[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skruszy³ liœæ w palcach i zaraz rozszed³siê s³odki, mi³y zapach.- Szczêœcie, ¿e je znalaz³em, bo to roœlina lecznicza,a przynieœli j¹ do Œródziemia ludzie z zachodu.Nazwali j¹ athelas.Sta³a siêteraz rzadkoœci¹ i roœnie tylko w miejscach, gdzie ci ludzie niegdyœ mieszkalilub obozowali.Na pó³nocy nikt jej nie zna prócz nielicznych wêdrowców,zapuszczaj¹cych siê w dzikie pustkowia.Ma wielk¹ si³ê, ale na to, by uzdrowiætak¹ ranê, mo¿e siê okazaæ za s³aba.Rzuci³ liœcie do wrz¹tku i przemy³ ranêFroda.Rozszed³ siê zapach tak orzeŸwiaj¹cy, ¿e wszyscy doznali ukojenia irozjaœni³o im siê w g³owach.Ziele te¿ mia³o pewien wp³yw na ranê, bólz³agodnia³ i uczucie lodowatego odrêtwienia w boku sta³o siê mniej dotkliwe;ramiê jednak pozosta³o martwe, Frodo nie móg³ go podnieœæ i nie w³ada³ rêk¹.Gorzko teraz ¿a³owa³ szalonego postêpku i wyrzuca³ sobie s³aboœæ woli; terazbowiem zrozumia³, ¿e k³ad¹c Pierœcieñ pos³ucha³ nie w³asnej chêci, lecznarzuconego ¿yczenia wrogów.Rozmyœla³ z niepokojem, czy bêdzie ju¿ do koñca¿ycia kalek¹ i jak podo³a dalszej wêdrówce.By³ tak s³aby, ¿e nie móg³ utrzymaæsiê na nogach.Nad tym samym pytaniem zastanawia³a siê w³aœnie reszta kompanii.Prêdko doszlido wniosku, ¿e trzeba bez zw³oki opuœciæ Wichrowy Czub.- Przypuszczam - mówi³ Obie¿yœwiat - ¿e Nieprzyjaciel od kilku ju¿ dniobserwowa³ to wzgórze.je¿eli Gandalf tu by³, z pewnoœci¹ zmusili go doodejœcia i ju¿ nie wróci.W ka¿dym razie po zapadniêciu zmroku czyha na nastutaj wielkie niebezpieczeñstwo, to jest po wczorajszej napaœci niew¹tpliwe; nanic gorszego nie narazimy siê nigdzie indziej.Gdy rozwidni³o siê na dobre, zjedli spiesznie œniadanie i spakowali rzeczy.Frodo nie by³ zdolny do marszu, wiêc rozdzielili wiêkszoœæ baga¿Ã³w miêdzysiebie, a rannego wsadzili na kucyka.W ci¹gu paru ostatnich dni kuc poprawi³siê nad podziw, nabra³ tuszy i si³, a przy tym zacz¹³ okazywaæ przywi¹zanie doswoich nowych panów, szczególnie do Sama.Bill Ferny musia³ go rzeczywiœcieokrutnie traktowaæ, je¿eli kucykowi podró¿ przez pustkowie wydawa³a siêprzyjemniejsza od dotychczasowego losu.Ruszyli na po³udnie.Poci¹ga³o to za sob¹ koniecznoœæ przeciêcia w poprzekgoœciñca, lecz stanowi³o najkrótsz¹ drogê na tereny zalesione.A wêdrowcypotrzebowali opa³u, bo Obie¿yœwiat wci¹¿ powtarza³, ¿e dla Froda niezbêdne jestciep³o, zw³aszcza noc¹, kiedy w dodatku ognisko zapewni wszystkim jakie takiebezpieczeñstwo.Obie¿yœwiat zamierza³ te¿ skróciæ podró¿ œcinaj¹c na prze³ajszerok¹ pêtlê goœciñca, który na wschód od Wichrowego Czuba zatacza³ wielki ³ukku pó³nocy.Posuwali siê z wolna i ostro¿nie, obchodz¹c