[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy jestem chory, idę do mojego lekarz, jak każdy człowiek.Lekarz ma skuteczne narzędzia, którymi może mi pomóc.Ale te narzędzia mogą także mi zaszkodzić, uczynić mi krzywdę.Muszę zdecydować.To moje życie i to ja ponoszę za nie odpowiedzialność.Lekarze W, X, Y oraz ZPan Erwin, lat pięćdziesiąt dwa, został przyjęty do szpitala z powodu zaciemnienia odkrytego w jego płucach przy rutynowym prześwietleniu u prywatnego lekarza.W szpitalu powtórzono badanie.Nie było wątpliwości, że ma zaciemnienie w górnej części lewego płatu.Powiedziano panu Erwinowi, że powinien się poddać operacji, i zgodził się na to.Ale kiedy przyszło do podpisania formularza, poprosił o czas do namysłu.Następnego dnia znów zalecono mu operację i znowu się zgodził, ale wycofał się w ostatnim momencie.I tak minął tydzień.Pan Erwin nigdy nie pytał, co takiego ma w płucach, co wymaga interwencji chirurga.W ogóle o nic nigdy nie pytał.I nikt nie był szczególnie chętny, by mu powiedzieć.Pod pewnym względem obraz rentgenowski był nienormalny: wyglądało na to, że to guz, ale nie w swojej klasycznej postaci.Pan Erwin był ogromnie zdenerwowany i lekarze postanowili poczekać, aż się zdecyduje na operację.Z drugiej strony tydzień to tydzień; trudno uzasadnić zajmowanie przez taki czas kosztownego łóżka.Ale lekarze nie chcieli wypisać pana Erwina, bo wiedzieli, że gdy wyjdzie ze szpitala, nie podejmie już żadnych dalszych kroków w celu ratowania zdrowia.Tak więc nastąpił impas.Pan Erwin nadal nie pytał o operację i nadal nikt mu o niej nie mówił.Wreszcie pod koniec tygodnia pojawił się u nas z wizytą doktor W, chirurg z pobliskiego szpitala.Doktor W, były sportowiec, wielki mężczyzna o huczącym glosie, głęboko wierzył w zbawczą moc chirurgii.Zespół lekarski zapoznał go z przypadkiem opornego pana Erwina.Doktor W byl zgorszony, że szpital tak się pieści z tym człowiekiem, i zażądał natychmiastowego z nim spotkania.Wszedł do jego pokoju i powiedział:- Panie Erwin, jestem doktor W.Ma pan raka i ja go panu usunę.Pan Erwin wybuchnął płaczem i zgodził się na operację.Następnego dnia przeprowadzono zabieg chirurgiczny.Usunięto mu ziarnistą narośl.Wewnątrz tej narośli znaleziono jakąś włóknistą substancję, którą patolodzy zidentyfikowali jako kawałeczek wołowiny.Pan Erwin musiał widocznie zakrztusić się kiedyś w czasie jedzenia.Kęs utkwił w płucach i obrósł tkanką ochronną.Kiedy pan Erwin obudził się z narkozy, uradowany personel szpitalny podzielił się z nim dobrą nowiną.Ale pacjent wciąż był ponury.Wciąż często popłakiwał.Po paru dniach oświadczył, że wie, iż się go okłamuje, wie, że ma raka.Doktor W mu to powiedział.Miejscowi lekarze zapewniali go, że doktor W się pomylił, że nie ma żadnego raka.Pokazywali mu wyniki badań patologa.Pozwolili mu obejrzeć jego kartę szpitalną.Pan Erwin im nie wierzył.Dwa dni później wdrapał się na wąskie okno swojego pokoju i wyskoczył.Zginął na miejscu.Doktor X przeprowadził operację nogi pewnej trzydziestosiedmioletniej kobiety.Miał jej podwiązać żyłę udową.Natychmiast po operacji kobieta zaczęła się uskarżać na ostry ból w nodze, która posiniała, była zimna i z zanikającym tętnem.Dwadzieścia cztery godziny po zabiegu stan chorej się nie poprawił i zdano sobie sprawę, że doktor X się pomylił i zamiast żyły udowej podwiązał tętnicę.Kobiecie trzeba było amputować nogę aż do biodra.Doktor X był starym Żydem, zbiegiem z nazistowskich Niemiec.Było wiadomo, że popełniał błędy już przedtem i że odebrano mu prawo wykonywania operacji w podmiejskim szpitalu.Ciekawe było, czy zostanie pozbawiony tego prawa także w tym przypadku.Zainteresowały mnie tu dwie sprawy.Pierwsza, że kobiety w ogóle nie powiadomiono o stanie rzeczy.W owych czasach, jeszcze przed zalewem oskarżeń o błędy lekarskie, tej tak ciężko poszkodowanej przez lekarza znanego ze swoich zaniedbań kobiecie, inni lekarze nic nie powiedzieli.Nie przygotowano jej, względnie jeszcze młodej, matki dwojga dzieci, do zmian w jej życiu po amputacji nogi.Drugą sprawą był fakt, że stało się przedmiotem dyskusji, czy doktor X ma utracić prawo do przeprowadzania zabiegów chirurgicznych, jak gdyby mogły być co do tego najmniejsze wątpliwości.(Istotnie szpital nie pozbawił go tego prawa całkowicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]