[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oparł się wygodniej o reling i spojrzał leniwie na pokład.Znajomy młody Japończyk tkwił wychylony jakieś piętnaście metrów od niego, pilnie wypatrując czegoś na dolnym pokładzie.Była tam masa ludzi z drugiej klasy, morze czarnych głów, jedynie gdzieś przy dziobie ukazał się na chwilę duży plażowy kapelusz, ale i on zaraz gdzieś zniknął.Japończyk wyprostował się i pokręcił z rezygnacją głową.„Szukał kogoś?”, pomyślał Pryer.Tajny charakter ich misji wykluczał jakiekolwiek znajomości po drodze.Zerknął odruchowo na zegarek - zbliżała się godzina przejęcia ich przez motorówkę wysłaną z wyspy Tan-Ho.Podniósł do oczu lornetkę i raz jeszcze spenetrował horyzont.Coś było widać od północnego zachodu, mały punkcik, który zbliżał się szybko, ciągnąc białe nitki piany.To mogła być właśnie ta łódź.Prom nagłe zaczął zwalniać; Pryer opuścił lornetkę i rozejrzał się.Z młodym Japończykiem stojącym obok rozmawiał jakiś marynarz.Japończyk skinął potakująco i bez zwłoki ruszył ku prowadzącym na dolny pokład schodom.Marynarz podszedł teraz do niego.- Pańska łódź przybije za dziesięć minut - oznajmił.- Proszę przejść do trapu rufowego.Zaraz przyślę chłopca po bagaż.Nie czekali nawet tyle.Do opuszczonego z dolnego pokładu pomostu podpłynęła pełnomorska motorówka z dwoma ludźmi.Jeden stał za kołem sterowym, drugi, krzepki starzec w białym kimonie, skinął zachęcająco ręką wskazując na pokład motorówki.Młody Japończyk, nadal z kamienną miną, zaproponował Pryerowi pomoc w przerzuceniu walizek.Sam miał jedynie niewielką torbę podróżną.Pryer sklął się w duchu za brak przezorności, między burtą łodzi a pomostem ziała przeszło metrowa przerwa, zwiększająca się lub zwężająca w zależności od ruchu fal.Japończyk nie czekał więcej, tylko sprawnie przerzucił obie walizy, prosto w ręce starca, który łapał je z zadziwiającą zręcznością.Chwilę potem sam był na pokładzie.Pryer westchnął ciężko i zebrawszy się w sobie skoczył do przodu w chwili, gdy jak mniemał burta i trap były najbliżej.Obydwaj mężczyźni chwycili go pod ręce i pewnie postawili na pokładzie.Silnik motorówki ryknął i łódź poczęła oddalać się od promu ostrym łukiem.Starzec skłonił się przed nim ceremonialnie i rzekł:- Master Tan-Ho polecił mi powitać pana, Mister Pryer, i przeprosić za niewygody dalszej podróży, ale nie ma innego sposobu aby dostać się na naszą wyspę.Jestem Takeo, trener.- Miło mi - odpowiedział i skłonił się równie ceremonialnie, czym wywołał błysk zdziwienia w oczach starego.Biali miewali zwykle sztywne karki.- Zna pan zapewne już przyszłego członka naszego teamu, pana Yukio Kamei? - trener ukłonił się teraz młodemu Japończykowi.- Jeszcze nie, ale można to nadrobić - powiedział swobodnie i wyciągnął ku Yukiemu rękę, którą tamten uścisnął z pewną rezerwą.Stary gościnnie wskazał im kabinę pod sterówką, gdzie dostrzegli stół zastawiony puszkami i butelkami.Dopiero teraz Pryer uświadomił sobie, jak bardzo jest spragniony.Kamei wszedł pierwszy i ledwo usiadł na ławeczce, już syknęła puszka piwa.Pryer zdecydował się na wodę mineralną, trener nie pił nic, przysiadł jedynie na prowadzących do kajuty schodkach.- Do wyspy jest stąd niedaleko - tłumaczył.- Czy włączyć telewizję?- Nie trzeba - odparł Pryer.- Czy dawno już trenujecie na wyspie?- Drugi sezon, od śmierci Master Onodery, kiedy nowym Masterem naszego teamu został Tan-Ho.- A dlaczego właśnie na wyspie? Czemu to ma służyć?- To pomaga się odizolować, skupić wszystkie siły i myśli na czekających team zadaniach.Samotność sprzyja lepszej pracy, ułatwia medytację.Na wyspie mamy lepsze wyniki treningowe.Doceniają to inni, sam Master Maruyama w tym roku przeniósł trening na wyspę, i to całkiem nieodległą od naszej.- Ach, tak - mimo tych wyjaśnień Pryer odnosił wrażenie, iż Takeo nie powiedział mu wszystkiego.Napił się wody i zerknął na młodego Japończyka.Kamei powoli łykał piwo i patrzył nieruchomo w bulaj.W pewnej chwili poruszył się; „Wyspa” - powiedział krótko.Wyszli na pokład
[ Pobierz całość w formacie PDF ]