[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cale mias­teczkozgromadzi³o siê, ¿eby pos³uchaæ, co siê przez ten czas wydarzy³o w œwiecie.Tymrazem przyby³a z nim kobieta tak gruba, ¿e czterech Indian musia³o nosiæ j¹ wfotelu, i m³o­dziutka zabiedzona Mulatka, która trzyma³a nad ni¹ parasol, ¿ebyj¹ chroniæ od s³oñca.Aureliano poszed³ tej nocy do sklepu Catarina.Franciscoel Hombre w krêgu ciekawych œpiewa³ ostatnie nowiny swoim starczym rozstrojonymfal­setem, przygrywaj¹c sobie na tym samym archaicznym akor­deonie, który muofiarowa³ Sir Walter Raieigh w Gujanie, i wystukuj¹c takt swymi wielkimistopami wêdrowca popê­kanymi od saletry.Naprzeciw drzwi w g³êbi sklepiku,który­mi wchodzili i wychodzili mê¿czyŸni, siedzia³a w fotelu matrona wachluj¹csiê w milczeniu.Catarino z filcow¹ ró¿¹ za uchem sprzedawa³ zebranym szklankiguarapo - sfermen­towanego soku z trzciny cukrowej i korzysta³ z tej okazji,¿eby przyciskaæ siê do mê¿czyzn i k³aœæ rêce tam, gdzie nie powinien.Oko³opó³nocy gor¹co sta³o siê nie do wytrzyma­nia.Aureliano s³ucha³ nowin do koñca,nie znajduj¹c ¿ad­nych, które zainteresowa³yby jego rodzinê.Zamierza³ wróciædo domu, kiedy matrona da³a mu znak rêk¹.- WejdŸ i ty - powiedzia³a.- Kosztuje tylko dwadzieœcia centavos.Aureliano wrzuci³ monetê do skarbonki, któr¹ kobieta trzyma³a na kolanach, iwszed³ do pokoju, nie wiedz¹c po co.M³oda Mulatka z drobnymi piersiami suczkile¿a³a nago na ³Ã³¿ku.Przed Aurelianem szeœædziesiêciu trzech mê¿czyzn prze­sz³o ju¿ dziœ przez tenpokój.Powietrze, przesi¹kniête wyzie­wami i potem, zaczyna³o siê zmieniaæ wjak¹œ b³otn¹ zawiesi­nê.Dziewczyna zdjê³a przepocone przeœcierad³o i poprosi³aAureliana, by wzi¹³ je za drugi koniec.Ciê¿kie by³o jak brezent.Wy¿ymali je,a¿ odzyska³o normaln¹ wagê.Od­wrócili na drug¹ stronê matê, tak¿e przepocon¹na wskroœ.Aureliano pragn¹³, by to zajêcie nigdy siê nie skoñczy³o.Zna³teoretycznie technikê mi³oœci, ale nie móg³ utrzymaæ siê na nogach, kolana siêpod nim ugina³y, ca³e cia³o pokry³o siê gêsi¹ skórk¹.Kiedy dziewczynaskoñczy³a s³aæ ³Ã³¿ko i po­wiedzia³a mu, ¿eby siê rozebra³, Aureliano znalaz³zadziwiaj¹­c¹ wymówkê: „Kazali mi wejœæ, wrzuciæ dwadzieœcia centavos doskarbonki i nie siedzieæ zbyt d³ugo".Dziewczyna pojê³a jego opory.„Je¿eliwrzucisz nastêpn¹ dwudziestkê przy wyjœciu, mo¿esz zostaæ d³u¿ej" - powiedzia³a³agodnie.Aureliano rozebra³ siê drêczony wstydem, nie mog¹c pozbyæ siê myœli,¿e jego nagoœæ nie wytrzymuje porównania z nago­œci¹ brata.Pomimo wysi³kówdziewczyny czu³ siê coraz bardziej obojêtny i straszliwie samotny.„Wrzucênastêpne dwadzieœcia centavos" - powiedzia³ zgnêbionym g³osem.Dziewczynapodziêkowa³a mu w milczeniu.Plecy jej by³y jak jedna rana, skóra niemalprzyroœniêta do ¿eber i oddech przerywany niezmiernym wyczerpaniem.Dwa latatemu, bardzo daleko st¹d, zasnê³a którejœ nocy nie zgasiwszy œwiecy i obudzi³asiê otoczona p³omieniami.Dom, gdzie mieszka³a razem ze swoj¹ babk¹, zamieni³siê w stertê popio³u.Od tego czasu babka jeŸdzi³a z ni¹ od wsi do wsisprzedaj¹c j¹ mê¿czyznom za dwadzieœcia centavos, aby Pokryæ stratê spalonegodomu.Wed³ug obliczeñ dziewczyny rakowate jeszcze oko³o dziesiêciu lat, licz¹cpo siedem-dziesiêciu mê¿czyzn co noc, bo musia³a tak¿e pokrywaæ wydatkipodró¿y, wy¿ywienie dla nich obu i p³aciæ pensjê indiañskim tragarzom, którzynosili fotel.Kiedy matrona zastuka³a po raz