[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takdobrze jeszcze mu dzisiaj nie by�o.Nie wiadomo tylko, ile to potrwa.Ca�ydzie� wydawa� mu si� teraz koszmarnym snem, snem, który pami�ta� tylkocz�ciowo.Par� razy odchodzi�, po prostu wysiada� z samochodu i odchodzi�.Pami�ta� te momenty.Odje�d�a� na koniu.P�dzi� d�ugim polem, a po tym polukica�y króliki, takie jak na filmie rysunkowym, na którym by� z mam� i z tat� wkinie w Bridgton.Na ko�cu pola by� staw, a w tym stawie kaczki.Kaczki by�ybardzo przyjazne.Tad bawi� si� z nimi.By�o tu lepiej ni� z mam�, bo tam,gdzie by�a mama, by� te� potwór, który wydosta� si� z jego �ciennej szafy.Atu, gdzie p�ywa�y kaczki, nie by�o potwora.Tadowi bardzo si� w tym miejscupodoba�o, chocia� nie wiadomo sk�d wiedzia�, �e je�li pozostanie tu za d�ugo,mo�e zapomnie�, jak wróci� do samochodu.Potem s�o�ce schowa�o si� za dom.Pojawi�y si� ch�odne cienie tak g�ste, �eniemal namacalne.Potwór zaprzesta� prób dostania si� do samochodu.Listonosznie przyjecha�, ale teraz Tad móg� przynajmniej wygodnie odpoczywa�.Najgorzej,�e tak bardzo chcia�o mu si� pi�.Nigdy w �yciu nie by� taki spragniony.Dlatego pewnie tak mu si� podoba�o w miejscu z kaczkami - to by�o wilgotne,zielone miejsce.- Co powiedzia�e�, s�oneczko? - Zobaczy� nad sob� twarz mamy.- Pi� - wychrypia�.- Bardzo mi si� chce pi�, mamusiu.- Tak, wiem.Mamusi te� si� chce.- W tym domu na pewno jest woda.- Nie mo�emy tam pój��, kochanie.Nie w tej chwili.Ten wstr�tny pies le�yprzed samochodem.- Gdzie? - Tad ukl�k� na fotelu i zaskoczy�a go lekko��, która przep�yn�a muleniwie przez g�ow� niczym za�amuj�ca si� powoli fala.Przytrzyma� si� d�oni�deski rozdzielczej i wyda�o mu si�, �e ta d�o� znajduje si� na ko�cu d�ugiegona mil� ramienia.- Nie widz� go.- Nawet g�os mia� jaki� odleg�y, odbijaj�cy si� echem.- Usi�d� z powrotem, Tad.Jeste�.Mówi�a dalej i czu�, jak sadza go z powrotem w fotelu, ale to wszystko by�ojakie� dalekie.S�owa dociera�y do niego z wielkiej, szarej odleg�o�ci; mi�dzynim a mam� by�o mgli�cie, tego ranka te� by�a mg�a.a mo�e to by�o wczorajrano.albo tego rana, kiedy wyjecha� tatu�.Ale przed sob� widzia� jakie�jasne miejsce, zostawi� wi�c mam�, �eby tam pój��.To by�o miejsce z kaczkami.Kaczki, staw i lilie wodne.G�os mamy �cich� do dobiegaj�cego gdzie� z dalibrz�czenia.Jej pi�kna twarz, taka wielka, zawsze obecna, taka spokojna, takpodobna do ksi�yca, który czasami zagl�da� do jego okna, kiedy budzi� si� w�rodku nocy, �eby pój�� siusiu.ta twarz zrobi�a si� szara i niewyra�na.Rozwia�a si� w szar� mgie�k�.Jej glos sta� si� leniwym brz�czeniem przyjaznychpszczó� i kapaniem wody.Tad bawi� si� z kaczkami.Donna zapad�a w drzemk�, a kiedy znowu si� ockn�a, wszystkie cienie zla�y si�ju� ze sob�, resztka �wiat�a nad podwórkiem Camberów mia�a barw� popio�u.Zapada� zmierzch.Jakim� sposobem znowu zmierzcha�o, a oni - nie do wiary -nadal tu tkwili.Okr�g�e, szkar�atno�ó�te s�o�ce opiera�o si� o horyzont.Wygl�da�o jak pi�ka do koszykówki umarzana we krwi.Przesun�a j�zykiem pown�trzu jamy ustnej.�lina �ci�ta do konsystencji grubej gumy pop�ka�a oporniei znów upodobni�a si� do zwyczajnej �liny.Prze�yk mia�a jak z flaneli.Przemkn�o jej przez my�l, jak cudownie by�oby po�o�y� si� pod kranem wprzydomowym ogródku, odkr�ci� do oporu kurek, otworzy� usta i rozkoszowa� si�kaskad� lej�cej si� w nie wody.Wizja by�a tak wyrazista, �e wzdrygn�a si� idosta�a g�siej skórki.Rozbola�a j� g�owa.Czy pies nadal le�y przed samochodem?Spojrza�a, ale tego naturalnie nie da�o si� stwierdzi�.Widzia�a tylko, �e niema go przed stodo��.Nacisn�a klakson, jednak spod maski samochodu doby�o si� tylko schrypni�terz�enie i nic si� nie zmieni�o.Pies móg� by� gdziekolwiek.Przesun�a palcempo srebrnej rysie biegn�cej przez szyb� od jej strony zastanawiaj�c si�, cob�dzie, je�li pies staranuje j� jeszcze kilka razy.Czy si� st�ucze?Dwadzie�cia cztery godziny temu nie uwierzy�aby w to, ale teraz nie by�a ju�tego taka pewna.Spojrza�a znowu na drzwi werandy Camberów.Wyda�o jej si�, �e s� dalej ni�przedtem.To wra�enie przypomnia�o jej lekcje psychologii w college'u, naktórych omawiali poj�cie idee fixe.Nauczyciel, pedantyczny ma�y cz�owieczek zw�sikiem jak szczoteczka do z�bów, zilustrowa� to zagadnienie zabawnymprzyk�adem.Wchodz�c na nieczynne schody ruchome, stwierdzacie nagle, �e bardzotrudno si� wam po nich idzie - powiedzia�.Tak j� to zaintrygowa�o, �e w ko�cuznalaz�a w domu towarowym Bloomingdale'a ruchome schody, nad którymi wisia�atabliczka NIECZYNNE, i zesz�a nimi.Ku swojemu zdziwieniu stwierdzi�a, �epedantyczny ma�y profesorek mia� racj� - nogi po prostu nie chcia�y jej nie��.Spróbowa�a sobie wyobrazi�, jak zareagowa�by cz�owiek, który schodz�c poschodach we w�asnym domu stwierdzi�by nagle, �e zacz�y si� porusza�.Na sam�my�l roze�mia�a si� w g�os.Ale obecna sytuacja nie by�a taka zabawna.W�a�ciwie to wcale nie by�a zabawna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl