[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z trudem odczytał napisane na nich słowa.Na jednym: DO PRZYSZŁOŚCI, a na drugim: DO PRZESZŁOŚCI.Nic się nie dowiedzieli od profesora Fowlera, co zresztą nie było niczym dziwnym; po dziekanie był on najlepszym pokerzystą w College.Spoglądał na swych nieco wzburzonych asystentów bez cienia emocji, podczas gdy Davis wyjąkiwał swą teorię.Kiedy młody człowiek skończył, powiedział spokojnie:— Idę tam jutro i powiem Hendersonowi o waszej detektywistycznej działalności.Może się nad wami zlituje i powie mi coś więcej.A teraz do roboty.Davis i Barton stwierdzili, że coraz im ciężej skoncentrować się na własnej pracy, gdyż głowy mieli stale zaprzątnięte tak wielką i bliską zagadką.Pracowali jednak konsekwentnie, tyle że od czasu do czasu zatrzymywali się myśląc o tym, czy ta cała ich robota nie okaże się na nic.Gdyby tak być miało, radowaliby się pierwsi.Może wtedy mogliby patrzeć w przeszłość i obserwować rozwój historii od samego zarania czasów! Wszystkie tajemnice przeszłości odkryte; można by obserwować pojawienie się życia na Ziemi i całą ewolucję od ameby do Człowieka.Nie, to było zbyt piękne, aby było prawdziwe.Doszedłszy do tego wniosku wracali do kopania i skrobania przez następne pół godziny, aż znów przychodziła do głowy myśl: a jeżeli to naprawdę możliwe? I cały ten cykl powtarzał się od nowa.Gdy profesor Fowler wrócił ze swej drugiej wizyty, był wyraźnie przygaszony i roztrzęsiony.Jedyne, co asystenci z niego wydusili, było stwierdzenie, że Henderson wysłuchał ich teorii i pochwalił ich za bystrość dedukcji.To było wszystko, ale dla Davisa sprawa była już jasna, chociaż Barton dalej przejawiał sceptycyzm.W ciągu następnych tygodni i on zaczął się wahać, aż wreszcie obaj byli przekonani, że ich teoria jest prawdziwa.Profesor Fowler spędzał teraz coraz więcej czasu z Hendersonem i Barnesem.Spędzał go już tam tak wiele, że czasem nie widywali go całymi dniami.Stracił prawie całe zainteresowanie do wykopalisk i przekazał kierownictwo Bartonowi, który mógł teraz używać do woli pneumatycznego świdra.Odkrywali teraz po kilka jardów śladów dziennie, a ich rozpiętość wskazywała na to, że potwór osiągnął maksymalną szybkość i sadził naprzód w ogromnych susach, jak gdyby zbliżając się do swej ofiary.Za parę dni rozwiążą pewnie zagadkę sprzed wielu milionów lat, cudem zachowaną, przeniesioną przez niezliczone wieki i udostępnioną ludzkiej obserwacji.Ale wszystko to zdawało się nie mieć teraz większego znaczenia.Z uwag rzucanych przez profesora i z jego stałego roztargnienia wynikało, że tajemnicze prace badawcze mają się ku końcowi.Powiedział im to zresztą, obiecując, że o ile wszystko pójdzie dobrze, za kilka dni nastąpi kres ich oczekiwań.Więcej nic nie chciał powiedzieć.Raz czy dwa razy wpadł do nich Henderson i widać było po nim, że pracuje teraz w ogromnym napięciu.Najwyraźniej chciał im coś powiedzieć o wynikach prac, ale postanowił zaczekać do zakończenia ostatnich prób.Mogli podziwiać jedynie jego opanowanie.Davis odnosił wrażenie, że za tę tajemniczość odpowiedzialny jest nieuchwytny Barnes.Mówiono o nim, że nie ogłosił nigdy żadnej pracy, zanim jej kilkakrotnie nie sprawdził.Było to zrozumiałe, zważywszy prawdopodobne wielkie znaczenie tych doświadczeń, ale i drażniące zarazem.Tego rana Henderson wpadł po profesora wcześniej niż zwykle i pech chciał, że wóz mu się zepsuł na wyboistej drodze.Był to pech głównie dla Davisa i Bartona, którzy musieli wracać piechotą do obozu na obiad, gdyż profesor Fowler zamierzał odwieźć Hendersona jeepem.Gotowi byli zresztą ponieść każdą ofiarę, jeżeli ich wyczekiwanie miało istotnie wkrótce się skończyć, o czym tamci więcej niż napomykali.Przed odjazdem obu starszych uczonych cała grupa stała długo przy jeepie.Rozstanie odbywało się w atmosferze dużego napięcia, gdyż jedni wiedzieli doskonale, o czym myślą drudzy.Wreszcie Barton, jak zawsze najbardziej wygadany, zauważył:— No, doktorku, jeżeli to ma być ten dzień przez duże D, to wszystko pewnie pójdzie jak z płatka.Proszę mi przywieźć na pamiątkę zdjęcie brontozaura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]