[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozsznurować kołnierzyk koszuli.Milczeć.Słuchać pieśni o lordzie Rendalu, słuchać, uśmiechać się, kochać tę pieśń, kochać tę, która ją śpiewa.Jest przecież piękna.Pieśń i śpiewaczka – obie są piękne.W rzeczy samej.Lękam się, żeś otruty, lordzie Rendalu, synu mój,Lękam się, żeś otruty, paladynie mój…Tak, otrutym jest, matko.Pościel mi łoże,Zmęczyły mnie łowy i mocno zasnę…Słuchać.I… nie, nie myśleć o wolności.Poczuć ją.Tu przecież wieje wiatr, nieprawdaż? Od morza.Za górami jest świat, lecz jest on także i za morzem.Tu można myśleć o Ginewrze.Można myśleć o miejscach, do których chciałbym powrócić.O nich można myśleć gdziekolwiek Miejsce nie czyni wolnym.Możliwość powrotu również.W odróżnieniu od możliwości niewracania – i nic przy tym nie tracić.Dlatego że tak naprawdę ze studni nie widać gwiazd.Tak mówią.Ale to nieprawda.Romantyczna bzdura, a przecież nie jestem romantykiem.Nigdy nim nie byłem.Ginewrę to zawsze przygnębiało.Nerina płacze.Mówi: czego nie mogę dla ciebie zrobić, Rendalu? Możesz dać mi wszystko, dziewczyno.Wszystko.Problem w tym, że mi niczego nie potrzeba.Ani od ciebie, ani od świata, który mi ukradłaś.Wilgoć w dłoniach… Ostatnimi czasy często czuję wilgoć w dłoniach; jestem całkowicie wykończony.Wymęczyłaś mnie, Rin.Co, już nie śpiewasz? Już skończyłaś? Zaśpiewaj jeszcze.To przecież bardzo piękna pieśń.O mnie.Zmęczyły mnie łowy i mocno zasnę.Ptaszyny-siostrzyny rzucają się w moją stronę z kamiennych zębów, niczym gargulce, w panice trzepocą skrzydłami, zagęszczając nasycone solą powietrze.Ich żelazne ręce wpijają się w moje ramiona.O co chodzi, kochane? Nie łudźcie się, nie zamierzam skakać z donżonu.Nie potrafię latać.W odróżnieniu od was.Już dawno chciałem spytać: skoro umiecie latać, to dlaczego stąd nie odlecicie? Wiem, co trzyma tutaj mnie – a co trzyma was? Też zaklęcie? Czy nieumiejętność poczucia się wolnym? Poczujcie się, jeszcze zdążycie… To prostsze niż się wydaje.Zapamiętajcie najważniejsze: wolność – to nie możliwość pójścia tam, gdzie chcecie.To możliwość przyznania, że nie macie gdzie i po co iść.Dlatego że w ciągu dnia w studni nie widać gwiazd.Być może widać je nocą, ale nigdy tego nie sprawdziłem.Tupot w dole, pod nogami, spod ziemi, z mogiły… Łoskot pokrywy luku, pajęczyna cienkich białych włosów, pełne przerażenia oczy.Zielone.A mnie zawsze podobały się czarne.Z jakiegoś powodu tak wilgotno w dłoniach.–Co ty… zrobiłeś…? Rendalu, co zrobiłeś?!Nieporadnie podnoszę ręce, na których zawisły ptaszynysiostrzyny.Z dłoni coś kapie… coś z nich kapie.–Jak ty… przestań! Zatrzymaj to! O Boże, przecież ty się wykrwawisz!Doprawdy? Ale kogo za to winić, Rin? To ty, a nie ja, powiązałaś stygmaty z poczuciem wolności.Myślałaś, że niemożliwe jest ją poczuć w tych ścianach.Ja też tak myślałem.I do tej pory nic nam nie groziło.Do tej pory byliśmy prawie szczęśliwi.Ty i ja.A teraz moje dłonie pękły, i wycieka z nich szybko życie, które tak długo trzymałaś na łańcuchu.Nie mogę go zatrzymać, rzeczywiście.Niech odejdzie.Jeśli ty możesz je zatrzymać, zrób to.–Boże, Rendalu… Boże, Boże! Jakże ty tak, jakże ty! Przestań, przestań, proszę!Znów płaczesz? Przestań.Nienawidzę, gdy płaczesz.Lepiej mi zaśpiewaj.O lordzie Rendalu.O mnie.Zmęczyłem się.I gdy chwytasz wiecznie zimnymi palcami moje ręce, z których nadal płynie krew, gdy twoje koszmarne twory, tak podobne do ciebie samej, cofają się, odwracają, wznoszą do nieba, gdy w dole rozlega się przenikliwe, błagalne „wio, bydlę, poszła!”, wyrywające się z suchego gardła połamanej lalki, gdy struny harfy rwą się gdzieś bardzo, bardzo daleko, na czoło spada mi pierwsza kropla deszczu.Chcę myśleć, że to deszcz.To moje prawo – decydować, czyje łzy płyną po mej twarzy.Przełożył Paweł LaudańskiConnie WillisUsiądźcie wszyscy wraz…Zawsze mówiłam, że gdy wreszcie wylądują kosmici, będzie to ogromny zawód.Mam na myśli to, że po Bliskich spotkaniach, Wojnie światów i ET nie ma mowy, żeby zdołali sprostać swoim dobrym czy złym wizerunkom, do jakich przywykli wszyscy ludzie.Mówiłam także, że nie będą wyglądali jak obcy w filmach i nie przybędą, żeby: A) nas pozabijać, B) podbić naszą planetę i nas zniewolić, C) uratować nas przed nami samymi jak w Dniu, w którym stanęła Ziemia, albo D) uprawiać seks z Ziemiankami.Mam na myśli, że nawet w kosmosie niełatwo znaleźć kogoś miłego, ale czy obcy naprawdę przebywaliby tysiące lat świetlnych po to, by poderwać jakąś dziewczynę? Wydaje mi się też, że tak naprawdę pociągałyby ich samice guźców.Albo pęki jukki.Albo klimatyzatory
[ Pobierz całość w formacie PDF ]