[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmyślałem też nad tym, czy moja harówka przekonała Metcalfe’a, że rzeczywiście niewinnie się włóczymy.Z Barcelony wyszliśmy przez Zatokę Lwią do Nicei, opuszczając Majorkę, gdyż zaczynało brakować nam czasu.Znowu zająłem się „interesami”, odwiedzając stocznie.Ponownie dostrzegłem obserwatora, lecz tym razem popełniłem błąd.Powiedziałem o nim Coertzemu.Zagotował się.– Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? – zapytał.– Jaki miałoby to sens? – odparłem.– I tak nic nie możemy zrobić.– Doprawdy? – rzekł zagadkowo i zamilkł.Niewiele zdarzyło się w Nicei.Jest to przyjemne miejsce, jeśli nie ma się pilnych spraw gdzie indziej.Zostaliśmy tam jednak tylko tak długo, ile wymagał nasz kamuflaż, po czym pożeglowaliśmy do Monte Carlo, równie miłego dla turystów miasta.W Monte Carlo zostałem wieczorem na pokładzie „Sanforda”, a Coertze i Walker zeszli na ląd.Niewiele było do zrobienia prócz zwykłych prac gospodarskich, odpoczywałem więc w kokpicie chłonąc spokój nocy.Tamtych nie było do późna, a gdy wrócili, Walker zachowywał się nienaturalnie cicho.Kiedy Coertze zszedł pod pokład, zagadnąłem go:– Co się stało? Zaniemówiłeś? Jak ci się podobało Monte? Skinął głową w stronę zejścia pod pokład.– Sprał kogoś.Zrobiło mi się zimno.– Kogo?– Jakiś facet łaził za nami przez całe popołudnie.Coertze go zauważył i powiedział, że się z nim rozprawi.Pozwoliliśmy facetowi śledzić nas, dopóki nie zrobiło się ciemno.Wtedy Coertze wyprowadził go w jakąś alejkę i dołożył mu.Wstałem i zszedłem na dół.Coertze siedział w kuchni i moczył spuchnięte knykcie.– A więc w końcu dopiąłeś swego – powiedziałem.– Musisz używać swoich cholernych pięści zamiast rozumu.Jesteś gorszy od Walkera.O nim przynajmniej można powiedzieć, że jest chory.Coertze spojrzał na mnie zaskoczony.– O co chodzi?– Słyszałem, że kogoś pobiłeś.Coertze spojrzał na swoją pięść i uśmiechnął się do mnie szeroko.– Nie będzie już nas niepokoić, z miesiąc poleży w szpitalu! – Rany boskie, w dodatku powiedział to z dumą!– Zawaliłeś wszystko – powiedziałem z naciskiem.– Już niemal doprowadziłem Metcalfe’a do punktu, w którym musiał zostać przekonany, że jesteśmy w porządku.Teraz pobiłeś jednego z jego ludzi, więc już wie, że jesteśmy przeciwko niemu i że coś ukrywamy.Równie dobrze mógłbyś zadzwonić do niego i powiedzieć: „Wkrótce będziemy mieli trochę złota, wpadnij i weź je od nas”.Jesteś skończonym durniem.Twarz mu pociemniała.– Nikt tak do mnie nie mówi – uniósł pieść.– Ja do ciebie tak mówię – odparłem.– A jeśli mnie tkniesz palcem, możesz złotu posłać całusy na do widzenia.Za nic na świecie nie poprowadzisz ani tej, ani żadnej innej łodzi, a Walker ci nie pomoże, bo cię nie znosi.Uderz mnie i wylatujesz na dobre.Wiem, że mógłbyś mnie złamać na pół i możesz tego spróbować, lecz taka przyjemność kosztowałaby cię, ni mniej, ni więcej, tylko pół miliona.Na tę próbę sił zanosiło się od dawna.Zawahał się, niezdecydowany.– Ty pieprzony Angliku – powiedział.– No dalej, uderz mnie – odezwałem się i przygotowałem na przyjęcie ciosu.Uspokoił się i pogroził mi.– Zaczekaj tylko, aż się to skończy – rzekł.– Tylko zaczekaj.Wtedy się policzymy.– Dobra, wtedy się policzymy – odparłem.– Ale do tego czasu ja jestem szefem.Rozumiesz?Twarz mu ponownie pociemniała.– Nikt mi nie będzie szefował – mruknął.– W porządku – powiedziałem.