[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie mia³eœ ¿adnych zobowi¹zañ ani d³ugów honorowych.— U¿y³ s³Ã³w „honor" i„zobowi¹zania", zamiast pojêæ Nyueng Bao o podobnym, ale nie identycznymznaczeniu, które zawiera³y odcieñ dobrowolnego udzia³u w boskich machinacjach.— Zrobi³em to, co wydawa³o mi siê s³uszne.— Istotnie.Bez przymusu i zobowi¹zañ.A teraz jesteœ w k³opotliwym po³o¿eniu.— Chyba czegoœ nie rozumiem.— Poniewa¿ nie jesteœ Nyueng Bao.Thai Dei nie opuœci ciê teraz.Jestnajstarszym mê¿czyzn¹ i winny ci jest szeœæ istnieñ ludzkich.Jego dziecko gonie opuœci.Sahra ciê nie opuœci, poniewa¿ pozostaje pod opiek¹ brata, dopókinie wyjdzie za m¹¿.A jak widzisz, dopiero co przesz³a koszmar.W tym mieœcie,odbywaj¹c pielgrzymkê, której nigdy nie pragnê³a odbyæ, straci³a wszystko, comia³o dla niej znaczenie.Z wyj¹tkiem matki.— Mo¿na by powiedzieæ, ¿e bogowie sprzysiêgli siê przeciwko niej — zauwa¿y³em.Mia³em nadziejê, ¿e nie zabrzmia³o to przem¹drzale.— Mo¿e i tak.Jedynym wynagrodzeniem za tê straszn¹ noc jesteœ dla niej ty.Przylgnie do ciebie tak, jak zrozpaczony p³ywak chwyta siê kamienia w pêdz¹cympotoku wody.Ostro¿nie.Gdzieœ w œrodku poczu³em pragnienie, aby to przylgniêcie nie by³otak metaforyczne.— A Ky Gota i pozosta³e dzieciaki?— Dzieci mog¹ zostaæ adoptowane przez rodziny ich matek.Ky Gota z pewnoœci¹mo¿e siê przeprowadziæ — mamrota³ pod nosem Doj, co by³o u niego nietypowe.Wygl¹da³o, jakby chcia³ przenieœæ j¹ o tysi¹ce mil st¹d.— Chocia¿ nie bêdziezadowolona.— Nie mów mi, ¿e tak¿e jesteœ oczarowany Ky Got¹.— Nikt nie jest oczarowany t¹ wœciek³¹ jaszczurk¹.— A kiedyœ myœla³em, ¿e jesteœcie ma³¿eñstwem.— Zwariowa³eœ! — Zatrzyma³ siê jak skamienia³y.— Pomyli³em siê?— Hong Tray, stara czarownico, czego chcesz ode mnie?— Co?— Mówiê do siebie, Chor¹¿y.Prowadzê nieustann¹ dyskusjê.Ta kobieta, HongTray, kuzynka mojej matki, by³a czarownic¹.Czasami spogl¹da³a w przysz³oœæ i jeœli widzia³a coœ, co jej nie zadowala³o,pragnê³a to zmieniaæ.Mia³a dziwne pomys³y.— Mam nadziejê, ¿e wiesz, co mówisz.— Niezupe³nie.Czarownica bawi³a siê naszym przeznaczeniem, ale nigdy nic niewyjaœnia³a.Mo¿e by³a œlepa na swój w³asny los.Pozwoli³em sobie na zmianê tematu.— Co zrobi¹ teraz twoi ludzie?— Prze¿yjemy.Jak twoi ¯o³nierze Ciemnoœci.Oto, co zrobimy.— Jeœli naprawdê myœlisz, ¿e jesteœ mi coœ winny za przy-wleczenie was tutaj,powiedz mi, co to znaczy.¯o³nierze Ciemnoœci.¯o³nierze Kamienia.Wojownicy.Co to znaczy?— Jesteœ przekonuj¹cy.— Spójrz na to inaczej.Jeœli naprawdê wiem, o czym mówisz, niczego nietracisz, mówi¹c mi to, co ju¿ wiem.Nie by³em pewny w tym nik³ym œwietle, ale Wujek Doj chyba siê uœmiechn¹³.