[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— John — powiedzia³ doktor Jarvis cicho.— Tak?— Chcê, aby wzi¹³ go pan za lew¹ rêkê i poprowadzi³z powrotem do ³Ã³¿ka.Musi pan uwa¿aæ, aby szed³ ty³em, wówczas bêdziemy moglipchn¹æ go na ³Ã³¿ko i w ten sposób zmusiæ do siadu.Potem wystarczy podnieœæ munogi i po³o¿yæ je i ju¿ go bêdziemy mieli na plecach.Widzi pan paski umocowanepod materacem? Gdy tylko uda siê nam go u³o¿yæ, zapinamy je.Czy to jasne?— Tak.— Boi siê pan?— Za³o¿ymy siê?Doktor Jarvis obliza³ wargi w nerwowym oczekiwaniu.— Dobra, do roboty.Serce Bryana, wed³ug migaj¹cych równomiernie punkcików na monitorze,pod³¹czonym do drutów wci¹¿ zwisaj¹cych z jego piersi, ci¹gle bi³o powoli,dwadzieœcia cztery razy na minutê.Ale w tamtej chwili wydawa³o mi siê, ¿e mójw³asny puls jest jeszcze wolniejszy.W ustach czu³em suchoœæ, a nogi zdawa³ysiê powyginane i niepewne, jak podczas brodzenia w czystej wodzie, gdy siê jewidzi zniekszta³cone na skutek za³amania œwiat³a.Podchodziliœmy powolutku, z podniesionymi rêkami.Oczy wlepiliœmy w czaszkêBryana.Z jakiegoœ powodu wydawa³o mi siê, ¿e Bryan ci¹gle widzi mimo pustychoczodo³Ã³w.Posun¹³ siê w naszym kierunku, wlok¹c nogi po pod³odze, a go³ewi¹zad³a, które podtrzymywa³y jego szczêkê, zaczê³y drgaæ.— Bo¿e! — wyszepta³ doktor Jarvis — on próbuje coœ powiedzieæ!Przez chwilê wydawa³o mi siê, ¿e nie bêdê mia³ tyle odwagi, aby chwyciæ Bryanaza ramiê i zmusiæ go, ¿eby wróci³ do ³Ã³¿ka.A jeœli zacznie siê opieraæ? Jeœlibêdê musia³ dotkn¹æ tej nagiej, ¿yj¹cej czaszki? W tymmomencie doktor Jarvis sykn¹³: — Teraz! — i rzuci³em siê naprzód, niepewny iniezdarny, a odwagi mia³em tyle, ile ma ma³a dziewczynka.Chyba wrzasn¹³em.ale nie wstydzê siê tego.Bryan znalaz³ siê w naszym uœcisku.Nie musieliœmy go zmuszaæ do powrotu,wlekliœmy go i wci¹gnêliœmy na ³Ã³¿ko jak worek otr¹b.Doktor Jarvis uj¹³ go zaty³ czaszki, aby zapobiec ewentualnym uszkodzeniom.Po³o¿yliœmy go ostro¿nie imocno przypasaliœmy.Potem, stoj¹c nad nim, spojrzeliœmy na siebie uœmiechaj¹csiê g³upawo z t³umionego strachu.Doktor Jarvis sprawdzi³ puls Bryana.Oznaki ¿ycia by³y ci¹gle takie same:dwadzieœcia cztery uderzenia na minutê, silne bicie, oddech wolny, ale miarowy.Westchn¹³em g³êboko i otar³em czo³o wierzchem d³oni.Poci³em siê i dygota³em,ledwo mog³em mówiæ.Doktor Jarvis powiedzia³: — Coœ nadzwyczajnego.Ten facet powinien nie ¿yæ.Wed³ug wszelkich prawide³ on nie mo¿e ¿yæ.A mimo wszystko ¿yje, oddycha inawet chodzi.Wesz³a doktor Weston.Spojrza³a w dó³ na Bryana Cordera i stwierdzi³a: — Mo¿eto cud.— Mo¿liwe — odpowiedzia³ Jarvis.— Ale równie dobrze mo¿e to byæ czarna magia.— Czarna magia, doktorze Jarvis? Wydawa³o mi siê, ¿e wy, biali, w to niewierzycie.— Nie wiem, w co mam wierzyæ — mrukn¹³.— To wszystko jest absolutnienienormalne.— Normalne czy nienormalne, ja muszê przeprowadziæ moje badania — powiedzia³a.— Dziêkujê, ¿e panowie go tak dobrze unieruchomili.Panu równie¿ dziêkujê,panie Hyatt.Chrz¹kn¹³em.