[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem lord Wentworth mówił nie zważając na melancholijne roztargnienie jeńca:— Zresztą postaram się, panie d’Exmès, nie być zbyt surowym strażnikiem i dowiodę, że nie kieruję się obraźliwą nieufnością.Jeśli mi dasz słowo szlacheckie, że nie będziesz usiłował uciec, zgodzę się, żebyś wychodził, kiedy zechcesz.Możesz poruszać się swobodnie po mieście.Jan Peuquoy nie mógł się powstrzymać od jednoznacznego okazania radości.Żeby się nim podzielić z Gabrielem, pociągnął go za ubranie.Młodzieniec był zaskoczony taką demonstracją.— Przyjmuję z wdzięcznym sercem, milordzie — odpowiedział Gabriel na dworną propozycję dowódcy miasta.— Daję słowo honoru, że nie będę usiłował uciec.— To mi wystarczy, panie wicehrabio, a jeśli gościnność moją, jaką mogę i winienem ci zapewnić w swoim domu, choć nie jest należycie urządzony, mógłbyś odczuwać jako przymusową i krępującą, nie będę miał za złe, jeśli znajdziesz sobie w Calais apartament bardziej komfortowy i dogodniejszy.— Panie wicehrabio — rzekł Jan Peuquoy błagalnym tonem do Gabriela — gdybyś raczył zgodzić się na najpiękniejszą komnatę w domu mego kuzyna Piotra, płatnerza, byłby z tego wielce dumny, a ja bardzo szczęśliwy, przysięgam!Poczciwy Peuquoy uzupełnił owe słowa znaczącym gestem.Otaczał się tajemniczością i niedomówieniami, jego zachowanie mogło wzbudzić nieufność.— Dziękuję, przyjacielu.Skorzystanie z takiego pozwolenia mogłoby wyglądać na nadużycie zaufania.— Nie, zapewniam, że nie — żywo zaprzeczył lord.— Pozostawiam całkowitą swobodę co do zamieszkania u Piotra Peuquoy.To bogaty mieszczanin, obrotny i zręczny w swoim zawodzie, najuczciwszy człowiek na świecie.Znam go dobrze, kilkakrotnie kupowałem u niego broń.Mieszka u niego ładna osóbka, córka czy małżonka, tego nie wiem.— Jego siostra, milordzie, kuzynka Babetka.Tak, jest ona dość miła i gdybym nie był taki stary… Ród Peuquoy nie wygaśnie: Piotr utracił małżonkę ale mu pozostawiła dwóch zdrowych chłopców żywego usposobienia.Urozmaicą ci pobyt, panie wicehrabio, jeśli zechcesz przyjąć gościnność ofiarowaną całym sercem przez kuzyna.— Nie tylko do tego upoważniam, ale i namawiam — dodał lord Wentworth.Gabriel nabrał pewności nie bez racji, że przystojny galant, dowódca Calais, ze znanych tylko sobie powodów wolał pozbyć się z domu współbiesiadnika, który byłby stale w jego domu i z powodu pozostawionej mu swobody mógłby krępować jego własną.Taką istotnie intencją kierował się lord, który wolał niewolnice od niewolników, jak to rzekł zgrabnie łucznik lorda Greya.Wtedy już Gabriel nie miał więcej skrupułów.Z uśmiechem zwrócił się do Jana:— Skoro lord Wentworth pozwala, pójdę mieszkać u twojego kuzyna.Jan aż podskoczył z radości.— Na honor! Prawdę mówiąc sądzę, że dobrze czynisz — rzekł lord Wentworth.— Nie dlatego, że nie chciałbym cię gościć tutaj.Ale w budynku strzeżonym dzień i noc przez żołnierzy, gdzie moja uciążliwa władza nałożyła surowy regulamin, mógłbyś nie czuć się tak swobodnie jak u zacnego płatnerza.Młody człowiek potrzebuje swobody, wiadomo.— Wydaje mi się, że istotnie o tym ci wiadomo, panie — roześmiał się Gabriel.— Widzę, że znasz dobrze cenę niezależności.Na honor, tak! — odpowiedział lord takim samym swawolnym tonem.— Nie jestem jeszcze w takim wieku, żebym przeklinał wolny stan!Następnie zwrócił się do Jana:— A ty, mistrzu Peuquoy, licz ze swej strony na sakiewkę kuzyna, podobnie jak liczysz na gościnę dla pana wicehrabiego.Lord Grey mnie zawiadomił, że spodziewasz się od niego stu talarów na okup.