[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadaj parêpytañ któremukolwiek z nich, a dowiesz siê niespodziewanych rzeczy.- Co zrobimy dalej, komandorze?- Rozdzielimy siê.Ukryjcie pora¿acze pod kombinezonami.Myœlê, ¿e poradzimysobie w pojedynkê.Czy ka¿dy ma pojemnik z gazem i filtr do oddychania? Wporz¹dku.Ty, Achmat, pójdziesz do dzielnicy willowej.Silva pokrêci siê wokolicy tej.g³owy pod szczytem.Nikomu ani s³owa o nas, ¿adnych wyjaœnieñ,tylko s³uchaæ i rejestrowaæ.Sprawdzimy ³¹cznoœæ.Poprawi³ odbiornik w uchu i przekrêci³ mikrofon imituj¹cy zapiêcie kombinezonuna piersi.- Idziemy - powiedzia³.- Œrodków obronnych nale¿y u¿ywaæ tylko wostatecznoœci.Gdy dam sygna³, spotkamy siê w tym miejscu.W¹sk¹, piaszczyst¹ uliczk¹ Sloth wyszed³ na kwadratowy plac, rozci¹gaj¹cy siêpoœrodku osiedla.Ludzie zaczynali pojawiaæ siê przed domami, ods³anialiworkowate zas³ony w otworach drzwi i okien, wynurzali siê z wnêtrza ciemnychlepianek, wystawiaj¹c do s³oñca œniade, opalone twarze.Nie wygl¹dali naniedo¿ywionych.Mê¿czyŸni nosili doœæ obfite brody i w¹sy, wszyscy mieli d³ugiew³osy, rozpuszczone lub powi¹zane w warkocze i wêz³y.Niektórzy myli siê przystudni na rynku, ci¹gn¹c wodê blaszankami uwi¹zanymi na drutach.Ubrani byli ró¿nie.Starsi ludzie nosili kombinezony podobne do tych, w jakiezaopatrzono za³ogê Slotha.Ubrania by³y podniszczone, lecz trzyma³y siê nieŸlejak na piêædziesi¹t lat u¿ytkowania.M³odsi mieli na sobie proste ubiory ztkanin sporz¹dzonych prawdopodobnie z miejscowych w³Ã³kien roœlinnych,przypominaj¹cych grube tkaniny, u¿ywane powszechnie do wyrobu spodni roboczychw czasach staro-amerykañskich.Pozdrawiali siê podniesieniem d³oni i jakimœ wykrzyknikiem, brzmi¹cym jakkrótkie "ha!" Sloth zauwa¿y³, ¿e wielu z nich nosi w³osy opadaj¹ce na czo³o,jakby celowo dla zas³oniêcia numeru, sam wiêc tak¿e nagarn¹³ d³oni¹ parêkosmyków na swoje niezbyt dok³adnie wymalowane cyfry.Przeszed³ skrajem rynku i skrêci³ w w¹sk¹ uliczkê pomiêdzy domkami wyraŸniechyl¹cymi siê ku ziemi, o spêkanej gêsto powierzchni glinianej polepy.Uliczkaby³a prawie pusta, tylko gdzieniegdzie na progach domów widzia³ siedz¹cychludzi, przewa¿nie starych mê¿czyzn i kobiety.Sloth szed³ powoli, odprowadzanysennymi spojrzeniami starców.Przy jednym z nich, siwym i bezzêbnym, zatrzyma³siê na chwilê."Ten bêdzie dobry" - pomyœla³ i rozejrza³ siê doko³a.W pobli¿u nie by³o nikogowiêcej.- Ha! - powiedzia³, unosz¹c d³oñ.- Jak zdrowie?Staruszek podniós³ na niego ³agodne, jasnoniebieskie oczy i przygl¹da³ mu siêprzez chwilê, jakby usi³uj¹c sobie przypomnieæ, czy zna twarz Slotha.- Uu, zdrowie! - powiedzia³, sepleni¹c - Jakie tam zdrowie, synu.By³o,przesz³o.Sloth zbli¿y³ siê i odczyta³ z trudem b³êkitny numer wœród pomarszczonychfa³dów skóry na czole starca.By³o to czterysta trzydzieœci piêæ, albo mo¿eszeœæ, ostatnia cyfra by³a niezbyt wyraŸna.Nachyli³ siê nad staruszkiem i œciszonym g³osem zaproponowa³ konfidencjonalnie:- Napi³by siê dziadek ze mn¹?- Uu, a jaki tam ja dziadek.Dzieci nie mam, to i wnuków te¿ nie.Ale.Napiæ, to napiæ.Czemu nie? Tylko dlaczego? Po co ja ci potrzebny, ¿e chcesz zemn¹ wypiæ?- O, tak po prostu.Od œwiêta.- Uu, te¿ mi œwiêto.U mnie ka¿dy dzieñ jak œwiêto, ale wam takie œwiêto tonie œwiêto.Jak siê by³o tam, to by³y œwiêta, oj, by³y.Ale tutaj.- Gdzie: "tam", dziadku? - Sloth wydoby³ z torby plastikow¹ butelkê i dwa ma³enaczynia.- Ano.- staruszek zawaha³ siê na chwilê.- A co ty za jeden, ¿e tak pytasz?Poka¿ numerek!Sloth ods³oni³ czo³o, a staruszek patrzy³ przez chwilê, wytê¿aj¹c wzrok.- Dziwny jakiœ ten twój numer, ale.chyba nie jesteœ ze stra¿y, co?- Nie jestem.Proszê! - Sloth poda³ nape³niony kieliszek i przysiad³ na proguobok starca.- Za tamte czasy, co dziadek mówi³!Staruszek uj¹³ obiema rêkami podane naczynie i zbli¿y³ do ust.D³onie trzês³ymu siê nieco.- A w czym ty mi dajesz piæ, synu? - popatrzy³ nagle, na plastikow¹szklaneczkê.- Sk¹d ty to masz?- Niech dziadek nie pyta, tylko pije - powiedzia³ Sloth, by zyskaæ na czasie iodwróciæ jego uwagê od naczynia.Starzec upi³ ³yk, posmakowa³, a potem uwa¿nie Spojrza³ na Slotha.- Dobre - powiedzia³.- Sam to robisz?- Uhm.- £¿esz.Mo¿e jestem trochê œlepy i g³uchy, ale smaku jeszcze nie straci³em.Zadobre, jak na samogon.Ale daj jeszcze trochê - powiedzia³, uœmiechaj¹c siêb³ogo i podstawiaj¹c opró¿niony kieliszek.- Dziadek.pamiêta Ziemiê? Oczy starca pobieg³y czujnie w lewo, potem wprawo.- Tss! Cicho b¹dŸ! - powiedzia³.- Czego chcesz? Po co tutaj przyszed³eœ? Zestra¿y ciê przys³ali? Czego chcecie ode mnie? Ja nikomu, nigdy, ani s³owa! Co,mo¿e chcecie mnie st¹d.Nie, nie mo¿ecie tego zrobiæ, ja zawsze by³em wporz¹dku, dzieci nie wychowywa³em, z nikim nie gada³em.- Spokojnie, dziadku - Sloth po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu.- WejdŸmy do domu.Mo¿na?Stary podniós³ ciê powoli i odchyliwszy bur¹ zas³onê w wejœciu, znikn¹³ wmrocznym wnêtrzu.Sloth wszed³ za nim.S³abe œwiat³o, wnikaj¹ce przez ma³e okienko, pada³o na ubit¹ glinian¹ pod³ogê,na której pod jedn¹ ze œcian rozpoœciera³o siê legowisko z suchych ³odyg,przykryte szar¹ p³acht¹.Na œrodku sta³ niski stolik sklecony z jakichœkawa³ków drewna, zastawiony starymi aluminiowymi puszkami.- Siadaj - powiedzia³ staruszek wskazuj¹c Slothowi miejsce na skraju legowiska.- O co chodzi?- Powiedz mi, jak to by³o tutaj, kiedy przylecieliœcie z Ziemi?- Jak by³o? A co, nie uczyli ciê w szkole? Co ja ci bêdê mówi³, w Ksi¹¿ceprzeczytaj.- W jakiej ksi¹¿ce?- No, przecie¿ tylko jedna jest.Coœ ty, synu, dziwny taki jesteœ?- Bo ja chcê wiedzieæ, jak by³o naprawdê.- Jak by³o, tak by³o.- powtórzy³ dziadek przedrzeŸniaj¹ce.- Jak by³o, takby³o.W Ksi¹¿ce jest napisane, ka¿dy czyta³ i wie.- Ale powiedz.- Zwyczajnie by³o.Ciê¿ko by³o, ale pracowaliœmy.Komitet dawa³ jedzenie, a mypracowaliœmy.Wszystko, co mamy - to nasza praca.Teraz jest ju¿ dobrze, aleby³o bardzo trudno.Teraz jest bardzo dobrze.- Lepiej, ni¿ by³o na Ziemi?Staruszek znów spojrza³ podejrzliwie.Jego jasne oczy b³yska³y spod siwychbrwi.Mierzy³ nimi Slotha przez chwilê, nim odpowiedzia³.- Ka¿dy wie, ¿e lepiej.Zwyk³emu cz³owiekowi nigdzie nie mo¿e byæ lepiej, ni¿tutaj.Tu jest najlepiej i coraz lepiej.- A tam.jak jest?- Gdzie "tam"?- No, na Ziemi.- Ech, nudzisz.Daj jeszcze trochê tego.Wypi³ nastêpny kieliszek smakuj¹cd³ugo ka¿dy ³yk.- Ju¿ wiem.- mrukn¹³ po chwili.- To jest podobne do.d¿ynu.- Co powiedzia³eœ?- Nic, nic.Coœ mi siê zdawa³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]