— Nie mogê powiedzieæ, ¿e by³a to dla mnie przyjemnoœæ.Zostawiliœmy doktor Weston, umo¿liwiaj¹c jej zbadanie uszkodzeñ mózgu BryanaCordera i wyszliœmy na korytarz szpitalny.Doktor Jarvis stan¹³ przy oknie,patrz¹c w kierunku parkingu.Potem siêgn¹³ do kieszeni swego bia³ego fartucha iwyj¹³ paczkê papierosów.Sta³em nie opodal, obserwuj¹c go bez s³owa.Odgad³em, ¿e chcia³ byæ w tamtejchwili sam.Nagle znalaz³ siê w obliczu czegoœ, co burzy³o jego podstawow¹wiedzê medyczn¹, i stara³ siê racjonalnie oceniæ ten dziwaczny i potwornyprzypadek, który — jak dot¹d — da³by siê wyjaœniæ jedynie wiar¹ w istnienie si³nadprzyrodzonych.Zapali³ papierosa.— Mia³ pan racjê w sprawie ptaków.— Ci¹gle tam s¹?— Tysi¹ce, wzd³u¿ ca³ego dachu.Podszed³em do okna i wyjrza³em.By³y tam,postrzêpione i trzepocz¹ce siê na wietrze znad Pacyfiku.— S¹ niczym jakiœ parszywy omen — powiedzia³.— Co im jest? Nawet nie œpiewaj¹.— Wygl¹daj¹, jakby na coœ czeka³y — zauwa¿y³em.— Mam nadziejê, ¿e nie bêdzieto nic powa¿nego.— ChodŸmy rzuciæ okiem na Machina.Przyda siê nam trochê rozrywki —zaproponowa³ doktor Jarvis.— Pan nazywa to, co przytrafi³o siê Danowi, rozrywk¹?Zaci¹gn¹³ siê raz jeszcze dymem i zdusi³ papierosa w palcach.— Po tym, co siêw³aœnie wydarzy³o, nawet pogrzeb by³by rozrywk¹.Szliœmy korytarzem do sali, gdzie le¿a³ Dañ.Doktor Jarvis spojrza³ przezjudasz, potem otworzy³ drzwi.Dañ by³ nieprzytomny.Przy nim siedzia³a pielêgniarka.Obserwowa³a jego puls,oddech i ciœnienie krwi.Jarvis podszed³ i uniós³ mu powieki, sprawdzaj¹c, czyjest jakaœ reakcja.Twarz Dana by³a bia³a, wygl¹da³ jak cieñ.Jego oddechci¹gle by³ taki jak oddychanie domu Seymoura Wallisa.Gdy doktor Jarvis sprawdza³ temperaturê cia³a Dana, powiedzia³em: —Przypuœæmy.— Przypuœæmy co? — zapyta³.Podszed³em bli¿ej do ³Ã³¿ka Dana.Ten ch³opak ze œrodkowej Ameryki by³nieruchomy i tak blady, ¿e wygl¹da³ jak martwy, pomin¹wszy to g³uche, regularneoddychanie.— Przypuœæmy, ¿e Bryan usi³owa³ siê dostaæ tutaj, ¿eby zobaczyæ siê z Danem.— Ale dlaczego?— Poniewa¿ ka¿dy z nich wydaje jeden z dŸwiêków, które rozlega³y siê w domuSeymoura Wallisa.Mo¿e maj¹ coœ wspólnego i chc¹ siê spotkaæ.To wszystko, oczym mówi³a Jane, wie pan, o tym wracaniu drog¹ wielu kawa³ków, mo¿e oznaczaæswoist¹ reinkarnacjê.— Nie rozumiem.— To proste.Je¿eli ta si³a, ta „obecnoœæ", to coœ, co nawiedzi³o dom SeymouraWallisa, no wiêc, jeœli to coœ by³o w czêœciach, wie pan, oddychanie tu, pulsgdzie indziej, to mo¿e bêdzie stara³o siê znowu po³¹czyæ.— John, pan bredzi.,— Widzia³ pan na w³asne oczy, jak Bryan chodzi z go³¹ czaszk¹, i uwa¿a pan, ¿ebredzê?Doktor Jarvis zanotowa³ na wykresie temperaturê Dana i wyprostowa³ siê.— Niema sensu wyszukiwaænaci¹ganych odpowiedzi.Musi byæ jakieœ proste wyjaœnienie tych zdarzeñ.— Na przyk³ad? Jeden cz³owiek dostaje szmergla, drugi traci ca³¹ skórê g³owy, amy mamy szukaæ prostego wyjaœnienia? Pos³uchaj, James, tu dzieje siê coœplanowego i zamierzonego.Ktoœ chce, aby to siê dzia³o, a wydarzenia wydaj¹ siêju¿ wczeœniej obmyœlone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]