— Wszystko, co Piotr posiada, należy do Jana — sentencjonalnie odpowiedział mieszczanin.— Zawsze tak jest w rodzinie Peuquoy.Byłem na tyle pewny z góry dobrego przyjęcia w domu kuzyna, jakby był moim własnym, że odesłałem do niego rannego giermka pana wicehrabiego.Jestem nadal pewny, że jego sakiewka jest otwarta przede mną podobnie jak domostwo.Proszę, aby jeden z twoich ludzi, milordzie, poszedł ze mną, przyniesie umówioną kwotę.— To niepotrzebne, mistrzu Peuquoy — odpowiedział lord.— Ciebie także puszczam na słowo.Jutro lub pojutrze przyjdę z wizytą do wicehrabiego, wtedy za należne mi pieniądze wybiorę dla siebie piękną zbroję, którą Piotr Peuquoy tak znakomicie wykonuje.— Jak sobie życzysz, milordzie — odpowiedział Jan.— A teraz, panie d’Exmès, muszę ci rzec, że za każdym razem, kiedy zechcesz zakołatać do mych drzwi, będziesz mile widziany.Masz również swobodę tego nie uczynić.Powtarzam ci, życie jest monotonne w Calais, przekonasz się o tym i dołączysz się do mnie, mam nadzieję, przeciwko wspólnemu wrogowi: nudzie.Twoja obecność tutaj jest dla mnie szczęśliwym wydarzeniem, z którego chcę korzystać, jak można najlepiej.Jeśli będziesz się trzymał z daleka, przyjdę ci przeszkadzać, uprzedzam.Pamiętaj, że daję ci półwolność, a jako przyjaciel powinieneś do mnie często przyprowadzać siebie — jeńca.— Dziękuję, milordzie — rzekł Gabriel.— Przyjmuję wszystkie twoje uprzejmości.— I dodał z uśmiechem: — W rewanżu powiem, że losy wojny są zmienne i dzisiejszy przyjaciel może jutro stać się wrogiem.— Och, jestem bezpieczny, aż nazbyt bezpieczny za naszymi niezwyciężonymi murami.Gdyby Francuzi mieli odebrać Calais, nie czekaliby na to dwieście lat.Jestem o to spokojny, gdybyście mi pewnego dnia robili honory w Paryżu, będzie to podczas pokoju, tak sądzę.— Wszystko w ręku Boga, milordzie — odpowiedział Gabriel.— Pan d’Coligny, z którym dopiero co rozstałem się, miał zwyczaj mawiać, że mądry człowiek umie czekać.— Zgoda! A na razie czerpać jak najwięcej szczęścia z życia.A propos, zapomniałem.Pewnie źle stoisz z pieniędzmi, panie.Wiedz, że moja sakiewka zawsze jest do twojej dyspozycji.— Dziękuję, milordzie.Moja nie jest dostatecznie pełna, abym mógł się natychmiast rozliczyć, ale na koszty pobytu tutaj całkowicie mi wystarczy.Jedyną moją troską jest fakt, że dom twego kuzyna, Janie, bez uprzedzenia ma stanąć otworem przed trzema niespodziewanymi gośćmi.Wolałbym w takim razie poszukać mieszkania za kilka talarów…— Kpisz chyba! — przerwał Jan.— Dom Piotra jest dostatecznie obszerny, Bogu dzięki, aby pomieścić trzy rodziny w razie potrzeby.Na prowincji nie buduje się tak skąpo i wąsko jak w Paryżu.— To prawda — wtrącił lord Wentworth.— Poświadczam ci, wicehrabio, że mieszkanie płatnerza nie jest niegodne kapitana.Liczniejsza świta niż twoja pomieściłaby się tam wygodnie i dwa warsztaty nie przeszkadzałyby sobie.Czy nie taki jest twój zamiar, mistrzu Peuquoy? Czy nie planujesz osiedlić się tutaj i uprawiać zawód tkacza? Lord Grey napomknął mi w paru słowach o takim projekcie, przychyliłbym się do niego z przyjemnością.— Może się spełni — rzekł Jan — gdy Calais i Saint–Quentin będą wkrótce należały do jednego pana, będę wolał przenieść się bliżej rodziny.— Tak — odpowiedział lord Wentworth, który źle zrozumiał słowa złośliwego mieszczanina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]