[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– A jaka jest ogólna liczba mieszkańców?– Trochę ponad osiemset.Wzbogacili się dzięki kopalni.– Tak mniej więcej obliczyłem – powiedział McGill.Elektroniczny głos zaskrzeczał w słuchawce przy uchu Ballarda.Odpowiedział:– Mówi Ballard, z kopalni.Czy Sam Jeffries wyjechał już? Proszę mnie z nim połączyć, dobrze? – Na chwilę zapadła cisza.– Sam, doktor McGill chce z tobą mówić, zaczekaj.McGill sięgnął po słuchawkę.– Mówi McGill.Wie pan gdzie znajduje się Sztab Terenowy Operacji Deep Freeze? Tak.niedaleko lotniska Harewood.Proszę tam pojechać i odnaleźć oficera dyżurnego Finneya.tak, Finneya, jak finał.i zabrać od niego paczkę dla mnie.McGill.Dobrze?– O co tu chodzi? – zapytał Ballard.McGill sięgnął po drinka, którym poczęstował go Ballard.– Pomyślałem, że mógłbym się tutaj czymś zająć.– Zmienił temat.– Co jest z tym twoim Dobbsem? Wygląda, jakby połknął cytrynę.Ballard uśmiechnął się z wysiłkiem i usiadł.– Ma trochę much w nosie.Uważa, że powinien wejść do rady nadzorczej i dostać moją posadę.A co gorsze, nazywam się Ballard.– Co to ma do rzeczy?– Nie wiesz? Gdybyś pogrzebał wystarczająco głęboko, okazałoby się, że cała ta kopalnia jest własnością Ballardów.McGill zakrztusił się drinkiem.– A niech mnie! Zadawałem się z plutokratycznym kapitalistą nawet o tym nie wiedząc.Typowy przykład nepotyzmu.Nic dziwnego, że Dobbs tak zgorzkniał.– Jeśli to nepotyzm, to nie przynosi mi żadnych korzyści.W głosie Ballarda brzmiała pasja.– Nie dostaję ani pensa prócz dyrektorskiej pensji.– Żadnych udziałów w firmie?– Żadnych, ani w tej, ani w żadnej innej firmie Ballardów, spróbuj to wytłumaczyć Dobbsowi! Nawet nie usiłuję.– Jak to się stało, Ian? – spytał łagodnie McGill.– Pochodzisz z nieodpowiedniej, gałęzi rodziny?– Niezupełnie.– Ballard wstał i nalał sobie następnego drinka.– Mam dziadka, który jest egoistycznym, starym potworem i miałem ojca, który nie chciał mieć z nim nic wspólnego.Powiedział staremu, żeby poszedł do diabła, a on nigdy tego nie zapomniał.– Grzechy ojców przechodzą na dzieci – westchnął McGill.A jednak dostałeś posadę w firmie Ballardów.Coś w tym musi być.– Płacą mi tyle, ile jestem wart, więc nie robią złego interesu.Ballard stęknął.– Ale na Boga, mógłbym prowadzić tę firmę lepiej, niż dzieje się to obecnie.– Zatoczył szklanką szeroki gest.– Nie mam na myśli tej kopalni, to pestka.– Firmę wartą dwa miliony funtów nazywasz pestką? – spytał ze zdumieniem McGill.– Kiedyś wszystko podliczyłem.Ballardowie kontrolują przedsiębiorstwa o kapitale wynoszącym dwieście dwadzieścia milionów.Udziały własne Ballardów sięgają w nich czterdziestu dwóch milionów.Są to jednak dane sprzed kilku lat.– Jezu! – mimowolnie westchnął McGill.– Mam trzy drapieżne szakale, mieniące się moimi wujami i z pół tuzina kuzynów, którzy wcale nie są od nich lepsi.Interesuje ich tylko forsa i nieźle już nadszarpnęli reputację firmy.Są niezastąpieni w fuzjach przedsiębiorstw i obdzieraniu ich z majątku, a każdy pens potrafią wycisnąć aż do bólu.Weźmy tę kopalnię.W Auckland mam kontrolera księgowości, meldującego o wszystkim do Londynu i nie mogę podpisać czeku na więcej niż tysiąc dolarów bez jego zgody.Szefem jestem tylko z nazwy.– Westchnął ciężko.Kiedy przyjechałem tutaj, zaraz zszedłem na dół, a potem w nocy mogłem się tylko modlić, żeby nie przysłali mi jakiegoś inspektora, nim nie wyprostuję tego wszystkiego.– Czy ktoś ścinał sobie zakręty? Ballard wzruszył ramionami.– Poprzedni dyrektor, Fischer, był starym głupcem, który nie dorósł do tej pracy.Wątpię w jakieś kryminalne intencje, ale niedbałość połączona ze skąpstwem doprowadziła do sytuacji grożącej firmie poważnymi kłopotami.Oprócz tego mam menedżera, który nie potrafi podjąć samodzielnej decyzji i wymaga prowadzenia za rękę, oraz nie nadającego się już do niczego inżyniera.Chyba tylko Cameron jest w porządku, ale jest już stary i zaczyna się bać o posadę.– Wziąłeś na siebie niezły worek problemów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl