[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spuœci³ nogi z kozetki lekarskiej i wsta³.Ubranie le¿a-³o na krzeœle.- WeŸ siê w garœæ! - powiedzia³ do siebie.Mia³ wra¿enie, ¿e czeka ca³e godziny.Lekcewa¿¹cprocedurê szpitaln¹ ubra³ siê szybko.Podszed³ do stano-wiska pielêgniarek prosz¹c o pistolet.Nalega³y, by wróci³na kozetkê.- Doktor Tardoff nie skoñczy³ jeszcze z panem -powiedzia³a wielka kobieta, prawie jego wzrostu.- Obawiam siê, ¿e umrê ze staroœci, zanim wróci.W tym momencie z pokoju do badañ wy³oni³ siê le-karz, œci¹gaj¹c gumowe rêkawiczki.- Przepraszam, ¿e kaza³em panu czekaæ - powie-dzia³.- Musia³em zeszyæ ranê.Rozmawia³em z anestez-jologiem.Powiedzia³, ¿e wstrzykniêto panu œrodek para-li¿uj¹cy.Devlin podniós³ rêce do twarzy i przetar³ oczy, bior¹cg³êboki oddech.Jego cierpliwoœæ koñczy³a siê.- Nie musia³em jechaæ taki kawa³ do waszego szpi-tala, ¿eby siê dowiedzieæ tego, co ju¿ wiem.Tylko po tomia³em czekaæ?— Przypuszczam, ¿e chodzi o scolinê - doktor Tar:doff ignorowa³ jego uwagi.— Przecie¿ powiedzia³em to panu.Pamiêtaj¹c, co mówi³ do niego Jeffrey, przytoczy³ na-zwê leku, mo¿e niezupe³nie dok³adnie, ale wystarczaj¹copodobnie.— Jest to œrodek u¿ywany rutynowo w anestezjologii- kontynuowa³ niewzruszenie lekarz.-- Jest podobnydo tego, jaki Indianie stosuj¹ w swych zatrutych strza-³ach, chocia¿ fizjologicznie œrodek ten uruchamia innemechanizmy.— Ta interesuj¹ca informacja przyda mi siê najbar-dziej - powiedzia³ ironicznie Devlin.- A teraz mo¿eus³yszê coœ bardziej praktycznego, na przyk³ad czy muszêsiê martwiæ, ¿e parali¿ powróci w najnieodpowiedniej-szym momencie, mo¿e kiedy bêdê za kó³kiem samochodujad¹cego dziewiêædziesi¹t mil na godzinê?— Z pewnoœci¹ nie, organizm ca³kowicie przetworzy³lekarstwo.Aby osi¹gn¹æ taki sam stan, musi mieæ panwstrzykniêt¹ kolejn¹ dawkê.— Myœlê, ¿e jej uniknê.Co z pistoletem?Po podpisaniu kilku papierków wrêczono mu dwieszare koperty.W jednej "by³ pistolet, w drugiej naboje.Ostentacyjnie za³adowa³ broñ i w³o¿y³ j¹ do kabury.Do-tykaj¹c wskazuj¹cym palcem czo³a, wykona³ coœ w rodza-ju salutu i wyszed³.Uff.By³ zadowolony, ¿e wydosta³siê stamt¹d.Pojecha³ taksówk¹ do hotelu Essex.Samochód wci¹¿sta³, zaparkowany przy hydrancie.Zanim go zabra³,wszed³ z ha³asem do hallu.Recepcjonista nerwowo przejawia³ zainteresowaniejego zdrowiem.— W porz¹dku, ale nie dziêki tobie.Dlaczego takwiele czasu zabra³o ci wezwanie ambulansu? Mog³emumrzeæ, do jasnej cholery!— Myœla³em, ¿e pan œpi.Pozostawi³ to bez komentarza.Obawia³ siê, ¿e jeœlid³u¿ej bêdzie o tym myœla³, nabierze ochoty na uduszeniekretyna.Czy normalny cz³owiek decyduje siê na drzemkêbezpoœrednio po zatrzymaniu uciekiniera po³¹czonym zestrzelanin¹? Absurd!