[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znaczy³o to, ¿e nie by³am sama, i poczu³am siê pewniej.Rozleg³ siê œpiew zebranych.Tym razem jedynie s³ucha³am, b³agaj¹c w duchu, by³aska sp³ynê³a i na mnie.Tak bardzo jej potrzebowa³am.- Przyjmijmy b³ogos³awieñstwo - powiedzia³ ksi¹dz.Odwróciliœmy siê w stronê oœwietlonej groty na przeciwleg³ym brzegu rzeki.Kap³an modli³ siê d³ugo i pob³ogos³awi³ nas wszystkich.Po¿egnaliœmy siêciep³ym uœciskiem, ¿ycz¹c sobie nawzajem radosnego œwiêta NiepokalanegoPoczêcia, po czym rozeszliœmy siê ka¿dy w swoj¹ stronê.Wtedy dopiero podszed³ do mnie.By³ pogodniejszy ni¿ zazwyczaj.- Jesteœ ca³kiem przemoczona.- Ty te¿ - odpowiedzia³am ze œmiechem.Wsiedliœmy do samochodu i wróciliœmy doSaint-Savin.Tak d³ugo czeka³am na tê chwilê, a gdy w koñcu nadesz³a, zabrak³o mi s³Ã³w.Nieby³am w stanie mówiæ ani o domu w górach, ani o ceremonii, ani o p³ytach iksi¹¿kach, ani o dziwnych jêzykach i zbiorowych modlitwach.On ¿y³ w dwóch ró¿nych œwiatach.Czasami oba te œwiaty stapia³y siê ze sob¹,tworz¹c jeden, i powinnam by³a zrozumieæ, jak to siê dzia³o.W tej sytuacji s³owa nie s³u¿y³y niczemu.Mi³oœæ odkrywa siê kochaj¹c.- Zosta³ mi ju¿ tylko jeden sweter - powiedzia³, gdy znaleŸliœmy siê w pokoju.- WeŸ go, kupiê sobie inny.- Na noc rozwiesimy ubrania na grzejniku.Jutro bêd¹ suche.Mam zreszt¹jeszcze tamt¹ bluzkê, któr¹ wczoraj upra³am.Milczeliœmy przez chwilê.Ubranie, nagoœæ, zimno.W koñcu wyci¹gn¹³ z walizkipodkoszulek.- Trzymaj.Przyda ci siê do spania.- Dziêkujê.Zgasi³am œwiat³o.W ciemnoœciach zrzuci³am z siebie mokr¹ odzie¿, rozwiesi³amj¹ na grzejniku, który nastawi³am na najwy¿sz¹ temperaturê.Œwiat³o latarni wpadaj¹ce z ulicy wystarcza³o, by dojrza³ w mroku moj¹ sylwetkêi dostrzeg³, ¿e by³am naga.Wci¹gnê³am na siebie podkoszulek i wœlizgnê³am siêszybko pod ko³drê.- Kocham ciê - us³ysza³am jego g³os.- A ja uczê siê mi³oœci do ciebie - odpowiedzia³am.Zapali³ papierosa.- Czy wierzysz, ¿e ten moment w koñcu nadejdzie?Wiedzia³am, co chcia³ powiedzieæ.Wsta³am i usiad³am na skraju jego ³Ã³¿ka.Koniuszek papierosa rozœwietla³ raz po raz jego twarz.Uj¹³ moj¹ rêkê itrwaliœmy tak przez chwilê.Zanurzy³am palce w jego w³osach.- Nie powinieneœ stawiaæ takich pytañ.Mi³oœæ nie pyta o nic, bo kiedyzaczynamy siê nad ni¹ zastanawiaæ, ogarnia nas przera¿enie, niewypowiedzianylêk, którego nie sposób nazwaæ s³owami.Mo¿e jest to obawa bycia wzgardzonym,odrzuconym, obawa, ¿e pryœnie czar? Mo¿e wydaje siê to œmieszne, ale w³aœnietak siê dzieje.Dlatego nie nale¿y stawiaæ pytañ, lecz dzia³aæ.Jak powtarza³eœwielokrotnie - trzeba wystawiæ siê na ryzyko.- Wiem o tym i do tej pory o nic nie pyta³em.