[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opiekun otworzył teczkę.— A więc — powiedział po przerzuceniu kilku kartek — prosi pan o zezwolenie na udanie się w… eee… w pierwszy wiek?— Tak jest.— Ale dlaczego właśnie w pierwszy?— Przecież tam jest napisane.Opiekun znowu się nachmurzył.— Co napisane, to napisane, zgodnie zaś z instrukcją należy przeprowadzić rozmowę indywidualną.Teraz — spojrzał wymownie na Kuroczkina — teraz właśnie sprawdzimy, czy istotnie napisał pan wszystko jak należy.Kuroczkin zrozumiał, że popełnił błąd.Nie powinien był już na samym początku zrażać do siebie Opiekuna.Należało spróbować zainteresować go swoją ideą.— Widzi pan — rzekł, dokładając starań, by głos jego brzmiał jak najserdeczniej — zajmuję się historią wczesnego chrześcijaństwa.— Czego?— Chrześcijaństwa.Jednej z odmian religii, niegdyś bardzo rozpowszechnionej na Ziemi.Pan oczywiście pamięta — inkwizycja, Giordano Bruno, Galileusz…— Aha! — zawołał Opiekun — oczywiście, oczywiście! To znaczy, że oni wszyscy żyli w pierwszym wieku?— No, niezupełnie — odparł oszołomiony Kuroczkin.— Po prostu w pierwszym wieku powstały podwaliny tego wyznania.— Giordano Bruno?— Nie, chrześcijaństwa.Opiekun siedział przez chwilę bębniąc palcami po krawędzi biurka.Wyraźnie wahał się.— Z kim więc w końcu ma pan zamiar się zobaczyć? — przerwał wreszcie milczenie.Kuroczkin drgnął.Dopiero teraz, gdy zbliżał się do najważniejszego momentu swego przedsięwzięcia, uzmysłowił sobie zuchwalstwo tego pomysłu.— Prawdę mówiąc, z nikim konkretnym.— Co?! — Opiekun wytrzeszczył oczy.— Cóż więc u diabła…— Pan mnie źle zrozumiał! — Kuroczkin zerwał się i podszedł do biurka.— Chodzi o to, że postanowiłem zebrać niezbite dowody… no, innymi słowy, skompletować przekonywające materiały, które zaprzeczałyby istnieniu Jezusa Chrystusa.— Czyjemu istnieniu?— Jezusa Chrystusa.To fikcyjna postać, którą uważa się za twórcę religii chrześcijańskiej.— Przepraszam.— Opiekun zmarszczył brwi.Jego czoło pokryło się siateczką drobnych zmarszczek.— To przecież niemożliwe.Skoro ten, o którym pan mówi, nigdy nie istniał, to jakież mogą być tego dowody?— A dlaczegóż by nie?— Dlatego, że nie istniał.Na przykład siedzimy obaj u mnie w gabinecie.Jest to fakt, który można udowodnić.Gdyby nas tu nie było, nie mielibyśmy co udowadniać.— Jednakże… — próbował oponować Kuroczkin.— Jednakże pan do mnie przyszedł — ciągnął dalej Opiekun.— Zgodnie z instrukcją prowadzę z panem rozmowę indywidualną, tracimy cenny czas.To również fakt.Gdyby pana nie było, toby pan nie przyszedł.Czy mógłbym w takim razie twierdzić, że pan nie istnieje? Ja bym pana nie znał, ale być może siedziałby pan w innym gabinecie.— Chwileczkę, chwileczkę! — zawołał Kuroczkin.— Przecież tak nie można, to jakaś sofistyka! Spójrzmy na to zagadnienie inaczej.— Jak to, inaczej? — uśmiechnął się Opiekun.— Przecież inaczej nie można.— A na przykład — Kuroczkin znów wyciągnął papierosa i tym razem zapalił nie pytając o pozwolenie — przyszedłem tu i zastałem pana w gabinecie.Zgadza się?— Zgadza — skinął głową Opiekun.— Ale przecież mogło być inaczej.Mogłem pana nie zastać.— Gdyby pan przyszedł poza godzinami przyjęć — przytaknął Opiekun.— Pod tym względem panują u nas żelazne zasady.— Skoro tak, to jeżeli pan istnieje, sekretarka powiedziałaby mi, że pan po prostu wyszedł.— Owszem…— Ale gdyby pana w ogóle nie było, to nie miałaby pojęcia o pańskim istnieniu.— No i sam pan sobie zaprzeczył — oznajmił złośliwie Opiekun.— Gdyby mnie w ogóle nie było, nie istniałaby również żadna sekretarka.Po co byłaby sekretarka, skoro nie ma Opiekuna.Kuroczkin wytarł chustką spocone czoło.