[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja matka Eugenia stanowiła emocjonalne centrum naszej rodziny.Jej mądrość, siła i odwaga two-rzyły fundament naszego życia, a potrzebowałem jej teraz tak bardzo, że jej brak odczuwałem jak fizyczny ból, gorszy niż zimno i pulsowanie w głowie.Kiedy Gustavo znowu podszedł do mnie z kolejną kulą śniegu, chwyciłem go za rękaw.–Gustavo, gdzie one są? – nalegałem.– Proszę.Spojrzał mi w oczy i chyba zobaczył w nich, że jestem gotów na odpowiedź.–Nando, musisz być silny – rzekł.– Twoja matka nie żyje.Wspominając ten moment, nie potrafię dziś powiedzieć, dlaczego wiadomość ta mnie nie zniszczyła.Nigdy jeszcze nie potrzebowałem tak bardzo dotyku mojej matki, a teraz powiedziano mi, że już nigdy go nie poczuję.Przez krótką chwilę żal i panika eksplodowały mi w sercu tak gwałtownie, że obawiałem się, czy nie oszaleję, ale potem pewna myśl uformowała się w mojej głowie, wypowiedziana głosem tak przejrzystym i oderwanym od wszystkiego, jakby ktoś szeptał mi do ucha.Głos ten mówił:„Nie płacz.Łzy to utrata soli.Będziesz potrzebował soli, żeby przeżyć".Zdumiał mnie spokój tej myśli i wstrząsnęła bezwzględność głosu, który ją wypowiedział.Nie płakać po mojej matce? Nie płakać po największej stracie mego życia? Jestem zagubiony w Andach, marznę, moja siostra może umiera, mam strzaskaną czaszkę! I mam nie płakać?Głos odezwał się znowu: „Nie płacz".–To nie wszystko – podjął Gustavo.– Panchito nie żyje.Guido również.I wielu innych.Potrząsnąłem lekko głową z niedowierzaniem.Jak to wszystko możliwe? Szloch wzbierał mi w gardle, ale zanim uległem żalowi i szokowi, ten głos odezwał się ponownie i togłośniej.„Oni wszyscy odeszli.Stanowią część twojej przeszłości.Nie trać energii na rzeczy, nad którymi nie panujesz.Patrz naprzód.Myśl jasno.Przeżyjesz".Gustavo nadal klęczał nade mną, chciałem go chwycić, potrząsnąć nim, zmusić, by powiedział, że to wszystko kłamstwo.Wtedy przypomniałem sobie moją siostrę i bez wysiłku zrobiłem to, czego domagał się głos, pozwoliłem żalowi za matką i przyjaciółmi odejść w przeszłość, kiedy mój umysł wypełniła dzika fala strachu o bezpieczeństwo siostry.Przez moment wpatrywałem się tępo w Gustava, zbierając się na odwagę, by zadać kolejne pytanie.–Gustavo, gdzie jest Susy?–Tam – powiedział, wskazując na tył samolotu – ale jest bardzo poważnie ranna.Nagle wszystko się dla mnie zmieniło.Własne cierpienie przygasło i wypełniło mnie nagłe pragnienie, by znaleźć się blisko Susy.Podniosłem się z trudem i próbowałem iść, ale ból w głowie przyćmił mi świadomość i opadłem gwałtownie na podłogę kadłuba.Odpoczywałem przez moment, po czym obróciłem się na brzuch i powlokłem na łokciach w stronę siostry.Podłoga wokół usłana była szczątkami, które przywodziły na myśl jakieś gwałtowne zaburzenie codziennego życia -popękane plastikowe kubki, pootwierane ilustrowane magazyny, rozrzucone karty do gry i książki w miękkiej oprawie.Uszkodzone fotele samolotu zwalono na stos przy ścianie kokpitu.Czołgając się na brzuchu, widziałem po obu stronach połamane metalowe wsporniki mocujące fotele do podłogi.Przez chwilę wyobrażałem sobie, jak straszliwej siły trzeba było, by wyrwać siedzenia z tak solidnych umocowań.Centymetr za centymetrem przybliżałem się do Susy, ale byłem bardzo słaby i mój postęp był powolny.Wkrótce opuściły mnie siły.Odpoczywałem z głową opadłą na podłogę, gdy na-gle poczułem, jak czyjeś ramiona dźwigają mnie w górę i niosą naprzód.Ktoś pomógł mi dostać się na tył samolotu, gdzie była Susy.Leżała na plecach.Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na poważnie ranną.Miała na czole ślady krwi, ale najwyraźniej ktoś obmył jej twarz.Włosy odgarnięto jej do tyłu.Ktoś się nią zajął.Miała na sobie nowy płaszcz kupiony specjalnie na tę podróż – piękny płaszcz ze skóry antylopy – a jego miękki futrzany kołnierz ocierał się o jej policzek w lodowatych podmuchach.Koledzy pomogli mi położyć się obok niej.Objąłem ją i szepnąłem do ucha:–Jestem tu, Susy.To ja, Nando.Obróciła się i popatrzyła na mnie łagodnymi, karmelowymi oczyma, ale spojrzenie miała niezogniskowane i nie miałem pewności, czy mnie poznaje.Obróciła się w moich ramionach, jakby się chciała przytulić, ale potem jęknęła cicho i odsunęła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]