- Moje serce nale¿y ju¿ do ciebie - odrzek³am, udaj¹c, ¿e nie us³ysza³am jegos³Ã³w.-Jutro mo¿esz odjechaæ i zatrzymamy w pamiêci urok chwil, którymi teraz¿yjemy, mi³oœæ romantyczn¹, marzenia i to, co mog³o siê wydarzyæ.Wydaje misiê, ¿e Bóg ukry³ piek³o w samym sercu raju, abyœmy nieustannie pozostaliczujni, i w radosnym stanie ³aski nie zapomnieli o potrzebie rygoru.Dotyk jego d³oni na moich w³osach nasili³ siê.- Szybko siê uczysz - wyszepta³.Sama dziwi³am siê w³asnym s³owom.Ale skoro raz uwierzymy, ¿e wiemy, tonaprawdê posi¹dziemy wiedzê.- Niech ci siê nie wydaje, ¿e jestem fortec¹ nie do zdobycia.Wielu mê¿czyznprzewinê³o siê ju¿ przez moje ¿ycie.Z niektórymi kocha³am siê, niemal ich nieznaj¹c.- Mnie te¿ siê to zdarza³o - odrzek³.Stara³am siê zachowaæ naturalnoœæ, ale po sposobie, w jaki mnie dotyka³,wyczu³am, ¿e moje s³owa nie s¹ mu mi³e.- Jednak w tajemniczy sposób odzyska³am dzisiaj niewinnoœæ.Nie staraj siênawet zrozumieæ, bo tylko inna kobieta mo¿e wiedzieæ, o czym mówiê.Odkrywam nanowo mi³oœæ.A na to potrzeba czasu.Jego rêka zeœlizgnê³a siê z w³osów na moj¹ twarz.Poca³owa³am go lekko w usta iwróci³am do swojego ³Ã³¿ka.Nie rozumia³am w³asnego zachowania.Nie wiedzia³am, czy robi³am to, byprzywi¹zaæ go do siebie, czy ¿eby daæ mu wolnoœæ.Ale dzisiejszy dzieñ by³niemi³osiernie d³ugi i by³am zbyt zmêczona, ¿eby o tym myœleæ.Spêdzi³am nadzwyczaj b³og¹ noc.W pewnym momencie zdawa³o mi siê nawet, ¿ewcale nie œpiê.Jakaœ kobieca postaæ otoczy³a mnie ramionami i mia³am dziwnewra¿enie, jakbym zna³a j¹ od dawna.Czu³am siê bezpiecznie, czu³am siêkochana.Obudzi³am siê o siódmej rano w nieznoœnym gor¹cu.Wieczorem w³¹czy³am przecie¿grzejnik, by wysuszyæ nasze ubrania.By³o jeszcze ciemno, wiêc wsta³am pocichutku, ¿eby go nie obudziæ.Ledwie jednak podnios³am siê z ³Ã³¿ka,stwierdzi³am, ¿e nie ma go w pokoju.Ogarnê³o mnie przera¿enie.Inna pojawi³asiê natychmiast, by mi powiedzieæ: “A widzisz? Nie mówi³am? Wystarczy, ¿eulegniesz - i ju¿ go nie ma.Tacy s¹ mê¿czyŸni”.Z minuty na minutê ogarnia³a mnie coraz wiêksza panika.Nie nale¿a³o traciæg³owy, ale Inna nie dawa³a za wygran¹: “Jeszcze tu jestem.Pozwoli³aœ wiaæwichrom, otworzy³aœ drzwi, a teraz mi³oœæ ca³kiem ju¿ zaw³adnie twoim ¿yciem.Jeœli bêdziemy dzia³aæ szybko, mo¿e uda siê jeszcze zapanowaæ nad biegiemwypadków”.Nale¿a³o natychmiast podj¹æ jakieœ stanowcze dzia³ania.Zdecydowaæ.“Odszed³ - podszeptywa³a Inna.- Porzuæ tê dziurê zabit¹ dechami.Twoje ¿ycie wSaragossie jest bezpieczne.Wracaj tam bez namys³u, zanim stracisz to wszystko,co zdoby³aœ tak wielkim wysi³kiem”.“Musia³ mieæ jakiœ powód” - pomyœla³am.“Mê¿czyŸni zawsze maj¹ jakieœ powody -judzi³a Inna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]