[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zerkaj¹c za siebie spostrzeg³a, ¿e przyzapalonych przednich œwiat³ach sprawdza swój pistolet.Potem pchniêciemotworzy³ bramê szerzej i ruszy³ w poœcig.W eksplozjach œwiate³ nad g³ow¹ widzia³a zaledwie alejki znajduj¹ce siê tu¿przed ni¹.By³a jak œlepa kobieta, szlochaj¹ca, gdy siê potyka³a, i niepewnanawet tego, czy Decker idzie za ni¹, czy ju¿ j¹ wyprzedzi³.W ka¿dej chwilimóg³ j¹ zg³adziæ.Jedna kula - i jej ¿ycie w tym niezwyk³ym wymiarze zakoñczysiê.3Pod powierzchni¹ ziemi Plemiê s³ysza³o, kiedy przyby³a, nastawiaj¹c swojezmys³y na panikê i rozpacz.Wiedzia³o, ¿e zbli¿a siê tak¿e myœliwy; te odg³osyzna³o na pamiêæ.Czeka³o teraz, wspó³czuj¹c kobiecie w tych ostatnich chwilach,lecz zbyt zatroskane o w³asny los, by ryzykowaæ jej pomóc.Niewiele ju¿ zosta³otakich kryjówek, gdzie potwory mog³y znaleŸæ spokój.Nie bêd¹ swojej samotninara¿aæ na niebezpieczeñstwo, by ratowaæ tylko ludzkie ¿ycie.A jednak to ich bola³o - s³yszeli jej wymówki i nawo³ywania.Dla jednego z nichte odg³osy by³y szczególnie nie do zniesienia.- Pozwólcie mi iœæ do niej.- Nie mo¿esz.Wiesz, ¿e nie mo¿esz.- Mogê go zabiæ.I kto siê dowie, ¿e tu byt?.- Nie jest sam.Inni czekaj¹ za murami.Pamiêtasz, jak przyszli po ciebie?- Nie mogê pozwoliæ jej umrzeæ.- Boone! Proszê, na Boga.To gorsze ni¿ wszystko, co przecierpia³: s³yszeæ, jak ona wo³a i mieæœwiadomoœæ, ¿e prawo Midian nie pozwala mu pomóc jej.- Pos³uchajcie jej, na litoœæ bosk¹! - odezwa³ siê.- Pos³uchajcie.- Obieca³eœ, kiedy ciê przyjêliœmy - przypomina³ mu Lylesburg.- Wiem.Rozumiem.- Zastanawiam siê, czy rzeczywiœcie.Nie dope³ni³eœ formalnoœci.Jeœli z³amieszobietnicê, nie bêdziesz nigdzie nale¿a³.Ani do nas: Ani do nich.- Chcecie, ¿ebym s³ucha³, jak ona umiera.- To zas³on uszy.Wkrótce bêdzie po wszystkim.4Nie starcza³o jej ju¿ tchu, by wo³aæ jego imiê.Niewa¿ne.Nie by³o go tu.Ajeœli by³, to martwy, pod ziemi¹, zepsuty.Bezsilny.Nie mo¿e nic daæ ani nicwzi¹æ.Zosta³a sama, a mê¿czyzna z pistoletem zbli¿a³ siê.Decker wyj¹³ z kieszeni maskê, maskê z guzikami, za któr¹ czu³ siê takbezpiecznie.Och, ile¿ razy w tych mêcz¹cych dniach spêdzonych z Boone’em nawyuczaniu go dat i miejsc zbrodnii, które mia³ odziedziczyæ, duma Deckerabuntowa³a siê i a¿ go œwierzbi³o, ¿eby odzyskaæ swoje zbrodnie.Ale bardziejpotrzebowa³ koz³a ofiarnego ni¿ szybkiego dreszczu spowiedzi.Musia³ pozostaæpoza podejrzeniami.Przyznanie siê Boone’a do zbrodnii nie oznacza³ooczywiœcie koñca sprawy.Po jakimœ czasie Maska zacznie znów przemawiaæ doswojego