[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Kathay, jak mogłaś zamknąć ją w szafie i zostawić – piekliła się Rainee.– To zbrodnicze zaniedbanie.Zdajesz sobie sprawę, że mogłaś stanąć przed sądem za cyberwykroczenie?No i wyjęłam Głowę Babci z szafy.Usiłowałam ją trzymać w gabinecie, ale miała własne zdanie na każdy temat.Każdy szczegół był na tyle istotny, że prowokował ją do snucia wspomnień, zwykle naciąganych jak diabli, w których ona była ideałem, a wszyscy pozostali – kretynami.Jakby tego było mało, ta jej cholerna kocica ciągle się pojawiała i znikała, miaucząc i strasząc wszystkich.Zamiast o Indiach zaczęłam marzyć o klinice eutanazyjnej.Podobno jest w niej cicho, a pracownicy są mili.Poza tym Noumi już prawie dojrzał do rozstania ze mną.Wtedy odebrałam ten telefon.Na ekranie pojawiło się wielkie czarno-pomarańczowe logo.Szybko zastąpiła je surowa twarz jakiejś blondyny.– Kathay DeWindt, kuzynka Sintei DeWindt? Jestem sierżant Barrows, Wydział do Spraw Nieletnich.Nie możemy się skontaktować z pani kuzynką, a aresztowaliśmy jej córkę.– Jamee?Dlaczego dzwonią do mnie? – pomyślałam.Potem przypomniałam sobie, że zgodziłam się, by Sintea umieściła moje nazwisko w rubryce „telefon kontaktowy”.– Co się stało?– Dziewczynka uciekła z Ochronki i znaleźliśmy ją, jak rozbijała ekrany magsamochodów na poziomie trzecim Obszaru.Czy zaopiekuje się nią pani do czasu, aż znajdziemy jej matkę?Świetnie, tego mi było trzeba, babcia i Jamee w jednym mieszkaniu.Zaczęłam już tłumaczyć sierżant Barrows, że może sobie zatrzymać tę młodą diablicę, ale przecież Sintea nigdy by mi tego nie wybaczyła.A może Jamee i babcia się polubią, odkryją jakieś wspólne tematy.Noumi wróci do domu dopiero wieczorem.Jeśli w ogóle.– Dobrze, wezmę za nią odpowiedzialność.Wariacka wesołość w moim głosie zwróciła uwagę sierżant Barrows.– Czy wszystko w porządku?– Jak najbardziej.Jak najbardziej.Proszę przysłać tę małą kryminalistkę.Jamee przywieziono zakneblowaną i wciśniętą między dwa zaadaptowane androidy.Rozbudowane partie górnej i dolnej połowy ciała nadawały im wygląd orbitalnych boi w czarno-pomarańczowych policyjnych uniformach.Jamee ledwie sięgała im głową do pasa.Przyłożyłam dłoń do czytnika i, zanim zdołałam zaprotestować, androidy usunęły jej knebel i więzy, po czym sobie poszły.Jamee rzuciła się na mój ulubiony niebieski fotel-puformę i zaczęła wiercić dziurę w ręcznie wygładzanej wyściółce.Miała na sobie bladozielony kombinezon i była blada, lecz opanowana.– Gdzie twoja matka, ty nieletnia zbrodniarko?– Skąd mam wiedzieć? – Spojrzała na mnie z ukosa.– Lepiej nic jej nie mów.– Mała, twoje położenie wyklucza grożenie innym.Wystukałam drinka na kuchennym pilocie i zaczekałam, aż szklanka się uformuje i napełni.Pociągnęłam z przyjemnością długi łyk.Gin był wytrawnie cierpki.Jamee patrzyła na mnie znacząco.A raczej na moją szklankę.Pojęłam aluzję.– Pewnie też chcesz coś co picia?Skinęła głową.Wystukałam mleko.Na jego widok Jamee prychnęła.– Myślałam, że dostanę prawdziwego drinka.– Masz dopiero dziesięć lat! Czego oni cię uczą w tej Ochronce?– W domu mama pozwala mi pić alkohol.– Nie jestem twoją mamą.– Pozwala mnie i bratu na wszystko.– Właśnie, i dlatego przyprowadziła cię policja, ty chuliganie rodzaju żeńskiego.Zanim zdołałam powiedzieć coś więcej, do rozmowy włączyła się Głowa Babci.– Też tak uważam – warknęła.– To dziecko ma skandaliczne maniery.Czarna owca w rodzinie! Co sobie wyobraża jej matka? Nigdy bym nie ścierpiała takiego zachowania.Jest zepsuta do szpiku kości i powinna trafić do rekonfiguratorium.