[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jestem pewien, czy Dan poradziłby sobie sam.Sprawa może okazać się delikatna.Aha, mamy ochotnika: Ben Bryan dołączy do grupy, która leci do Iranu.– Miło słyszeć, że pan Bryan chce zarobić na swoją rezydencję na wsi – stwierdził Hellier nieco zgryźliwie.– Ten pański Speering na razie nic nie robi.– Niedługo się ruszy – powiedział z przekonaniem Warren.Był tego tym bardziej pewien, że dossier Jeanette Delorme tak znakomicie pasowało do obrazu sytuacji.– No cóż, zajmiemy się nim w ten sam sposób.Przez całą drogę ktoś będzie go śledził.Jeżeli zdecyduje się lecieć, nasz agent wsiądzie prawdopodobnie do tego samego samolotu.A potem kolej na panów.* * *Speering wyruszył w drogę dwa dni później, a po upływie dwunastu godzin Warren, Tozier, Follet i Bryan wzbijali się w powietrze na pokładzie czarterowego samolotu, który transportował również dwa landrovery.Parker i Abbot zmierzali już w kierunku Libanu.IIIW Teheranie padał śnieg.Follet zadrżał z zimna, gdy poczuł przez kurtkę ostry powiew wiatru.– Myślałem, że tu jest zawsze gorąco.– Spojrzał poza płytę lotniska na stromy masyw gór Elburs, a potem na zimne, szare niebo, z którego opadały śnieżne płaty.– I to ma być Bliski Wschód? – spytał z powątpiewaniem.– Jak najbardziej – odparł Tozier.– Tyle że jest marzec i znajdujemy się prawie pięć tysięcy stóp nad poziomem morza.Follet postawił kołnierz, osłaniając szyję.– Gdzie, do cholery, podziewa się Warren?– Załatwia odprawę celną samochodów i sprzętu.– Tozier uśmiechnął się złowieszczo.Udoskonalił landrovery w taki sposób, że gdyby podczas odprawy celnej to odkryto, rozpętałoby się istne piekło, a Warren i Bryan zostaliby bez żadnej dyskusji wtrąceni do więzienia.Nie powiedział jednak Warrenowi, na czym te udoskonalenia polegały, i dobrze się stało.Kiedy prześwietla człowieka wzrok doświadczonego celnika, prawdziwa niewinność jest lepsza od udawanej.Mimo wszystko Tozier odetchnął swobodniej, gdy Follet dotknął jego ramienia i, wskazując na coś ręką, powiedział: „Jadą”.Zobaczył z ulgą, że zbliża się do nich jeden z landroverów.Z boku miał gustowny napis: REGENT FILMS COMPANY.ROZPOZNANIE TERENU.Toziera opuściło napięcie.Warren wychylił głowę przez boczne okienko.– Ben jedzie tuż za mną – oznajmił.– Niech jeden z was wsiada.– Miałeś jakieś problemy? – zapytał Tozier.– Absolutnie żadnych.– Warren wydawał się zaskoczony.Tozier uśmiechnął się bez słowa.Obszedł samochód i pogładził dłonią jeden z metalowych wsporników, podtrzymujących plandekę.– Niech mi pan da wsiąść i schronić się przed tym cholernym wiatrem – powiedział Follet.– Dokąd jedziemy?– Mamy rezerwację w hotelu Royal Hilton w Teheranie.Nie wiem, gdzie to jest, ale nietrudno będzie trafić.– Wskazał na zapełniający się pasażerami mikrobus z wypisaną z boku nazwą hotelu.– Wystarczy pojechać za nim.Follet wsiadł i zatrzasnął drzwi.Spojrzał posępnie na obcy krajobraz i nagle zapytał:– Co my tu, do cholery, właściwie robimy, panie Warren? Warren rzucił okiem we wsteczne lusterko i zobaczył, że nadjechał już drugi landrover.– Śledzimy pewnego człowieka.– Jezu, jest pan tak samo małomówny jak ten pański goryl.A może on też o niczym nie wie?– Rób tylko to, co ci każą, Johnny, a wszystko będzie w porządku – poradził mu Warren.– Czułbym się o niebo lepiej, gdybym wiedział, czego się ode mnie oczekuje – narzekał Follet.– Przyjdzie na to czas.Follet niespodziewanie się roześmiał.– Zabawny z pana facet, Warren.Coś panu powiem.Lubię pana.Naprawdę.Miał mnie pan w garści.Zaproponował mi pan tysiąc funtów wiedząc, że zgodziłbym się na każdą sumę.Potem podniósł pan premię do pięciu tysięcy, chociaż wcale pan nie musiał.Dlaczego pan to zrobił?Warren uśmiechnął się.