[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mów dalej, umieram z ciekawości.Maud próbowała przedstawić spotkanie z Holtem w dramatycznym świetle, jako swoiste przekleństwo losu, jednak nawet teraz, gdy o tym opowiadała, nie umiała zapanować nad nerwami.Rozbolał ją żołądek, serce biło jak oszalałe.Wspomnienie porannej kłótni z Holtem jeszcze potęgowało ten stan.- To znaczy, że będzie bronił ojca? - spytała Bobbi.- Dobrze zrozumiałam?- Tak.- O cholera.Niewiarygodne!- Bobbi! - krzyknęła Maud, udając zgorszenie.- Daj spokój, lubię nazywać rzeczy po imieniu.- Wiem, wiem.- szepnęła Maud drżącym głosem.- Czy Holt przyznał, że cię zna?- O Boże, nie! - odparła zdenerwowana Maud i szybko pożałowała szczerej reakcji.- Dlaczego nie? - dociekała Bobbi.- Ja.Uznaliśmy, że to nie byłby dobry pomysł.- Czy istnieje jakaś pani Ramsey?- O ile wiem, to nie.- Ciekawe, dlaczego taki atrakcyjny facet wciąż jest samotny.Maud wzruszyła ramionami, by okazać brak zainteresowania tematem.- Udało wam się porozmawiać na osobności? - naciskała Bobbi, zerkając nieco podejrzliwie na przyjaciółkę.- Dzisiaj rano, ale była to bardzo nieprzyjemna rozmowa.Seymour i Holt są do siebie nadzwyczaj wrogo nastawieni.Myślę, że on obwinia Seymoura o samobójstwo matki.- W takim razie chyba nie powinien bronić ojca.- Też tak uważam, ale Seymour się uparł.- Zatem Holt jest nie tylko atrakcyjny.Musi też być świetnym fachowcem.Przestań się zamartwiać, rozchmurz się.- Przepraszam, kiepski ze mnie kompan.- Daj spokój, i tak świetnie sobie radzisz.Ja na twoim miejscu już dawno bym zwariowała.- Nieszczęsna istoto, nie wiesz, jak to jest żyć na krawędzi - spróbowała zażartować Maud.- Ty też nie wiesz.- Ale prędko się dowiem, jeśli Seymour zostanie skazany albo.- Nie kończ.- Bobbi zamilkła na chwilę, a potem spytała ostrożnie: - No a co z twoim pasierbem?- A co ma być?Bobbi nonszalancko wzruszyła ramionami, ale w jej oczach pojawił się diabelski błysk.- Wygląda mi na typa, który uwielbia niebezpieczne rozgrywki, zwłaszcza jeśli nagrodą będzie żona kochanego tatusia.Maud kopnęła przyjaciółkę w kostkę.- Przestań! To boli - zaprotestowała Bobbi.- Na przyszłość uważaj, co mówisz.- Spróbuję, ale to niewykonalne.No to jak, czy ten milutki chłopczyk znów robi do ciebie maślane oczy?- Bobbi, przestań.- Przynajmniej nie będziesz się nudzić.Nie byłabyś taka wesoła, gdybyś znała prawdę, pomyślała Maud, czując, jak po plecach przebiega jej zimny dreszcz.ROZDZIAŁ DZIESIĄTY- Ale z ciebie artysta.Jonah uśmiechnął się szeroko, rzucił się w ramiona mamy i porządnie ją wycałował.- Hm, wspaniale smakujesz.Choć nawet w cieniu panował nieznośny upał, Maud postanowiła spędzić trochę czasu z synkiem na świeżym powietrzu.Zamierzała posiedzieć z nim na zadaszonej werandzie, ale to okazało się bardzo trudne.Jonah chciał biegać i odnaleźć w trawie kotka.Rada nie rada truchtała więc posłusznie za synkiem.Dość tego dobrego, pomyślała w pewnym momencie, gdy bluzka i spodnie przywarły jej do skóry.Choć posmarowała siebie i Jonaha kremem z filtrem, ta pora dnia należała do najbardziej niebezpiecznych.Mimo wszystko nie miała serca zagonić małego do domu.Po namyśle wybrała inne rozwiązanie.- Chodź, kochanie, poszukamy cienia.Za długo przebywaliśmy na słońcu.- Na ziemię, mamusiu.- Jonah wiercił się w jej ramionach.- Za chwilę, synku.- Kotek! - Wskazał ręką na najbliższą kępę krzaków.Mądry kociak, pomyślała Maud.- Kotek, kotek! - wołał Jonah.- Kotek sobie poszedł.Zrób mu pa, pa.- Kotek poszedł - powtórzył Jonah.- Nie martw się, na pewno wróci.Chodź, napijemy się soczku.Jonah uśmiechnął się i zaczął wymachiwać nóżkami.- Soczek!- A dzięki Annie mamy twój ulubiony.Winogronowy.Jonah próbował powtórzyć nazwę soczku, ale zawsze wychodziło mu inaczej.Ubawiona Maud uścisnęła go mocno.- Na ziemię! - zażyczył sobie Jonah, kiedy dotarli już na werandę.Po chwili wskazał tacę, którą zostawiła Annie.- Ciasteczka! - zawołał radośnie.- Zaraz - powiedziała Maud, stawiając go na podłodze.- Najpierw wyczyścimy rączki.- Sięgnęła po paczkę nasączonych chusteczek.Maud obsesyjnie bała się zarazków.Seymour często żartował, że nieustannie zdziera Jonahowi naskórek.- No dobrze, teraz możesz jeść.Sama także musiała umyć ręce.Popatrzyła tęsknie na fontannę.Najchętniej wskoczyłaby z synkiem wprost pod kaskadę zimnej wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]