– Cicho, ty stara jędzo – powiedziała Jamee.– Jak śmiesz! Powinnam rozkazać domowemu mózgowi przysłać tu androida, żeby ci przetrzepał skórę.Jamee spojrzała na mnie.– Ona się nigdy nie zamyka?– Nigdy.Kotka pojawiła się w koku babci i zaczęła miauczeć do taktu wygłaszanej przez nią tyrady.– Bezmyślna.– Miau.– Samolubna.– Miau.– Nieposłuszna.– Miau.Jamee spojrzała na kotkę, na Głowę i na mnie.– A chciałabyś?– Co?– Żeby się zamknęła?Pociągnęłam drugi łyk ginu.– Twierdzisz, że potrafisz ją przeprogramować?– Być może – wzruszyła ramionami.– Ale pod warunkiem, że nie powiesz mojej mamie.I dasz mi coś przyzwoitego do picia.Postawiłam pustą szklankę na stole.Zostawi plamę, ale nie miałam czasu się tym przejmować.– Drink później.Najpierw udowodnij, że naprawdę potrafisz ją uciszyć.Potem przedyskutujemy kwestię alkoholu.i tego, co powiemy twojej matce.Jak ten czas leci.W porywie niewczesnej gościnności zgłosiłam się na ochotnika jako gospodyni rodzinnego wspominania, kasowania i odnawiania na pożegnanie roku 3000.Po niekończącym się toaście wujka Valtera, inwokacji kuzyna Matsu i prezentach (w tym roku także kulki zen) oraz dzieleniu się wspomnieniami nadeszła pora rodzinnej loterii.Gdy ciotka Rainee przyniosła słomki, podniosłam rękę.– A co byście powiedzieli, gdybym chciała zatrzymać Głowę Babci?Raz w życiu nawet ciotce Rainee odebrało mowę.Judee przyjrzała mi się przenikliwie.– Dobrze się czujesz? – spytała.Kuzynka Sintea wyglądała, jakby kamień spadł jej z serca, a Zanna i Helen uśmiechały się głupawo.– Nie.– Nie bądź niemądra.– Nie możemy pozwolić.– Skoro nalegasz.Głowa Babci tkwiła na stole.Oczy poruszały się szybko, ale z ust nie padł ani jeden dźwięk.Kotka Leeloo wierciła się w jej koku, bardzo z siebie zadowolona.– Staruszka jakoś nam przycichła – zauważył wujek Valter.– Aha – powiedziała Rainee.– Ja też zwróciłam na to uwagę.– Naprawdę? – spytałam.Jamee starannie omijała mnie wzrokiem.Sintea kiwnęła głową.– Tak, sama tego nie pojmuję.Nigdy jej takiej nie widziałam.Jaka cichutka.Nic nie rozumiem.Babcia łypnęła spode łba.Poruszyła ustami, rubinowe wargi zadrżały.Wszyscy pochyliliśmy się nad nią, żeby usłyszeć, co z takim wysiłkiem usiłuje wyartykułować.Babcia zrobiła głęboki wdech, zebrała wszystkie siły i.– Miau – usłyszeliśmy.Przez chwilę panowało milczenie wywołane szokiem.– To jakiś żart? – spytała Rainee.– Nie – powiedziałam.– Nie wydaje mi się.– Więc co się dzieje?– Uspokój się, Rainee.Zaraz ci wytłumaczę.Jamee znieruchomiała.Patrzyła na mnie wielkimi oczami.– Naprawdę, to dość proste – dodałam i uśmiechnęłam się, widząc, że Jamee zaczyna się wycofywać boczkiem w stronę drzwi.– Na pewno się ze mną zgodzicie.Jamee szarpała za drzwi – bez skutku.Założyłam potrójne zabezpieczenie przed schematem jej siatkówki.– Więc? – naciskała Rainee.– Co się stało z babcią?Wzruszyłam ramionami.– Dostała koci języczek.Cała rodzina gapiła się na mnie w zdumieniu.– I vice versa – dodałam.Rzuciłam Noumiemu spojrzenie z ukosa.Posłał mi pocałunek.Milenium zaczęło się naprawdę bardzo przyjemnie.przełożyła Maciejka MazanOrson Scott CardKątyAngles3000Hakira lubił włóczyć się ulicami Manhattanu.Stare przerdzewiałe elementy metalowe budynków przypominały szkielet jakiegoś starożytnego lewiatana, którego woda wyrzuciła na plażę, gdzie zdechł, lecz on nadal słyszy głosy, klaksony, hałas zatłoczonych ulic, czuje zapach spalin i rozgrzanego oleju, nawet jeśli widzi tylko czubki drzew, którymi zarosły dawno zaginione ulice.Tam gdzie nie było tłumu, nie było też potrzeby usuwania ruin czy wycinania drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl