcalf.- Myśli pan, że zrobił to morderca? Mackenzie wzruszył ramionami.- Albo dzieciaki.Albo miał to być jakiś znak czy ostrzeżenie.Naznaczenie ofiary, cholera go wie.Wiemyjuż, że ptaki to jego podpis.Może zwierzęta też.- A Lyn? Ona też znalazła coś takiego?- Dzień wcześniej powiedziała mężowi, że widziała w lesie martwego zająca.Ale zająca mógł zagryźć piesalbo lis.Za późno, żeby to sprawdzić.Miał rację, mimo to bardzo mnie to zastanowiło.Owszem, przypadki zdarzają się w zabójstwach tak samojak w innych aspektach życia.Ale biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie mordercy, do przyjęciabyła również teza, że jest na tyle pewny siebie, iż znakuje przedtem swoje ofiary.- Więc uważa pan, że to nic nie znaczy?- Tego nie powiedziałem - warknął.- Ale na tym etapie niewiele możemy zdziałać.Szukamy jużnotowanych za okrucieństwo wobec zwierząt.Dwóch świadków pamięta, że dziesięć, piętnaście lat temuktoś zabijał ta koty, że nigdy go nie złapano i że.Co?Pokręciłem głową.- Sam pan powiedział, że Manham to nie Londyn.Ludzie myślą tu inaczej, mają inne nastawienie.Nietwierdzę, że są sadystami, ale sentymentu do zwierząt też nie mają.- Chce pan powiedzieć, że nikt nie zwróciłby uwagi na kilka martwych psów czy kotów, tak? '- Jeśli ktoś podpaliłby psa na skwerku, pewnie by ktoś zareagował.Ale na wsi? Zwierzęta zabija się tamcały czas.Niechętnie przyznał mi rację.- Niech pan obejrzy tego psa i da mi znać - rzucił, wstając.- W razie czego, jestem pod komórką.- Chwileczkę - odparłem.- Musi pan chyba o czymś wiedzieć.Opowiedziałem mu o krążących wmiasteczku plotkach.- Jezu Chryste.- westchnął, gdy skończyłem.- Będzie pan miał kłopoty?- Nie wiem.Mam nadzieję, że nie.Ludzie są podenerwowani.Widzą, że przyjeżdża pan do przychodni iwyciągają pochopne wnioski.Nie chcę się ciągłe tłumaczyć.- Jasne, dotarło.Ale nie robił wrażenia zmartwionego.Ani zaskoczonego.Po jego wyjściu przyszło mi do głowy, że możesię tego spodziewał, że gdybym został czymś w rodzaju konia maskującego obecność myśliwego, bardzo bymu to odpowiadało.Próbowałem wmówić sobie, że to absurd.Mimo to, badając szkielet psa, ciągle o tymmyślałem.Wypreparowałem i obfotografowałem wyżłobienie na kręgu szyjnym w miejscu, gdzie nóż wbił się wkość.Były to czynności rutynowe, warte zachodu jedynie ze względów dokumentacyjnych, dlatego niespodziewałem się, że znajdę coś naprawdę wartościowego.Układając kręg pod mikroskopem, wiedziałem,czego oczekiwać.Wciąż na to patrzyłem, gdy wróciła Marina z kubkiem kawy.- Coś ciekawego? - spytała.Zrobiłem jej miejsce.- Proszę spojrzeć.Pochyliła się nad mikroskopem.Po chwili wyregulowała ostrość.Gdy się wyprostowała, miała zaskoczonąminę.- Nie rozumiem.- Czego?- Wyżłobienie jest chropowate, zupełnie inne niż tamto.Brzegi są nierówne, wystrzępione.Mówił pan, żetylko ząbkowane ostrze zostawia takie ślady.- Bo tak jest.- Ale to bez sensu.Cięcie na kręgu szyjnym tej kobiety było gładkie.Dlaczego to jest nierówne?- Prosta sprawa - odparłem.- Zrobiono je innym nożem.Rozdział 13Mięso wciąż było blade.Kropelki tłuszczu przywierały doń jak pot i skapywały z sykiem na rozżarzonewęgle.Nad paleniskiem snuły się leniwie smużki dymu, pachnąca błękitnawa mgiełka.Tina dziobnęła widelcem jeden z leżących na ruszcie hamburgerów i zmarszczyła brwi.- Mówiłam, że za słabo się żarzy.- Trzeba trochę zaczekać - odparła Jenny.- Jak zaczekamy, cały węgiel się wypali.Temperatura musi być wyższa.- Nie będziemy niczym tego polewali.- Dlaczego? W tym tempie zjemy je dopiero na śniadanie.- Wszystko jedno.Ten płyn to trucizna.- Przestań, jestem wściekle głodna!Byliśmy w ogródku za ich maleńkim domkiem.W ogródku, a raczej na zaniedbanym podwórku, kawałkutrawnika otoczonego z dwóch stron płotem dużego wybiegu dla koni.Ale ponieważ na ogródek wychodziłytylko okna sypialni sąsiedniego domu, było tam zacisznie, przytulnie i prywatnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]