[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Geordie także, jeśli ma ochotę.Oczekuję was obu na obiedzie – na pewno traficie, to hotel „Colombo”, zaraz na głównej ulicy.Opowiecie mi wtedy wszystko o waszym rejsie.Tymczasem chcę pogadać z tobą na osobności, zaraz.– Zaprowadził mnie do jednego z tych nadmorskich barów, które zawsze spotka się co krok, a ja zasiadłem z wdzięcznością nad wielką szklanicą zimnego piwa.Campbell nie tracił czasu.Z kieszeni marynarki wyjął sporą kopertę.– Zrobiłem fotokopie stron pamiętnika – oznajmił.Oryginał jest w podziemiach banku w Montrealu.Czy nie masz nic przeciw temu? Zwrócę ci go pewnego dnia.– W porządku – odpowiedziałem.Wytrząsnął zawartość koperty.– Dostałem gotowe tłumaczenie.Facet powiedział, że to była cholerna robota – ma tylko nadzieję, że dobrze przełożył te naukowe kawałki.– Wkrótce się przekonamy – byłem zesztywniały z emocji.Campbell podał mi starannie oprawioną broszurę, którą pochwyciłem błyskawicznie.– To jest fotokopia oryginalnego pamiętnika.To tłumaczenie.Na końcu są reprodukcje wszystkich rysunków.Wszystko to wydaje mi się niedorzeczne – albo ty znajdziesz w tych notatkach więcej sensu, albo klapa.– Dobry humor Campbella już się ulotnił, ale byłem przyzwyczajony do jego zmian nastroju.Przekartkowałem całą broszurę.– Będzie z tym dużo roboty powiedziałem.– Nie będę w stanie ocenić szybko tych materiałów tu i teraz; przyjrzę się im po południu, w pokoju hotelowym.Teraz chcę wrócić na „Esmeraldę”, żeby ustalić z Geordiem rozkład zajęć i spakować swoje przybory, a potem pójdę wziąć prysznic i doprowadzić się do porządku.Jeśli Campbell był zawiedziony, to nie pokazał tego po sobie widocznie to, co powiedziałem, brzmiało sensownie.I dopiero po paru godzinach, gdy jeszcze wilgotny i półnagi leżałem w cudownie chłodnym pokoju hotelowym, otworzyłem w końcu kopertę.Z wyjątkiem kilku luk tu i ówdzie, tłumaczenie szyfru było dość kompletne, lecz nie posunęło sprawy tak dalece, jak się spodziewałem.Tekst był niestety zapisywany stylem telegraficznym, co nie ułatwiło czytania.Wyglądało to na prawdziwy pamiętnik, który niewątpliwie obejmował parę ostatnich miesięcy życia Marka, mniej więcej od czasu, gdy przestał pracować na rzecz Międzynarodowego Roku Geofizycznego, chociaż dat było niewiele, a żadnych nazw miejscowości nie wymieniono wyraźnie.Zastanawiałem się, czy Mark zawsze prowadził pamiętniki, i doszedłem do wniosku, że chyba tak – czynność ta jest nawykiem, który równie trudno przyswoić sobie, jak się go pozbyć.Nie miałem pojęcia, gdzie się podziały wcześniejsze tomy pamiętnika, ale nie sądziłem, żeby mogły mi one wiele pomóc.Ten, który miałem, dotyczył najważniejszego okresu.Ogólnie biorąc, był to dość typowy pamiętnik; zawierał wzmianki o zejściach na ląd, obejrzanych filmach, znajomych oznaczonych tylko inicjałami i opisywanych w irytujący sposób właściwy ludziom, którzy zwierzają się sami sobie, oraz o wszelkich innych trywialnych wydarzeniach z życia mężczyzny, przedstawionych w suchym skrócie, bez żadnych szczegółów.Mark prowadził krótki rejestr swych miłostek, który nie był przyjemną lekturą, a zresztą wydawał się raczej mało interesujący.Potem następowały zapiski czynione na morzu.Tutaj pamiętnik nabierał charakteru profesjonalnego, z notatkami z obserwacji, dziwnymi równaniami nakreślonymi pospiesznie, analizami materiału dennego, głównie mułu głębinowego.Gdzieniegdzie były też analizy bryłek manganowych – nic zaskakującego, po prostu próbki zaczerpnięte z dna oceanu.Brnąłem przez to wszystko z poczuciem, że prawdopodobnie tracę tylko czas, gdy jednak zbliżałem się już do końca, nagle zatrzymałem się.Przebiegłem wzrokiem stronę maszynopisu i uświadomiłem sobie, że nareszcie patrzę na coś godnego uwagi.Miałem przed oczami analizę bryłki manganowej, chociaż nie było to wyraźnie zaznaczone; a wyniki robiły wrażenie.Po wyrażeniu symboli słowami, wyglądało to następująco: „Mangan – 28%, żelazo – 32%, kobalt – 8%, miedź – 4%; nikiel 6%; inne – 22%.Bomba!”„Bomba”, rzeczywiście.Potem następowały analizy czterech dalszych bryłek, równie bogatych w cenne pierwiastki.Obliczyłem szybko, że przeciętna zawartość kobaltu w tych pięciu bryłkach wynosiła niemal dziewięć procent.Miedź i nikiel także były nie do pogardzenia.Niewiele jeszcze wiedziałem o ekonomicznych aspektach wydobycia, lecz nie ulegało wątpliwości, że może to być dobry interes nawet przy stosunkowo prymitywnych metodach czerpania, w zależności od głębokości.Miałem też powody by sądzić, że nie jest to przedsięwzięcie tak olbrzymie, by nie dało się go zrealizować.Gdybyśmy tylko dysponowali bardziej nowoczesnym sprzętem, byłoby to lepsze, niż posiadanie na własność kopalni złota.Ale nie ma róży bez kolców – Mark nigdzie nie napisał, gdzie należy szukać tych bogactw.W całym pamiętniku ani razu nie została wymieniona żadna nazwa geograficzna.Tak więc w gruncie rzeczy nie byliśmy wcale w lepszej sytuacji niż przedtem.Jednakże na marginesach maszynopisu gdzieniegdzie wpisane było zdanie: „Tu rycina.” z odpowiednim numerem, a na końcu broszury znajdował się plik reprodukcji nagryzmolonych przez Marka rysunków oraz krótkie wyjaśnienie eksperta od szyfrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]