po³udniowe stoki wzgórza, i wkrótceznaleŸli siê na skraju goœciñca.Nie by³o tu ani œladu jeŸdŸców.Kiedy jednakspiesznie przebiegali na drug¹ stronê, us³yszeli dwa okrzyki w oddali: jedenzimny g³os coœ zawo³a³, drugi mu odpowiedzia³.Dr¿¹c skoczyli naprzód kugêstwinie zaroœli.Teren opada³, lecz by³o to dzikie bezdro¿e; krzaki ikar³owate drzewa ros³y zbitymi kêpami, ale miêdzy nimi ci¹gnê³y siê odkryteprzestrzenie.Trawa by³a sk¹pa, szorstka i szara, liœcie na krzewach przywiêd³ei ju¿ przerzedzone.Okolica zia³a smutkiem.Wêdrowali przez ni¹ mozolnie iposêpnie.Wlekli siê nie mówi¹c ze sob¹ wiele.Frodowi serca siê œciska³o, gdypatrza³ na przyjació³ id¹cych ze spuszczonymi g³owami, zgarbionych podbrzemieniem.Nawet Obie¿yœwiat zdawa³ siê zmêczony i przybity.Nim skoñczy³ siê pierwszy dzieñ marszu, rana znów bardzo Froda rozbola³a, leczprzez d³ugi czas nic o tym nie wspomina³ towarzyszom.Up³ynê³y cztery dni, ateren i krajobraz niewiele siê zmieni³y, tylko Wichrowy Czub stopniowo mala³ zanimi, a odleg³e góry przed nimi majaczy³y nieco bli¿ej.Wszak¿e od owych dwóchokrzyków nie us³yszeli ani nie zobaczyli nic, co by œwiadczy³o, ¿eNieprzyjaciel zauwa¿y³ ucieczkê i œciga zbiegów.Lêkali siê ciemnoœci i czuwalipo dwóch na zmianê przez ca³e noce, w ka¿dej chwili przygotowani na to, ¿e zszarzyzny nocnej w mêtnym œwietle zasnutego chmurami ksiê¿yca wy³oni¹ siê nagleczarne cienie; nic jednak siê nie ukaza³o i nie z³owili s³uchem innego szmeruprócz westchnieñ suchych liœci i traw.Ani razu te¿ nie mieli takiegoprzeczucia obecnoœci z³ych si³, jakie ich nawiedzi³o przed napaœci¹ w kotlinie.Nadzieja, ¿e jeŸdŸcy ju¿ znów zgubili ich trop, wydawa³a siê wszak¿enieuzasadniona.Mo¿e Nieprzyjaciel tylko czeka³, przygotowuj¹c zasadzkê wjakimœ ciasnym k¹cie?Pod koniec pi¹tego dnia teren znów zacz¹³ siê po trosze wznosiæ wyprowadzaj¹cich z szerokiej, p³ytkiej doliny, do której zeszli.Przewodnik wytyczy³ terazkurs z powrotem na pó³noco-wschód i w szóstym dniu osi¹gnêli szczyt wyd³u¿onego³agodnego grzbietu; st¹d zobaczyli w oddali st³oczone bez³adnie zalesionewzgórza, u ich stóp wij¹cy siê do³em goœciniec.Po prawej rêce szara rzekab³yszcza³a blado w nik³ym s³oñcu.Gdzieœ bardzo daleko migota³a druga rzeka wkamiennej dolinie na pó³ przes³oniêtej mg³¹.- Obawiam siê, ¿e bêdziemy musieli wróciæ na pewien czas na goœciniec -powiedzia³ Obie¿yœwiat.- Doszliœmy, jak siê zdaje, nad rzekê Hoarwell, któr¹elfy nazywaj¹ Mitheithel.Wyp³ywa ona z Wrzosowisk Etten, z krainy trollów napó³noc od Rivendell, i dalej na po³udniu wpada do Grzmi¹cej Rzeki.Niektórzy j¹te¿ nazywaj¹ Szar¹ Wod¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]