- Czy Bard wróci³ do hotelu, kiedy-ja, powiedzmy,zasn¹³em?Mê¿czyzna zaprzeczy³.— Daj mi klucz do 5F.Nie wchodzi³eœ tam?— Nie, proszê pana.Powoli wspina³ siê po schodach do pokoju Jeffreya.Poœpiech nie by³ potrzebny.Popatrzy³ na przedziurawio-ne pociskiem drzwi.Jakim cudem nie trafi³ doktora?Otwór by³ poœrodku, na wysokoœci pó³tora metra od pod-³ogi.Nabój powinien ugodziæ Jeffreya!Wnêtrze pokoju œwiadczy³o o tym, ¿e recepcjonistak³ama³.By³ tutaj szukaj¹c wartoœciowych rzeczy.W ³a-zience zorientowa³ siê, ¿e zabrano wiêkszoœæ przyborówtoaletowych.Devlin podniós³ kilka kartek ze stosiku le¿¹-cego na nocnym stoliku.Ponownie zacz¹³ siê zastanawiaæ,kim jest Chris Everson.Jeffrey b³¹dzi³ po ulicach Bostonu z daleka omijaj¹cka¿dego zauwa¿onego policjanta.Mia³ wra¿enie, ¿ewszyscy go obserwuj¹.Wszed³ do Filenesa, zaszywaj¹csiê w podziemiach.T³um dawa³ poczucie bezpieczeñstwa.Chcia³ tak d³ugo przegl¹daæ ubrania na wieszakach, a¿odzyska spokój i wymyœli nastêpny krok.Po godzinie zorientowa³ siê, ¿e detektywi sklepowiœledz¹ go jak z³odzieja specjalizuj¹cego siê w okradaniudomów towarowych.Poszed³ w okolice przystanku metra przy Park Street.By³a godzina szczytu.Z zazdroœci¹ patrzy³ na pasa¿erówz biletami miesiêcznymi, spiesz¹cych do domów.Marzy³o domu, do którego móg³by spokojnie pójœæ.Zatrzyma³siê przy automatach telefonicznych, przygl¹daj¹c siê stru-mieniowi przechodniów.Kiedy ujrza³ dwóch konnych po-licjantów jad¹cych pod pr¹d Tremont Street, zdecydowa³przenieœæ siê do Boston Common.Przez chwilê mia³ochotê zejœæ na dó³, do stacji kolejki, i razem z innymiwsi¹œæ do zielonej linii do Brooklinu.Zrezygnowa³ wostatniej chwili.Pragn¹³ iœæ prosto do Kelly.Wspomnienie przytulne-go domu i myœl o spokojnym wypiciu fili¿anki herbaty wjej towarzystwie by³y bardzo kusz¹ce.Och, gdyby sytua-cja wygl¹da³a inaczej.By³ kryminalist¹, zbiegiem, bez-domnym wa³êsaj¹cym siê bez celu po mieœcie.Z t¹ ró¿ni-c¹, ¿e dŸwiga³ w torbie furê pieniêdzy.Pragnienie powrotu do Kelly walczy³o z obaw¹ wci¹g-niêcia jej w wir k³opotów, tym bardziej ¿e na tropie by³zwariowany, uzbrojony ³owca kaucji.Nie móg³ zaprowa-dziæ takiego maniaka pod jej drzwi.Wstrz¹sn¹³ siê nawspomnienie odg³osu strza³Ã³w.Gdzie iœæ? Czy¿ Devlin nie przeszuka wszystkich hote-li w mieœcie? Zda³ sobie nagle sprawê, ¿e teraz nie pomo-¿e nawet przebranie.Przeœladowca je zna³! W zwi¹zku ztym na pewno skorygowano rysopis.Wyszed³ z Common i znalaz³ siê na rogu ulic Beaconi Charles.Skrêci³ w Charles.Nie opodal skrzy¿owaniatrafi³ na ruchliwy sklep warzywny.Kupi³ trochê owoców.Nie jad³ zbyt wiele tego dnia.Jedz¹c, w³Ã³czy³ siê po ulicy.Widok licznych taksóweknasun¹³ mu wyjaœnienie obecnoœci Devlina w hotelu.Pra-wdopodobnie zameldowa³ o nim taksówkarz, kiedy za-bra³ go z lotniska.Przypominaj¹c sobie zachowanie wtaksówce, musia³ przyznaæ, ¿e by³o raczej osobliwe.Ale je¿eli kierowca poszed³ na policjê, dlaczego zja-wi³ siê ³owca kaucji? Przystaj¹c od czasu do czasu, roz-myœla³ nad rozwi¹zaniem tej kwestii.Doszed³ do wnios-ku, ¿e do przedsiêbiorstwa taksówkowego osobiœcie zg³o-si³ siê Devlin.Dowodzi³o to, ¿e nie tylko potrafi³ zastra-szyæ, ale by³ równie¿ przebieg³y.Musi zachowaæ wiêksz¹ostro¿noœæ.Przekona³ siê ju¿, ¿e skutecznoœæ ukrycia wy-maga wysi³ku i praktyki.Doszed³ do Charles Circle w miejscu, gdzie metro wy-³ania siê spod Beacon Hill, biegn¹c dalej przez most Long-fellow.Odpocz¹³, nie wiedz¹c, w któr¹ stronê iœæ.Móg³skrêciæ w prawo, w Cambridge Street, i pójœæ z powrotemw stronê œródmieœcia.Nie wygl¹da³o to zachêcaj¹co, kie-runek kojarzy³ siê z Devlinem.Patrz¹c pod s³oñce, do-strzeg³ k³adkê ³¹cz¹c¹ Storrow Drive z bulwarem wzd³u¿Charles River.Lepsze to ni¿ nic.Gdy osi¹gn¹³ brzeg rzeki, ruszy³ wolnym krokiem pokiedyœ eleganckiej drodze spacerowej z granitowymi stop-niami i balustradami.Teraz wszystko by³o zaniedbane.Cudowna rzeka - brudna i roztaczaj¹ca bagienny za-pach.Na jej po³yskuj¹cej powierzchni rozsiane by³y ma³e¿aglówki.Zatrzyma³ siê na wysokoœci Hatch Shell.Na scenie tejmuszli koncertowej odbywa³y siê w sezonie letnim dar-mowe koncerty.Usiad³ na ³awce, w alei dêbów.Nie by³sam.W parku zobaczy³ wielu biegaczy, graczy we frisbee,wrotkarzy popisuj¹cych siê w labiryncie spacerowych ale-jek i ludzi odpoczywaj¹cych po prostu na murawie.Choæ do zachodu zosta³o kilka godzin, wydawa³o siê,¿e s³oñce straci³o nagle swoj¹ moc.Wysoko na niebietworzy³a siê mgie³ka chmurek, zwiastuj¹ca zmianê pogo-dy.Zerwa³ siê wiatr, przywiewaj¹c znad wody zimne po-wietrze.Jeffrey zadr¿a³.Musia³ stawiæ siê do pracy o godzinie 23.30.Do tegoczasu nie mia³ co ze sob¹ zrobiæ.Znowu pomyœla³ o Kel-ly.Przypomnia³ sobie, jak swobodnie czu³ siê u niej wdomu.Od dawna nie pok³ada³ w kimœ takiego zaufania,od dawna nikomu siê nie zwierza³.Powróci³a myœl o udaniu siê do Brooklinu.Przecie¿Kelly zobowi¹za³a go, by pozostawa³ w kontakcie.Czy¿nie chcia³a oczyœciæ nazwiska mê¿a? Potrzebowa³ pomo-cy, a ona wygl¹da³a na osobê, która mo¿e mu pomóc.WyraŸnie powiedzia³a, ¿e chce tego.Co prawda mia³o tomiejsce przed ostatnimi wydarzeniami.Bêdzie wobec niejca³kowicie szczery.Opowie wszystko, nie zatai strza³Ã³wDevlina.Da mo¿liwoœæ wyboru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]