[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okolica stawa³a siê górzyst¹.Okrêg Zungomero zaciera³ siê na wschodzie zostatnim drzewem orzecha kokosowego.Wkrótce zaczê³y siê wysuwaæ coraz wyraŸniej grzbiety gór i trzeba siê by³o mieæna ostro¿noœci.- Znajdujemy siê wœród ska³ - powiedzia³ Kennedy.- Uspokój siê, Dicku ominiemy je szczêœliwie - rzek³ doktór, kieruj¹c zrêcznieswym statkiem nadpowietrznym.- Gdybyœmy byli zmuszeni maszerowaæ po tym gruncie, znaleŸlibyœmy siê w krajubardzo niezdrowym; po³owa naszych zwierz¹t roboczych zdech³aby ju¿ zwycieñczenia.Od czasu wyjazdu z Zanzibaru wygl¹dalibyœmy jak cienie, nadtowci¹¿ bylibyœmy nara¿eni na brutalnoœæ ze strony przewodników i tragarzy.Wednie wilgoæ i dusz¹cy upa³, w nocy ch³Ã³d nie do zniesienia i k¹sanie much,których ¿¹d³a przecinaj¹ najgêstsze p³Ã³tno i doprowadzaj¹ do szaleñstwanajcierpliwszego cz³owieka.Có¿ dopiero wspominaæ o dzikich zwierzêtach idzikszych jeszcze plemionach.- Nie próbowa³bym - odpowiedzia³ krótko Joe.- Nie przesadzam - mówi³ dalej doktór - a gdybym wam opowiedzia³ przygodypodró¿nych, którzy byli na tyle œmieli i odwa¿yli siê zapuœciæ w te okolice,stanê³yby wam ³zy w oczach.Oko³o godziny 11-tej podró¿ni nasi przejechali kotlinê Ymendsche; rozproszenina pagórku tuziemcy grozili daremnie "Victorii", która wznosi³a siê coraz wy¿eji nakoniec dotar³a do Rubeho, tworz¹cego trzeci najwy¿szy ³añcuch gór Usagara.- Bacznoœæ! - zawo³a³ Fergusson - zbli¿amy siê do Rubeho, którego nazwa utuziemców oznacza "podró¿ wiatrów"; dobrze zrobimy, gdy wyminiemy jegospiczasty wierzcho³ek.Je¿eli moja mapa jest dok³adn¹, winniœmy wznieœæ siêponad 5000 stóp.- Czy bêdziemy czêsto kr¹¿yli w tych górnych strefach?- Rzadko, albowiem góry afrykañskie w stosunku do gór europejskich iazyatyckich s¹ ni¿sze, w ka¿dym wszelako wypadku "Victoria" nasza przeleci bez¿adnych trudnoœci po nad niemi.Niebawem rozszerzy³ siê gaz pod dzia³aniem ¿aru i balon widocznie wzniós³ siê wgórê.Rozszerzenie siê wodoru nie by³o niebezpiecznem i olbrzymie wnêtrzestatku powietrznego by³o dopiero nim nape³nione w 3/4 czêœciach.Barometrwskazywa³, i¿ znajdowano siê na wysokoœci 6000 stóp.- Czy bêdziemy mogli d³ugo tak podró¿owaæ? - zapyta³ Joe.- Atmosfera ziemi ma 36.000 stóp paryskich wysokoœci - odpowiedzia³ doktór.- W du¿ym balonie mo¿naby siê wznieœæ jeszcze wy¿ej.Przedsiêwziêli to panowieBrioschi i Gay Lussac, lecz krew puœci³a im siê z ust i uszu; brak³o impowietrza do oddychania.Przed paru laty puœcili siê w górne strefy dwaj œmiali Francuzi, panowie Barrali Bixio, lecz balon ich dozna³ uszkodzenia.- A czy spadli? - zapyta³ z zajêciem Kennedy.- Tak jest - ale spadli tak jak uczeni, nie ponosz¹c ¿adnej szkody.- A wiêc moi panowie - powiedzia³ Joe - wolno wam naœladowaæ ich upadek, aleja, poniewa¿ siê nie zaliczam do uczonych, wolê trzymaæ siê œrodka, niezapuszczaæ siê ani za wysoko, ani te¿ spadaæ za nizko.Nie trzeba byæzarozumia³ym!Na wysokoœci 6000 stóp ciê¿koœæ powietrza widocznie siê zwiêkszy³a.G³oss³ychaæ mniej dok³adnie, wzrok zaciemnia siê i oko, spogl¹daj¹c na dó³, widzinieokreœlone masy; ludzie i zwierzêta nikn¹ z przed naszych oczu, drogiwygl¹daj¹ jak w¹zkie paski, jeziora zamieniaj¹ siê w ma³e stawy.Doktór i jego towarzysze znajdowali siê w anormalnym stanie, pr¹d atmosferycznyporwa³ ich ponad góry, na których wierzcho³kach le¿a³y wielkie masy œniegu,górzysty ten kraj wskazywa³ robotê neptuniczn¹, pierwszych dni stworzeniaœwiata.S³oñce œwieci³o w zenicie i promienie jego pada³y ukoœnie na pustewierzcho³ki; doktór zrobi³ dok³adne zdjêcie tych gór, sk³adaj¹cych siê zczterech rozmaitych grzbietów i ci¹gn¹cych siê prawie w prostej linii jedenobok drugiego.Wkrótce "Victoria" znalaz³a siê po drugiej stronie Rubeho, na sk³oniezaroœniêtym drzewami o ciemno-zielonych liœciach, potem dotar³a do okolicy,robi¹cej wra¿enie pustyni o rozmaitych przepaœciach, ci¹gn¹cej siê od krajuUgogo; dalej znajdowa³y siê ¿Ã³³te, puste równiny, pozbawione wszelkiejroœlinnoœci.Nieliczne kêpy drzew, które w dali zamienia³y siê w lasy, otacza³y horyzont.Doktór zbli¿a³ siê do ziemi, kotwica zosta³a wyrzucona, zahaczywszy siê naga³êziach olbrzymiego sykomoru.Joe opuœci³ siê szybko po drzewie na dó³ iostro¿nie przymocowa³ kotwicê, doktór zaj¹³ siê utrzymaniem równowagi balonu.Wiatr prawie zupe³nie usta³.- Teraz - powiedzia³ Fergusson - weŸ dwie strzelby przyjacielu Dicku, jedn¹ dlasiebie, drug¹ dla Joego i spróbujcie szczêœcia, a mo¿e na obiad spo¿yjemypieczeñ antylopy.- Na polowanie! - zawo³a³ z o¿ywieniem Kennedy, wyszed³ z ³odzi i spuœci³ siêna dó³.Joe zlaz³ po ga³êziach i oczekuj¹c na strzelca, prostowa³ swe cz³onki.- Ale nie uciekaj nam pan - wo³a³ z do³u Joe.- Nie obawiaj siê, mój ch³opcze.Skorzystam teraz z waszej nieobecnoœci iuzupe³niê notatki, wam ¿yczê pomyœlnej wyprawy i zalecam ostro¿noœæ.Wreszcie zmojego posterunku bêdê obserwowa³ okolicê i, gdy dostrzegê coœ podejrzanego,dam wystrza³ z karabinu, bêdzie to sygna³ do powrotu.- Zgoda! - odpowiedzia³ strzelec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]