w³aœciciela, domagaj¹c siê, by znów pokry³ j¹ krwi¹.Zabójstwa zaczn¹siê na nowo.Ale nie wczeœniej, ni¿ Decker znajdzie sobie nowe nazwisko i nowemiasto, gdzie roz³o¿y swój kramik.Boone zepsu³ te dobrze obmyœlone plany, alenie bêdzie ju¿ móg³ powiedzieæ, co wie.Stara Twarz z Guzikami tegoprzypilnuje.Decker naci¹gn¹³ maskê.Pachnia³a podnieceniem.Ju¿ po pierwszym oddechustwardnia³ mu cz³onek.Stwardnia³ nie do seksu, lecz do œmierci, do morderstwa.Czerpa³ dla niego powietrze, nawet przez grub¹ warstwê spodni i bielizny.Maskanie zwa¿a³a, czy zdobycz by³a kobiet¹; cz³onek twardnia³ do ka¿dego morderstwa.Czasem zapala³ siê do starych mê¿czyzn, szczaj¹cych, gdy przed nim padali;czasem do dziewcz¹t, do kobiet; nawet do dzieci.Stara Twarz z Guzikamijednakowymi oczami patrzy³a na ca³y ludzki ród.A ta w³aœnie kobieta w ciemnoœci nie znaczy³a dla Maski wiêcej ni¿ ktokolwiekinny.Kiedy okazywali przera¿enie i krwawili - wszyscy byli tacy sami.Szed³za ni¹ spokojnym krokiem (to jeden ze znaków firmowych G³owy z Guzikami),krokiem oprawcy.Rozp³ywa³a siê przed nim.Jej wymówki przechodzi³y w dyszeniei smarkanie.Chocia¿ brakowa³o jej tchu, by wo³aæ swojego bohatera, bezw¹tpienia modli³a siê, ¿eby przyby³.Biedna suka.Czy¿ nie wiedzia³a, ¿e onnigdy siê nie poka¿e? W takich sytuacjach jak ta s³ysza³ zawsze wo³ania,b³agania, targowanie siê o ¿ycie, wzywanie bóstw, mistrzów i obroñców - alejak dot¹d nikt siê nigdy nie pokaza³.Ju¿ wkrótce jej agonia siê skoñczy.Strza³ w ty³ g³owy, ¿eby upad³a, a potemwyjmie du¿y nó¿, ciê¿ki nó¿, podniesie do jej twarzy, tak jak to robi³ zewszystkimi.Rach-ciach, rach-ciach, tak jak nici przy guzikach na oczach, a¿nie bêdzie ju¿ na co patrzeæ, tylko miêso.A! Upad³a.Zbyt zmêczona, ¿eby dalej biec.Otworzy³ stalowe usta Starej G³owy z Guzikami i przemówi³ do le¿¹cejdziewczyny.- Tylko spokojnie - powiedzia³.- Tak bêdzie szybciej.* * *Próbowa³a raz jeszcze siê podnieœæ, ale nogi ca³kiem odmówi³y jejpos³uszeñstwa i ca³a jasnoœæ, któr¹ czu³a w sobie, praktycznie siê wyczerpa³a.Oszo³omiona, odwróci³a g³owê w stronê g³osu Deckera i w przerwie miêdzy jedn¹fal¹ a drug¹ spostrzeg³a, ¿e znów za³o¿y³ maskê.To by³a g³owa œmierci.Podniós³ pistolet.Poczu³a, ¿e ziemia pod ni¹ zadr¿a³a.Mo¿e to odg³os strza³u? Nie widzia³a ju¿ani pistoletu, ani Deckera.Ostatnia fala jasnoœci zmy³a ich postacie z jejg³owy.Ale cia³o czu³o ko³ysanie siê ziemi, a przez kwilenie w swoim mózguus³ysza³a, ¿e ktoœ wo³a imiê cz³owieka, którego mia³a nadziejê tu odnaleŸæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]