drugi do drzwi, Aurelianooszo³omiony i bliski p³aczu wyszed³ z pokoju nie dokonawszy niczego.Tej nocynie móg³ spaæ, rozmyœlaj¹c o dziewczynie z po¿¹daniem pomiesza­nym z litoœci¹.Czu³ jak¹œ nieodpart¹ potrzebê kochania jej i otoczenia opiek¹.Rankiem,os³abiony bezsennoœci¹ i trawiony gor¹czk¹, postanowi³ spokojnie, ¿e siê z ni¹o¿eni, ¿eby uwolniæ j¹ od despotyzmu babki i co noc cieszyæ siê t¹ satysfakcj¹,któr¹ ona dawa³a siedemdziesiêciu mê¿czyznom.Ale gdy zjawi³ siê w sklepikuCatarina o dziesi¹tej rano, dziewczyna ju¿ odjecha³a.Czas odwiód³ go od tego osza³amiaj¹cego zamiaru, ale pog³êbi³ uczuciefrustracji.Postanowi³ szukaæ schronienia w pracy.Zrezygnowa³ na ca³e ¿ycie zpoznania kobiety, by ukryæ hañbê swej bezsilnoœci.Tymczasem Melquiadesutrwa­li³ ju¿ na swych p³ytkach wszystko, co by³o do utrwalenia w Macondo, iporzuci³ dagerotypiê wydaj¹c j¹ na pastwê ob³êdu Josego Arcadia Buendii, którypostanowi³ wykorzys­taæ tê sztukê, by otrzymaæ naukowy dowód istnienia Boga.By³ pewien, ¿e- za pomoc¹ skomplikowanego procesu na­k³adaj¹cych siê jedna nadrug¹ ekspozycji, dokonanych w ró¿nych miejscach domu, prêdzej czy póŸniejuzyska dagerotyp Boga, je¿eli Bóg istnieje, albo obali raz na zawsze wszystkiehipotezy co do jego istnienia.Melquiades nato­miast zag³êbi³ siê winterpretacjach Nostradamusa.Przesiady­wa³ do póŸna, dusz¹c siê z gor¹ca wswojej wyp³owia³e) aksamitnej kamizelce, bazgrz¹c po papierach swoimi drob­nymijak ³apki wróbla rêkami, na których lœni¹ce niegdyœ pierœcienie straci³y po³yskz dawnych czasów.Pewnej nocy wydawa³o mu siê, ¿e znalaz³ przepowiedniê oprzysz³oœci Macondo.Mia³a to byæ olœniewaj¹ca metropolia z wysokie11 domami zeszk³a, gdzie nie pozostanie ju¿ œladu z wielkiego rodu Buendiów.„Pomy³ka! -rykn¹³ Jose Arcadio Buendia - Domy nie bêd¹ ze szk³a, tylko z lodu, tak jakmnie siê œni³o, i zawsze bêdzie istnia³ jakiœ Buendia, po wieki wie­ków".W tymdomu pomyleñców Urszula walczy³a o za­chowanie zdrowego rozs¹dku i rozszerzy³aswoj¹ produkcjê zwierz¹tek z karmelu dziêki olbrzymiemu piecowi, który ca³¹ nocwypieka³ chleb kosz za koszem, jak równie¿ najró¿niej­szego rodzaju budynie,bezy i babeczki, które w ci¹gu kilku godzin rozchodzi³y siê po ca³ej okolicymoczarów.Osi¹gnê³a ju¿ wiek, w którym mia³a prawo odpocz¹æ, mimo to by³a corazbardziej pomys³owa i ruchliwa.Tak j¹ poch³ania³y jej dobrze prosperuj¹ceprzedsiêbiorstwa, ¿e pewnego popo³u­dnia, gdy wyrabia³a z Indiank¹ ciasto,spojrzawszy z roztarg­nieniem na podwórko zobaczy³a tam dwie nieznajome ipiêk­ne dziewczyny haftuj¹ce na tamborkach w œwietle ostatnich promienis³onecznych.By³y to Rebeka i Amaranta.Od niedawna dopiero zdjê³y ¿a³obê pobabce, noszon¹ z nieugiê­tym rygorem przez trzy lata, a ich kolorowe sukienkijak gdyby wyznaczy³y im nowe miejsce w œwiecie.Rebeka, wbrew temu, czego mo¿naby³o oczekiwaæ, by³a ³adniejsza.Mia³a przezroczyst¹ cerê, ogromne, spokojneoczy i rêce czarodziejki, które jakby niewidzialnymi niæmi wypracowy­wa³yosnowê haftu.M³odszej Amarancie brakowa³o trochê wdziêku, mia³a za to du¿owrodzonej dystynkcji i jak¹œ wewnêtrzn¹ powœci¹gliwoœæ odziedziczon¹ po zmar³ejbabce.Przy nich Arcadio, choæ ju¿ ujawnia³o siê jego podobieñstwo fizyczne doojca, by³ jeszcze dzieckiem.Uczy³ siê sztuki z³otniczej od Aureliana, któryprócz tego nauczy³ go czytaæ i pisaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl