[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reszta była milczeniem — i domysłami mediów.Z przewróconego składu wychodzili ocalali z katastrofy pasażerowie, którym udzielano pomocy medycznej.Oczywiście pod bacznym okiem karabinów.Co ciekawe — oprócz opatrywania obrażeń odniesionych w kraksie, udzielano poszkodowanym pomocy psychiatrycznej.Zachowywali się bowiem jak wariaci, bełkocząc coś i nieprzytomnie spoglądając na otoczenie.Był to skutek zastosowania wynalazku o nazwie psycho gas — amerykańskiego patentu, który pozwalał na prowadzenie za pomocą bezwonnego gazu swoistej wojny psychologicznej.A raczej psychiatrycznej.Z rozpyleniem go nad torami, nawet na długości kilkunastu kilometrów, nie było problemu, gdyż o tej porze roku panowała sprzyjająca mgła.Specjalny pęcherz o konsystencji gigantycznej bańki mydlanej był nie do przebicia: lekki, niewiarygodnie wręcz rozciągliwy i wytrzymały.Pękał dopiero po zdalnym uruchomieniu impulsu: w ten sposób uwięzione w nim cząsteczki zaczynały opadać na namierzony cel.Jego działanie polegało na chemicznym wywołaniu silnych halucynacji, porównywalnych do występujących przy schizofrenii.Niektórzy specjaliści mówili o autonomicznych zaburzeniach, objawiających się niemożnością odróżnienia rzeczywistości od fikcji: wspomnień, marzeń, książek, filmów etc.Postaci rzeczywiste mieszały się z fikcyjnymi, krainy geograficzne z krainami rodem z fantasmagorii… Potocznie działanie gazu określano jako „tasowanie” — w umyśle ofiary następowało coś w rodzaju przetasowania różnych poziomów postrzegania świata: w rezultacie fikcja literacka mogła się wydawać bardziej realna od świata zewnętrznego.Rzeczywistość traciła w percepcji zaatakowanego gazem status uprzywilejowany — i stawała się tylko jednym z elementów mozaikowego świata, jaki sobie budował.Efektem było więc całkowite rozbrojenie przeciwnika, doskonałe unieszkodliwienie wroga — wszak zdrowie psychiczne jest podstawą wszelkich racjonalnych działań, a trudniej o bardziej racjonalny obszar aktywności niż działania wojenne.Z pociągu wysypały się też bagaże pasażerów, na które nikt nie zwracał uwagi.Za wyjątkiem nielegalnie posiadanej broni, którą szybko wydobyto z wagonów, w których jechała obsługa pociągu.Zdezintegrowani psychicznie kolejarze mogli przecież kogoś przypadkowo postrzelić.Oddział francusko–niemiecki liczył ofiary.Rosyjscy i kazachscy żołnierze palili papierosy, selekcjonując zawartość bagaży pasażerów pociągu–widma, który przez kilka miesięcy robił ich w konia, transportując nielegalnie uciekinierów ku południowej granicy regionu.Powodzeniem wśród żołdaków zza Buga cieszyły się zwłaszcza elektroniczne gadżety i zakonserwowana żywność; nic więc dziwnego, że gdy dostrzeżono wśród trawy plaspierowy zeszyt zapisany ręcznym pismem, nikt specjalnie się nim nie zainteresował.Dopiero jeden z oficerów zabrał notatnik, który mógł przecież zawierać ważne dane na temat działalności zakazanych band i grup przerzutowych — mógł być źródłem informacji o znaczeniu strategicznym.Takich śladów nie wolno ignorować, nawet gdy nie przedstawiają ekonomicznej wartości.Dlatego widząc, jak jeden z sołdatów depcze buciorem ubłocony zeszyt, oficer sklął go nie przebierając w słowach; następnie kazał podnieść i oczyścić znalezisko.Przestraszony żołnierz wypełnił rozkaz bez wahania.Po kilkunastu sekundach wręczał dowódcy notes, salutując regulaminowo, po rosyjsku.Oficer schował go do kieszeni brezentowego płaszcza i odszedł w stronę siedzącej na ziemi grupy pasażerów, którzy powoli budzili się spod działania gazu.Wkrótce zostaną osądzeni, a wcześniej przetransportuje się ich do obozu dla uciekinierów.Rosyjski oficer pomyślał, że to skrajne marnotrawstwo.Pożałował czasów, kiedy tego typu wichrzycielom strzelało się po prostu w łeb, zamiast bawić się w przestrzeganie konwencji o humanitarnym traktowaniu zatrzymanych.Francuscy i niemieccy oficerowie przywołali go nagle ruchem rąk.Pokazywali na drugi od strony elektrowozu wagon.Nie mogli wyjść z podziwu, oglądając zainstalowany na dachu wojskowy antyradar — tym bardziej, że nie odnotowano ostatnio kradzieży tego typu sprzętu.A więc tu tkwiła zagadka pociągu–widma: był niewidoczny dla urządzeń wykrywających, nawet dla termicznych i czipowych detektorów.Rosyjski oficer również wyraził zdziwienie, gdyż uznał to za stosowne.Jednocześnie zaśmiał się w duchu: ci zachodni mądrale nawet nie brali pod uwagę, że przyrząd został sprzedany na czarnym rynku przez obrotnych wschodnich żołnierzy, potrafiących zawsze zarobić przy okazji działań wojennych.Stan magazynowy bardzo łatwo przecież sfałszować, wystarczy przekupić kogo trzeba.Ale oni prawdopodobnie o tym nie wiedzą.Wot, dumki…* * *Partyzanci zaatakowali pod osłoną nocy.Poczekali, aż na miejscu zostanie tylko rosyjski oddział — i rozpoczęli ostrzał.Akcja poszła sprawnie: po kwadransie nikt z Rosjan nie żył, a straty wśród Polaków były niewielkie.Celowo wybrali moment nocnego odprężenia, rosyjskie wojska słyną wówczas z daleko posuniętej demobilizacji.Zewnętrzne straże skosili z karabinków szybkostrzelnych.Pociski z wyrzutni i granaty dopełniły dzieła.Bohaterem akcji był młody chłopak, dziewiętnastolatek, który zabił dowódcę.Korzystając z zamieszania podkradł się do jego namiotu i gdy tylko oficer wyszedł — rzucił się na niego z nożem.Dowódca nie miał szans, zdołał jedynie wystrzelić na oślep z pistoletu, gdy partyzant zamaszystym cięciem poderżnął mu gardło, po czym dodatkowo wbił ostrze w brzuch.Po chwili Rosjanin leżał twarzą w błocie.Oszołomiony chłopak wślizgnął się do namiotu, skąd zabrał otwarty zeszyt pozostawiony przez oficera — pomyślał, że to tajne informacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]