– W takim razie wracamy tą samą trasą, którą przypłynęliśmy – Nicea, Barcelona, Malaga, Gibraltar.Walker pomoże mi prowadzić łódź, ale dla ciebie nie kiwnie nawet palcem – odwróciłem się.– Czekaj no – rzekł Coertze, więc odwróciłem się.– Dobrze – wykrztusił.– Ale poczekaj tylko, aż się to skończy.Na Boga, wtedy będziesz musiał zacząć się pilnować!– Ale do tego czasu ja jestem szefem?– Tak – odrzekł ponuro.– I będziesz wykonywał moje rozkazy? Zacisnął pięści, lecz zdołał się opanować.– Tak.– W takim razie pierwszy brzmi następująco: bez porozumienia ze mną nie wolno ci nic robić.– Odwróciłem się, żeby wyjść na pokład.Doszedłem do połowy, kiedy nagle przyszło mi coś do głowy, więc wróciłem na dół.– Chcę ci coś jeszcze powiedzieć.Niech ci nie przyjdzie na myśl, żeby wykiwać mnie albo Walkera, bo jeżeli zrobisz coś takiego, to będziesz miał do czynienia nie tylko ze mną, ale i z Metcalfe’em.Gdybyś to zrobił, chętnie dopuszczę Metcalfe’a do udziału.I nie ma na świecie takiego miejsca, gdzie mógłbyś się ukryć, gdyby Metcalfe zaczął cię ścigać.Spojrzał na mnie ponuro i odwrócił się.Wyszedłem na pokład.Walker siedział w kokpicie.– Słyszałeś? – zapytałem.Skinął głową.– Cieszę się, że ustawiłeś mnie po swojej stronie.Byłem jeszcze wytrącony z równowagi i rozdygotany.Awantura z takim niedźwiedziem jak Coertze to nie zabawa.Działał pod wpływem odruchów, nie myśląc, i mógł mnie połamać równie łatwo, jak ktoś inny zapałkę.Takiego człowieka należało trzymać w cuglach jak narowistego konia.– Cholera, nie wiem, dlaczego wybrałem się na tę szaloną wyprawę z takim jak ty dronkie i maniakiem jak Coertze.Najpierw ty naprowadzasz Metcalfe’a na nasz trop, a później on przypieczętowuje sprawę.– Nie chciałem tego zrobić – odezwał się cicho Walker.– Nie sądzę, abym coś powiedział Metcalfe’owi.– Też tak sądzę, ale w jakiś sposób zdradziłeś się.– Przeciągnąłem się, rozluźniając mięśnie.– Nie ma to znaczenia: albo dostaniemy to złoto, albo nie.Tylko tyle można w tej chwili powiedzieć.– W razie czego możesz na mnie liczyć; pomogę ci przeciwko Coertzemu – rzekł Walker.Uśmiechnąłem się.Na Walkerze można było polegać tak jak na pękniętym maszcie podczas huraganu, a huraganem był Coertze.Tak właśnie oddziaływał na ludzi; był uosobieniem żywiołowej siły.Dosłownie przytłaczający człowiek.Poklepałem Walkera po kolanie.– Dobra.Od teraz jesteś moim człowiekiem – nadałem głosowi twarde brzmienie, gdyż Walkera należało trzymać krótko.– Ale powtarzam: z dala od alkoholu.W Tangerze mówiłem poważnie.IINastępnym przystankiem było Rapallo, które wybraliśmy na swoją pierwszą włoską bazę, pod warunkiem, że znajdziemy odpowiednie miejsce do pracy.Weszliśmy na silniku do przystani jachtowej i niech mnie kule biją, jeśli to nie falcon leżał wyciągnięty na mieliznę.Wiedziałem, że firma sprzedała kilka zestawów w Europie, lecz w ogóle nie spodziewałem się ich ujrzeć.Ponieważ przypłynęliśmy do portu międzynarodowego, nastąpiła odprawa celna i kontrola sanitarna – czyste formalności.Żeglarze nad Morzem Śródziemnym są dobrze traktowani.Pogawędziłem z celnikami na temat jachtów i żeglarstwa.Powiedziałem, że sam jestem projektantem i budowniczym łodzi.Jak zwykle wygłosiłem mowę o tym, że noszę się z zamiarem otwarcia stoczni nad Morzem Śródziemnym, wskazując na falcona jako przykład mojej roboty.Zrobiło to na nich wrażenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]