— M¹drala — powiedzia³.I nie wyjaœni³ mi niczego.74Wujek Doj uwolni³ mnie od wiêkszoœci moich goœci.W koñcu dzieli³em ju¿ tylkomoj¹ kwaterê z Thai Deiem, jego synem To Tanem i Sahr¹.Sahra pomaga³a przydziecku i bardzo siê stara³a przyrz¹dzaæ nam jakieœ posi³ki, mimo ¿e kuchniaKompanii mog³a s³u¿yæ wszystkim w piwnicach.Potrzebowa³a nieustannegozajêcia.Thai Dei chodzi³ za mn¹ niemal wszêdzie.Oboje z Sahr¹ byli apatyczni,jakby pogr¹¿eni w letargu i ma³o rozmowni.Wydawa³o siê, ¿e usz³a z nichpo³owa ¿ycia.Zaczyna³em siê martwiæ.Nale¿eli do twardych ludzi, przywyk³ych do okrutnychdoœwiadczeñ.Powinni okazywaæ jakieœ oznaki powrotu do równowagi.Zebra³em nasze mózgi: Cletusa, Loftusa, Longinusa, Goblina i Jednookiego orazOttona i Hagopa.— Mam parê pytañ.— Czy on musi tutaj byæ? — Goblin mia³ na myœli Thai Deia.— Jest w porz¹dku.Nie zwracaj na niego uwagi.— Jakich pytañ? — wyrwa³ siê Jednooki.— Jak do tej pory nie by³o w Kompanii powa¿niejszych k³opotów ze zdrowiem.Alena zewn¹trz jest cholera i tyfus, nie wspominaj¹c ju¿ o staromodnej biegunce.Nic nam nie jest?Goblin mrukn¹³ coœ i g³oœno puœci³ gazy.— Barbarzyñca — prychn¹³ Jednooki.— Nic nam nie jest, bo przestrzegamyprzepisów Konowa³a niczym œwiêtych przykazañ.Ale d³ugo tak nie wytrzymamy.Paliwo prawie siê skoñczy³o.No i ci wszyscy Nyueng Bao.Nie przejmuj¹ siêgotowaniem wody i utrzymywaniem czystoœci.Sraj¹ tam, gdzie mieszkaj¹.Na raziez nimi wytrzymujemy, ale d³ugo to nie potrwa.— S³yszê, ¿e od paru dni siê chmurzy.Zbieramy deszczówkê?— Wielu z nas — odezwa³ siê Loftus.— Ale to nie wystarczy dla nas i dla nich.Nie da rady nape³niæ cystern na zapas.— Tego siê obawia³em.Chodzi mi o paliwo.Wiecie, jak przyrz¹dziæ ry¿ i fasolê,¿eby je strawiæ bez gotowania? Nikt nie wiedzia³.— Mo¿e namoczenie jej w wodzie na d³ugi czas coœ by pomog³o — zaproponowa³Longinus.— Moja matka tak robi³a.— A niech to.Chcê, ¿ebyœmy przez to przeszli.Ale jak? Goblin pozwoli³ sobiena ma³y, tajemniczy uœmieszek, jakby mia³ jakiœ konkretny pomys³.Wymienilispojrzenia z Jednookim.— Macie coœ?— Jeszcze nie — powiedzia³ Goblin.— Nadal prowadzimy eksperyment.— No to do roboty.— Po spotkaniu.Potrzebujemy twojej pomocy.— Wspaniale.Dobra.Czy ktoœ mo¿e mi powiedzieæ, co myœli reszta miasta onaszym znikniêciu?Hagop zakaszla³ i odchrz¹kn¹³.Zazwyczaj nie mówi³ wiele, wszyscy wiêcnadstawili uszu.— Trzymam wartê w punktach obserwacyjnych.S³yszy siê to i owo.Nie s¹dzê, ¿ebyto pomog³o naszej opinii.Nie s¹dzê te¿, ¿e kogokolwiek zmyliliœmy.Nie mówi¹ onas du¿o, ale nikt nie wierzy, ¿e po prostu zniknêliœmy.Myœl¹, ¿e w jakiœsposób wykopaliœmy dó³, nape³niliœmy go winem, kobietami i ¿arciem i niewrócimy, dopóki reszta z nich ¿yje.— Ludzie! Próbowa³em dostaæ wino, kobiety i urz¹dziæ bankiet, ale znalaz³emtylko tê dziurê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]