[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nieciemnoœæ jest, jak niektórzy uwa¿aj¹, przeciwieñstwem œwiat³a; ona jest tylkojego brakiem.Z ksiêgi promieniowa³o œwiat³o, co le¿y po drugiej stronieciemnoœci - blask fantastyczny.Mia³ niezbyt ciekaw¹ fioletow¹ barwê.Jak ju¿ wspomniano, Octavo by³o przykute do pulpitu rzeŸbionego w kszta³tczegoœ, co przypomina³o ptaka-trochê, gada-trochê i coœ ¿ywego - przera¿aj¹co.Para lœni¹cych oczu obserwowa³a magów ze skrywan¹ nienawiœci¹.- Jesteœmy bezpieczni, póki nie dotkniemy ksiêgi - oznajmi³ Trymon.Wyj¹³ zzapasa i rozwin¹³ zwój pergaminu.- Podajcie mi pochodniê - rzuci³.- I zgaœtego papierosa!Czeka³ na wœciek³y wybuch ura¿onej dumy.Ten jednak nie nast¹pi³.Upomnianymag dr¿¹cymi palcami wyj¹³ z ust i rozdepta³ na pod³odze niedopa³ek.Trymon tryumfowa³.I co? pomyœla³.Robi¹, co im ka¿ê.Mo¿e tylko w tej chwili,ale to mi wystarczy.Zerkn¹³ na niewyraŸne pismo dawno nie¿yj¹cego maga.- Do rzeczy - mrukn¹³.- Zobaczmy.„Aby poskromiæ go, Stwora owego, co jeststra¿nikiem."Przera¿ony t³um przelewa³ siê w tê i z powrotem przez most ³¹cz¹cy Morpork iAnkh.Rzeka w dole, mêtna nawet w najbardziej sprzyjaj¹cych warunkach, terazby³a tylko w¹sk¹ paruj¹c¹ stru¿k¹.Most trochê mocniej ni¿ powinien wibrowa³ pod stopami.Dziwne zmarszczkiprzebiega³y po powierzchni b³otnistych resztek rzeki.Kilka dachówek zsunê³osiê z dachu pobliskiego domu.- Co to by³o? - zapyta³ Dwukwiat.Bethan obejrza³a siê i krzyknê³a przeraŸliwie.To wschodzi³a gwiazda.S³oñce Dysku umknê³o w bezpieczne miejsce pozahoryzontem, a wielka, obrzmia³a kula gwiazdy wspina³a siê wolno na niebo, a¿ca³ym obwodem wype³z³a kilka stopni powy¿ej krawêdzi œwiata.Wci¹gnêli Rincewinda do jakiejœ bramy, ale t³um nie zwraca³ na nich uwagi.Ludzie biegli przed siebie, przera¿eni jak lemingi.- Gwiazda ma plamy - zauwa¿y³ Dwukwiat.- Nie -zaprzeczy³ Rincewind.- To s¹.rzeczy.Rzeczy kr¹¿¹ce wokó³ niej, jaknasze s³oñce kr¹¿y wokó³ Dysku.A zbli¿aj¹ siê, poniewa¿.poniewa¿.-Urwa³.- Prawie wiedzia³em.- Co wiedzia³eœ?- Muszê siê pozbyæ tego Zaklêcia!- Którêdy do Uniwersytetu? - spyta³a Bethan.- Têdy! - Rincewind wskaza³ ulicê.- Musi byæ bardzo popularny.Tam w³aœnie wszyscy biegn¹.- Ciekawe po co? - zastanowi³ siê Dwukwiat.- Nie s¹dzê, ¿eby chcieli siê zapisaæ na studia wieczorowe -mrukn¹³ ponuroRincewind.Tymczasem Niewidoczny Uniwersytet by³ oblê¿ony, a w ka¿dym razie oblê¿one by³yte jego czêœci, które siêga³y w zwyk³e, codzienne wymiary rzeczywistoœci.Ogólnie rzecz bior¹c, t³umy u bram domaga³y siê jednej z dwóch rzeczy: a)magowie powinni przestaæ marnowaæ czas i pozbyæ siê gwiazdy albo - i to ¿¹daniepopierali ludzie z gwiazdami - b) powinni zaprzestaæ wszelkich czarów i pokolei pope³niæ samobójstwo, tym samym oczyszczaj¹c Dysk z kl¹twy magii iratuj¹c go przed straszliw¹ groŸb¹ z nieba.Magowie wewn¹trz murów nie mieli najmniejszego pojêcia, jak dokonaæ a), aninajmniejszej ochoty dokonaæ b).Wielu z nich decydowa³o siê na c), czyliwyskakiwanie przez ukryte furtki i odbieganie na palcach jak najdalej, jeœlinie jak najszybciej.Pozosta³¹ do dyspozycji Uniwersytetu magiê wykorzystywano dla zabezpieczeniabram.Magowie przekonywali siê w³aœnie, ¿e choæ bramy zamykane czarami s¹niew¹tpliwie wspania³e i robi¹ nale¿yte wra¿enie, budowniczym powinno wpaœæ dog³owy, ¿eby zamontowaæ jakiœ awaryjny system wspomagaj¹cy.na przyk³ad parêzwyczajnych, nieciekawych, ale solidnych ¿elaznych sztab.Na placu przed bram¹ p³onê³y ogniska - g³Ã³wnie dla efektu, poniewa¿ ¿ar gwiazdyprzypieka³ mocno.