— To nieistotne — oznajmił zmęczonym głosem.— Byłby inny Opiekun.— Aha! — W oczach jego rozmówcy błysnął triumf.— Sam pan przyznaje! Jakże więc będzie pan mógł udowodnić, że Opiekun Czasu nie istnieje?— Niechże pan zrozumie — powiedział Kuroczkin błagalnie — że to zupełnie co innego.Tu nie chodzi o stanowisko, ale o konkretną osobę.Są przekazy w Ewangeliach, w miarę dokładnie określone zostały czasy, w których rozgrywają się opisywane w nich wydarzenia,— No więc, czego pan jeszcze potrzebuje?— Sprawdzić ich wiarygodność.Porozmawiać z ludźmi, którzy wtedy żyli.Ważne, abym trafił dokładnie w te lata.Przecież nawet Józef Flawiusz…— Ile dni? — przerwał mu Opiekun.— Przepraszam, nie bardzo rozumiem…— Ile dni pan potrzebuje? Kuroczkin westchnął z ulgą.— Sądzę, że dziesięć — powiedział prosząco.— Muszę dotrzeć do wielu miejsc, i choć rozmiary Palestyny…— Pięć dni.Opiekun otworzył teczkę, napisał coś zamaszyście i pochylił się do mikrofonu.— Proszę odprowadzić na instruktaż do naczelnego chronometrysty.— Dziękuję! — zawołał radośnie Kuroczkin.— Bardzo dziękuję!— Tylko bez różnych takich sztuczek — mentorskim tonem oznajmił Opiekun podając Kuroczkinowi teczkę.— Wyprawiacie tam licho wie co, a my musimy za to odpowiadać.W ogóle radzę być wstrzemięźliwym.— W jakim sensie?— Sam pan powinien wiedzieć.O, na przykład niedawno jeden typ w dziewiętnastym wieku spłodził własnego pradziadka.Wyobraża pan sobie, jaki był skandal?Kuroczkin przycisnął ręce do piersi, co najwidoczniej miało oznaczać jego wolę bezwzględnego wypełniania wszelkich przepisów, i ruszył w stronę drzwi.— Dlaczego od razu pan nie powiedział, że skierował pana do nas towarzysz Flawiusz? — w ślad za nim zawołał Opiekun.Stwórca potraktował głównego chronometrystę zupełnie inaczej niż Opiekuna Czasu.Obdarzył go taką ilością włosów, że ich część nie zmieściła się na swym właściwym miejscu i kiełkowała na uszach, a nawet na czubku nosa.Chronometrysta był przeuroczym człowiekiem, wprost tryskającym humorem i życzliwością.— Bardzo się cieszę.Bardzo! — oznajmił, podając rękę Kuroczkinowi.— Pan pozwoli, że się przedstawię.Wissarion Nikodemowicz Plewako.Kuroczkin również się przedstawił.— Postanowił pan nieco popodróżować? — zapytał Wissarion Nikodemowicz wskazując Kuroczkinowi miejsce na sofie.Kuroczkin usiadł i podał Plewace niebieską teczkę.— Nieważne! — oznajmił główny chronometrysta i niedbale cisnął teczkę na biurko.— Formalności mogą poczekać! Dokąd się pan wybiera?— W pierwszy wiek.— Pierwszy wiek! — Plewako marzycielsko przymknął oczy.— Ach, pierwszy wiek! Rozkwit rzymskiej kultury, kurtyzany, walki gladiatorów! No, ma pan głowę na karku!— Obawiam się, że pan mnie trochę źle zrozumiał — ostrożnie przerwał mu Kuroczkin.— Nie mam zamiaru odwiedzać Rzymu, moim celem jest przeprowadzenie badań naukowych w Judei.— Co?! — Plewako podskoczył w krześle.— Wybiera się pan w pierwszy wiek i nie chce pan znaleźć się w Rzymie?! Dziwne!… Zresztą — dodał po namyśle — może ma pan rację.Nie warto robić sobie apetytu.Przecież za tych kilka marnych sestercji, które pan tu otrzyma, trudno poszaleć.Między nami mówiąc — zaczął mówić szeptem — niech się pan postara wziąć ze sobą parę butelek żytniej.Ogromny popyt we wszystkich epokach.Ale… — Plewako położył palec na wargach.— Rozumie pan?— Rozumiem — odparł Kuroczkin.— Chciałbym jednak wiedzieć, czy mogę spodziewać się pewnej sumy na zakup różnych materiałów, które przedstawiają niezwykłą wartość historyczną?— Na przykład?— No, choćby stare rękopisy.— W żadnym wypadku! W żadnym wypadku! Jest to właśnie coś, przed czym w czasie instruktażu powinienem pana przestrzec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]