[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma³a Elisa by³a zachwycona.Nie przestawa³a siêradowaæ ani kiedy jechali przez g³êbokie lasy, ani kiedyprzeprawiali siê przez rzekê Dram na po³udnie od koœcio³aw Heggen.Wprost szala³a ze szczêœcia, myœl¹c o czekaj¹-cej ich przygodzie.Villemo podjecha³a bli¿ej dziewczyny.- Nigdy nie wyje¿d¿a³aœ z domu, Eliso?- Nigdy! Zaczê³am s³u¿yæ w Lipowej Alei jeszczewtedy, kiedy moja ukochana pani Eli le¿a³a chora.Po jejœmierci przejmowa³am coraz wiêcej obowi¹zków.A terazodpowiadam za prowadzenie ca³ego gospodarstwa, cho-cia¿ mam dopiero marne dwadzieœcia jeden lat.- Uwa¿asz, ¿e to dla ciebie za trudne?- O nie, bardzo jestem dumna z powierzenia mi takiejodpowiedzialnoœci.Mnie to cieszy - natychmiast od-powiedzia³a Elisa z radosn¹ min¹, wyra¿aj¹c¹ oczekiwaniei nadziejê.- Moi rodzice ju¿ nie ¿yj¹, pokój niech bêdzieich duszom, a pan Andreas jest dla mnie niemal jak ojciec.Mam, co prawda, m³odsze rodzeñstwo, które mieszkaw naszej ma³ej zagrodzie w lesie, ale oni œwietnie sobieradz¹ sami, ju¿ mnie nie potrzebuj¹.Przenios³am siê wiêcprawie na dobre do Lipowej Alei.- Ale jeszcze nie wysz³aœ za m¹¿? - uœmiechnê³a siêVillemo, s³uchaj¹c opowiadania podeksytowanej dziew-czyny.Mê¿czyŸni wstrzymaii konie i jechali teraz tu¿ przednimi, by nie uroniæ ani s³owa z ich kobiecej paplaniny.Ci¹gle jeszcze nie by³o widaæ Norefjell.- O, nie, nie mam jeszcze mê¿a - przyœwiadczy³a Elisa.- Ale mam tylu zalotników, ¿e ha! Tylko pan Andreas jestdla mnie bardzo surowy, jeœli chodzi o te sprawy.Obieca³moim rodzicom, Larsowi i Marit, ¿e dobrze wyda mnie zam¹¿, a dopóki to nie nast¹pi, bêdzie mocno trzyma³ mniew ryzach.Wiecie, co powiedzia³?- Nie?- ¯e jestem zbyt wartoœciowa, óy mnie zmarnowaæ.Nimniej, ni wiêcej, tylko nazwa³ mnie prawdziwym skar-bem.- Rozeœmia³a siê, a w powietrzu jakby rozdzwoni³ysiê dzwonki.Wszyscy siê uœmiechnêli.- Ojciec mia³ racjê - rzuci³ Niklas przez ramiê.- Aletrochê figlowa³aœ z Alvem, moim synem?- Trochê siê droczyliœmy i zalecaliœmy do siebie, toprawda, ale ¿adne z nas nie mialo nic powa¿nego na myœli.Tak ju¿ bywa, gdy ch³opak i dziewczyna przyjaŸni¹ siê zesob¹.Ale nie mamy ani takiego samego wychowania, anipozycji, ani te¿ nie doznaliœmy bezlitosnego uk³uciastrza³y mi³oœci.Czy to nie by³o ³adnie powiedziane?- O tak, bardzo ³adnie.Elisa westchnê³a.- Ale chcia³abym poczuæ kiedyœ takie bezlitosneuk³ucie! To brzmi cudownie!Dominik z trudem hamowa³ œmiech.Elisa g³osem pe³nym radoœci mówi³a dalej:- A teraz zosta³am wybrana, by towarzyszyæ œlicznejpani Villemo i piêknym panom Niklasowi i Dominikowi.Prawie nie mogê uwierzyæ, ¿e spotka³o mnie takieszczêœcie.Villemo spawa¿nia³a.- Nie boisz siê Potwora?Delikatnie zatysowane brwi Elisy œci¹gnê³y siê namoment, widaæ by³o, ¿e myœli intensywnie.- Potwora? Owszem, to brzmi trochê strasznie, aleprzecie¿ œwiêcie przyrzeklam, ¿e bêdê siê chowaæ i ucie-kaæ, gdy tylko zamajaczy gdzieœ choæby czubek jego nosa.A i tak w to nie wierzê, to tylko takie ludzkie gadanie.Aletrochê mimo wszystko mnie to ciekawi.WyobraŸciesobie, co by by³o, gdybyœmy tak naprawdê go spotkali!- Nie masz siê czego obawiaæ - uspokoi³a j¹ Villemo.- Twoim zadaniem jest zajmowaæ siê sprawami praktycz-nymi, a my bêdziemy ciê chroniæ i pilnowaæ, byœ nigdy nieznalaz³a siê w pobli¿u Potwora.- Zaj¹æ siê praktycznymi sprawami potrafiê doskonale- oœwiadczy³a Elisa z pewnoœci¹ siebie i mówi³a dalej,bardziej szczerze ni¿ taktownie: - I to na pewno bêdziekonieczne, bo pani Villemo nigdy nie by³a do tegoszczególnie zdolna.Pani nale¿y do tych, którzy raczejnic nie bêd¹ jedli, ni¿ przygotuj¹ sobie sami solidnysi³ek.- Oj, co prawda, to prawda - mrukn¹³ Dominik.- Przez ca³¹ jesieñ prawadzi³am kiedyœ gospodarstwopewnemu staruszkowi, mieszkaj¹cemu na opustosza³ejwyspie - broni³a siê Villemo.- A w Tobronn musia³amharowaæ jak wó³.- Ale czy to lubi³aœ? - spyta³ Dominik.- Nigdy! Nawet przez mament!Elisa przys³uchiwa³a siê im z rozradowanymi oczyma.Raz ju¿ zatrzymali siê na posi³ek i gor¹ca j¹ wtedy chwaliliza pyszne jedzenie, które im poda³a.Promienia³a szczêœ-ciem, przyjmuj¹c s³owa uznania.Jej koñ by³ najbardziej objuczony, mia³a bowiem przysobie wszystkie garnki i ca³y zapas po¿ywienia.Wioz³arównie¿ lekkie we³niane derki, s³u¿¹ce jako okryciew nocy.Pazostali mieli przy sobie tylko rzeczy osobiste,jedynie pan Niklas zabra³ wielki kosz, co do zawartoœciktórego mia³a pewne podejrzenia.Ani chybi znajdowa³ siêtam s³ynny zbiór leczniczych œrodków i czarodziejskichzió³ Ludzi Lodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]