- Ale ci¹gle widaæ gwiazdy - stwierdzi³ Dwukwiat.- To znaczy inne gwiazdy.Tema³e.Na czarnym niebie.Rincewind nie zwraca³ na niego uwagi.Obserwowa³ bramê.Grupa ludzi, i tych zgwiazdami, i zwyk³ych obywateli próbowa³a wywa¿yæ jej skrzyd³a.- To beznadziejne - uzna³a Bethan.- Nigdy siê tam nie dostaniemy.Gdzieidziesz?- Na spacer - odpar³ Rincewind i zdecydowanym krokiem skrêci³ w boczn¹ ulicê.Zobaczyli tu kilku indywidualnych uczestników zamieszek, zajêtych g³Ã³wnieoczyszczaniem sklepów.Rincewind nie zwraca³ na nich uwagi; pod¹¿a³ wzd³u¿muru, a¿ dotar³ do mrocznego zau³ka, gdzie unosi³ siê zwyk³y, stêch³y zapachwszystkich zau³ków we wszechœwiecie.Tu zacz¹³ bardzo uwa¿nie badaæ kamienie.Mur mia³ w tym miejscu dwadzieœciastóp wysokoœci i zwieñcza³y go groŸne metalowe kolce.- Potrzebujê no¿a - oœwiadczy³.- Chcesz wyci¹æ sobie przejœcie? - zdziwi³a siê Bethan.- Poszukajcie no¿a - poleci³ mag i zacz¹³ opukiwaæ kamienie.Dwukwiat i Bethan spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.Po kilku minutachwrócili z ca³ym zestawem no¿y.Turysta znalaz³ nawet miecz.- Zabraliœmy je sobie - wyjaœni³a Bethan.- Ale zostawiliœmy pieni¹dze - zapewni³ Dwukwiat.- To znaczy zostawilibyœmy,gdybyœmy jakieœ mieli.- Dlatego upar³ siê, ¿eby napisaæ wiadomoœæ - doda³a ze znu¿eniem Bethan.Dwukwiat wyprostowa³ siê na pe³n¹ wysokoœæ, co w jego przypadku nie by³o wartewysi³ku.- Nie widzê powodu.- zacz¹³ z godnoœci¹.- Tak, tak.- Dziewczyna usiad³a zniechêcona.- Wiem, ¿e nie widzisz.Rincewindzie, we wszystkich sklepach wy³amano drzwi, a po drugiej stronie ulicyt³um rabuje instrumenty muzyczne.A¿ trudno uwierzyæ.- Tak.- Rincewind wybra³ nó¿ i w zamyœleniu sprawdzi³ ostrze.- Pewnielutnicy.Wsun¹³ klingê w mur, przekrêci³ i odskoczy³, gdy ciê¿ki kamieñ upad³ na ulicê.Podniós³ g³owê, policzy³ coœ pod nosem i wywa¿y³ kolejny kamieñ.- Jak to zrobi³eœ? - zdziwi³ siê Dwukwiat.- Lepiej mi pomó¿, dobrze?Po chwili mag, wsuwaj¹c stopy w otwory, budowa³ kolejne stopnie w po³owiewysokoœci muru.- Ta droga istnieje od wieków - dobieg³ ich z góry jego g³os.-Niektórekamienie nie s¹ spojone zapraw¹.Tajne wejœcie, rozumiecie? Uwa¿ajcie!Nastêpny kamieñ uderzy³ o bruk.- Studenci zorganizowali to wiele lat temu.Mo¿na wygodnie wyjœæ i wróciæ pozgaszeniu œwiate³.- Aha - zawo³a³ nagle Dwukwiat.- Teraz rozumiem.Przez mur do jasnooœwietlonych tawern, ¿eby piæ, œpiewaæ i recytowaæ poezjê.- Prawie zgad³eœ.Z wyj¹tkiem tych œpiewów i recytacji - potwierdzi³Rincewind.- Parê szpikulców powinno byæ obluzowanych.Coœ brzêknê³o.- Z drugiej strony jest doœæ nisko - us³yszeli po kilku sekundach.-ChodŸcie.jeœli idziecie.I sta³o siê: Rincewind, Dwukwiat i Bethan wkroczyli na teren NiewidocznegoUniwersytetu.Tymczasem w innym punkcie miasteczka akademickiego.Oœmiu magów wsunê³o swojeklucze i - po d³u¿szej chwili spogl¹dania na siebie niepewnie - przekrêci³oje.Coœ cicho szczêknê³o i zamki ust¹pi³y.Octavo by³o wolne.Delikatny oktarynowy blask rozjaœni³ ok³adki.Nikt niezaprotestowa³, gdy Trymon podniós³ ksiêgê.Poczu³ mrowienie w rêku.- A teraz do G³Ã³wnego Holu, bracia - powiedzia³.-Ja poprowadzê, jeœlipozwolicie.Nikt siê nie sprzeciwi³.Dotar³ do drzwi, œciskaj¹c pod pach¹ ksiêgê.Zdawa³a siê gor¹ca i jakbyk³uj¹ca.Z ka¿dym krokiem oczekiwa³ krzyku, protestu.i nic siê nie zdarzy³o.Znajwy¿szym trudem powstrzymywa³ siê od œmiechu.Posz³o ³atwiej, ni¿ sobiewyobra¿a³.Pozostali byli dopiero w po³owie drogi przez ciasny loch i mo¿e nawetdostrzegli coœ w pozycji jego ramion
[ Pobierz całość w formacie PDF ]