[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Sk¹d.z jakiego kraju pan pochodzi?- Tuiereol.Zjawi³em siê tu duchem wiele lat temu.- Tuiereol.- Kapitan powoli powtórzy³ tê nazwê.- Nie znam takiego kraju.O cochodzi z tym duchem?- A panna Rrr, ta, która stoi tam z boku, tak¿e przyby³a z Ziemi.Nieprawda¿,panno Rrr?Panna Rrr przytaknê³a i zaœmia³a siê dziwnie.- Podobnie jak panowie Www, Qqq i Vw!-Ja jestem z Jowisza - oznajmi³ jeden z mê¿czyzn, dumnie unosz¹c g³owê.-Ja z Saturna - doda³ drugi.Jego oczy b³ysnê³y przebiegle.-Jowisz, Saturn - mrukn¹³ kapitan, zaskoczony.Nagle zapad³a cisza.Ludzie skupili siê wokó³ sto³Ã³w, dziwnie pustych jak naprzyjêcie.Ich ¿Ã³³te oczy b³yszcza³y, koœci policzkowe rzuca³y mroczny cieñ natwarze.Kapitan uœwiadomi³ sobie nagle, ¿e w pomieszczeniu nie ma okien,œwiat³o zdawa³o siê przenikaæ œciany.Dostrzeg³ tylko jedne drzwi.Skrzywi³siê.- Gdzie dok³adnie le¿y Tuiereol? Czy niedaleko Ameryki?- Co to jest Ameryka?- Nigdy pan nie s³ysza³ o Ameryce? Twierdzi pan, ¿e przylecia³ tu z Ziemi, ajednak pan nie wie! Pan Uuu wyprostowa³ siê gniewnie.- Ziemia to planeta mórz i nie ma na niej ¿adnych l¹dów.Pochodzê z Ziemi, wiêcwiem.- Chwileczkê.- Kapitan usiad³ na krzeœle.- Wygl¹da pan jak zwyczajnyMarsjanin.¯Ã³³te oczy.Br¹zowa skóra.- Ca³a Ziemia jest poroœniêta d¿ungl¹ - oznajmi³a z godnoœci¹ panna Rrr.-Przybywam z Orri, na Ziemi, cywilizacji srebra!Kapitan powiód³ wzrokiem od pana Uuu do panów Www, Zzz, Nnn, Hhh i Bbb.Ich¿Ã³³te oczy rozb³yska³y i przygasa³y w œwietle, raz ostre, to znów rozmyte.Zadr¿a³.Wreszcie odwróci³ siê do swych ludzi i przyjrza³ siê im z powag¹.- Zdajecie sobie sprawê, gdzie trafiliœmy?- Gdzie, kapitanie?- To nie jest uroczystoœæ - odpar³ dowódca ze znu¿eniem.- Ani bankiet.Ciludzie nie reprezentuj¹ rz¹du, nie wyprawili dla nas przyjêcia.Spójrzcie im woczy.Pos³uchajcie ich.Wszyscy wstrzymali oddech.W zamkniêtej sali porusza³y siê jedynie b³yszcz¹ceŸrenice.- Teraz rozumiem - g³os kapitana zdawa³ siê dochodziæ z wielkiej odleg³oœci -czemu wszyscy dawali nam karteczki i odsy³ali wci¹¿ dalej i dalej, póki w koñcunie spotkaliœmy pana Iii, który wys³a³ nas korytarzem z kluczem, abyœmyotworzyli drzwi i zamknêli je za sob¹.I oto jesteœmy.- Ale gdzie? Kapitan odetchn¹³.- W przytu³ku dla wariatów.Zapad³a noc.W wielkiej sali, oœwietlonej s³abym blaskiem, p³yn¹cym ze Ÿróde³ukrytych w przejrzystych œcianach, panowa³a cisza.Czterej Ziemianie siedzieliwokó³ drewnianego sto³u i nachylaj¹c siê ku sobie, szeptali coœ cicho.Napod³odze le¿a³y pokotem rzêdy skulonych mê¿czyzn i kobiet.Od czasu do czasu wmrocznych k¹tach ktoœ siê porusza³, gestykuluj¹c rêkami.Co pól godziny jeden zludzi kapitana sprawdza³ srebrne drzwi i wraca³ do sto³u.-Jak dot¹d nic.Tkwimy tu zamkniêci.- Naprawdê s¹dz¹, ¿e jesteœmy szaleni?- Owszem, dlatego w³aœnie nikt nas nie wita³.Zaledwie tolerowali coœ, co dlanich musi byæ powszechn¹ chorob¹ umys³ow¹.- Szerokim gestem wskaza³ ciemne,uœpione postaci wokó³.- Paranoicy, co do jednego.Có¿ za powitanie namzgotowali.Przez chwilê - w jego oczach zap³onê³a nag³a iskra, by po chwiliznikn¹æ bez œladu - s¹dzi³em, ¿e to prawdziwa uroczystoœæ.Wszystkie te krzyki,œpiewy i mowy.Przyjemne, nieprawda? - póki trwa³o.-Jak d³ugo nas tu zatrzymaj¹?- Dopóki nie udowodnimy, ¿e nie jesteœmy wariatami.- To nie powinno byæ trudne.- Mam nadziejê.- Nie wygl¹da pan na przekonanego.- Bo nie jestem.Spójrzcie w tamten k¹t.W mroku siedzia³ w kucki samotny mê¿czyzna.Z jego ust tryska³ b³êkitnyp³omieñ, uk³adaj¹cy siê w postaæ niewielkiej nagiej kobiety.Powoli rozkwita³ wpowietrzu, otoczony oparami kobaltowego œwiat³a, do wtóru szeptów iwestchnieñ.Kapitan skin¹³ g³ow¹ w stronê kolejnego k¹ta.Sta³a tam kobieta, ulegaj¹caci¹g³ym przemianom.Najpierw tkwi³a bez ruchu, zatopiona w kryszta³owejkolumnie, potem sta³a siê z³otym pos¹giem, wreszcie lask¹ z lœni¹cego cedrowegodrewna i znów kobiet¹.W ca³ej pogr¹¿onej w mroku sali ludzie ¿onglowali fioletowymi ognikami,znikali, zmieniali sw¹ postaæ, bowiem noc by³a czasem smutku i przemiany.- To jakaœ magia, czary - szepn¹³ jeden z Ziemian.- Nie, tylko halucynacje.Przekazuj¹ nam swoje szaleñstwo tak, ¿e my równie¿widzimy ich z³udzenia.Za spraw¹ telepatii -autosugestii i telepatii.- Czy to w³aœnie pana martwi, kapitanie?- Owszem.Jeœli cudze u³udy mog¹ wydawaæ nam siê tak rzeczywiste, jeœlidostrzegaj¹ je inni i niemal sk³onni s¹ w nie uwierzyæ, nic dziwnego, i¿ uznalinas za wariatów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]