– Fachowiec jest wart dobrej ceny.Zasłużysz na ten zarobek.– Może i tak, ale nie wiem jeszcze, w jaki sposób.W każdym razie chciałem powiedzieć, że doceniam pański gest.Może pan na mnie polegać – oczywiście w granicach rozsądku – dodał pośpiesznie.– Tozier wspominał o jakichś bzdurach – na przykład, że mają do nas strzelać.– Powinieneś był przywyknąć do tego w Korei.– Wie pan, że nigdy mi się to nie udało – odparł Follet.– Do pewnych rzeczy człowiek nie może się jakoś przyzwyczaić.Zabawne, prawda?* * *Hotel Royal Hilton w Teheranie znajdował się na peryferiach miasta.Był to karawanseraj, zaprojektowany specjalnie dla nafciarzy i ludzi interesu, napływających tłumnie do Iranu wskutek gospodarczego boomu, który spowodowały reformatorskie rządy Mohammada Rezy Pahlavi, Króla Królów i Światłości Aryjczyków.Jazda z lotniska nie należała do najłatwiejszych, gdyż miejscowi kierowcy mieli skłonność do traktowania jezdni jako toru wyścigowego.Kilkakrotnie Warren był o włos od poważnej kolizji i kiedy dotarli do hotelu, pomimo zimna spływał z niego pot.Zameldowali się, a na Warrena czekała już wiadomość.Dopiero gdy znalazł się u siebie, rozdarł kopertę i przeczytał krótką, tajemniczą notatkę: W pańskim pokoju o 19.30.Lane.Spojrzał na zegarek i stwierdził, że akurat wystarczy mu czasu, żeby się rozpakować.O siódmej dwadzieścia dziewięć rozległo się dyskretne pukanie.Otworzył drzwi i jakiś człowiek powiedział:– Pan Warren? Byłem z panem umówiony.Nazywam się Lane.– Proszę wejść, panie Lane – odparł Warren, otwierając szerzej drzwi.Przyglądał się, jak Lane zdejmuje płaszcz.Wyglądał zupełnie przeciętnie i mógł równie dobrze pracować w każdym zawodzie, co w przypadku prywatnego detektywa stanowiło niewątpliwą zaletę.– Pański człowiek mieszka tutaj, w hotelu Hilton – poinformował Lane, kiedy już usiadł.– Zarezerwował pokój na tydzień.Jest teraz na miejscu, gdyby go pan potrzebował.– Ufam, że nie jest sam – stwierdził Warren.– Wszystko w porządku, panie Warren.Zajmują się nim dwie osoby.Jest pod obserwacją.– Lane wzruszył ramionami.– Ale i tak się nie ruszy.Lubi mieć pod ręką butelki.– Dużo piję?– Nie jest może alkoholikiem, ale zdrowo pociąga.Dopóki nie zamkną baru, spędza tam cały czas, a potem posyłają mu butelkę do pokoju.Warren skinął głową ze zrozumieniem.– Co jeszcze może mi pan powiedzieć na temat Speeringa? Lane wyjął z kieszeni notes.– Był w paru miejscach.Mam tu szczegółowe notatki i dostanie je pan, ale w pięć minut mogę wszystko powiedzieć.– Otworzył notes.-Na lotnisku czekał na niego ktoś stąd – myślę, że to Irańczyk – i zawiózł go do hotelu.Tego Irańczyka nie byłem w stanie zidentyfikować.Dopiero przyjechaliśmy i nie mieliśmy sprzętu – stwierdził przepraszająco.– W porządku.– W każdym razie już go potem nie widzieliśmy.Następnego dnia Speering odwiedził pewne miejsce na Mowlavi, koło stacji kolejowej.Mam tutaj adres.Odjechał stamtąd samochodem, a ściślej biorąc, amerykańskim dżipem.To nie jest wóz z wypożyczalni.Próbowałem sprawdzić numer rejestracyjny, ale w tym dziwnym mieście są z tym trudności.– Tak, z pewnością – przytaknął Warren.– Potem pojechał do firmy farmaceutycznej – ma pan zapisaną jej nazwę i adres – i spędził tam półtorej godziny.Następnie wrócił do hotelu Hilton i przebywał w nim przez resztę dnia.To było wczoraj.Dziś rano ktoś go odwiedził – Amerykanin, niejaki Jack Eastman.Spotkali się w pokoju.Eastman został przez cały ranek – trzy godziny.Potem jedli obiad w hotelowej restauracji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]