[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umie się kochać, pomyślała, może lepiej niż ktokolwiek, kogo znała, ale nie potrafi kochać.Ależ to banał.Lecz prawda.W dodatku bardzo smutna.A kiedy przytulał się do niej, jej palce, rozczesujące włosy na karku Bobby’ego, znalazły coś okrągłego, twardego, wielkości monety, metalicznego i zimnego.Był to wszczep mózgowy.W ciszy wiosennego poranka w Wormworks David siedział w blasku swojego softscreenowego ekranu.Z odległości dwóch czy trzech metrów patrzył na czubek własnej głowy.Nie był to przyjemny obraz - wyglądał na człowieka z nadwagą, w dodatku na czubku jego czaszki pojawiła się niewielka łysa plamka, której wcześniej nie zauważył - jak mała różowa moneta wśród rozczochranej masy włosów.Sięgnął ręką, aby znaleźć to miejsce.Obraz na ekranie też podniósł rękę, jak marionetka powtarzająca jego gesty.Pomachał sobie niczym dziecko i uniósł głowę.Oczywiście niczego nie zobaczył, żadnego śladu maleńkiej zmarszczki w czasoprzestrzeni, która transmitowała te obrazy.Stuknął w ekran i punkt widzenia się przesunął.Teraz patrzył prosto przed siebie.Po chwili wahania kolejne stuknięcie i ruszył do przodu przez ciemne hale Wormworks.Z początku trochę nierówno, potem gładko; wielkie, mroczne i złowróżbne maszyny przesuwały się wokół niego jak kanciaste chmury.Kiedyś, jak przypuszczał, komercyjne wersje tej tunelowej kamery będą wyposażone w bardziej intuicyjny system sterowania, może joysticki albo dźwignie czy pokrętła do kierowania punktem obserwacji.Jednak w tej chwili całkowicie mu wystarczała prosta konfiguracja klawiszy dotykowych na ekranie.Pozwalała skupić się na samym obrazie.Oczywiście gdzieś w głębi umysłu pamiętał, że w rzeczywistości punkt widzenia wcale się nie przesuwa: to raczej maszyny Casimira tworzą i likwiduj ą ciągi tuneli, oddalone o długość Plancka od siebie, rozciągnięte wzdłuż linii, po której chciał się poruszać.Obrazy wracające przez kolejne tunele były wystarczająco bliskie, by dawać iluzję ruchu.Ale to wszystko nie było teraz ważne.Teraz chciał się tylko pobawić.Stanowczo stuknąwszy w ekran, skręcił punktem widzenia i przesunął go wprost przez pordzewiałą blachę ściany Wormworks.Nie mógł powstrzymać odruchowego mrugnięcia, kiedy blacha sunęła wprost na niego.Przez chwilę widział tylko ciemność.A potem był już po drugiej stronie, zanurzony w oślepiającym nagle blasku słońca.Zwolnił ruch i opuścił punkt widzenia mniej więcej do poziomu oczu.Był teraz na terenie otaczającym Wormworks: trawa, strumyki, ozdobne mostki.Słońce stało nisko, rzucając długie ostre cienie, a rosa migotała na źdźbłach trawy.Punkt widzenia poszybował naprzód - najpierw w tempie spaceru, potem szybciej.Trawa przesuwała się pod nim, a przesadzone tu przez Hirama drzewa rozmywały się z boku.Poczucie szybkości było ekscytujące.Wciąż nie opanował sterowania i od czasu do czasu punkt widzenia zanurzał się niezręcznie w drzewo lub kamień: chwile ciemności w odcieniu brązowym albo szarym.Ale zaczynał się już orientować; poczucie szybkości, wolności i wyrazistości było uderzające.Jakbym znowu miał dziesięć lat, pomyślał, zmysły świeże i ostre, ciało tak pełne energii, że był lekki jak piórko.Dotarł na podjazd firmy.Uniósł punkt widzenia na dwa czy trzy metry, pomknął wzdłuż drogi i znalazł autostradę.Tam wzleciał wyżej i poszybował nad szosą, spoglądając z góry na strumienie lśniących, podobnych do żuków samochodów.Szeregi gęstniały z wolna przed godziną szczytu, ale poruszały się szybko.Widział pewne wzorce w ich przepływie, zgęstnienia, które przemieszczały sią i znikały, kiedy niewidzialna pajęczyna oprogramowania sterującego optymalizowała strumień danych autoszoferów.Nagle zniecierpliwiony wzniósł się jeszcze wyżej, tak że autostrada stała się szarą wstążką wijącą się po ziemi, a szyby samochodów błyszczały jak sznur diamentów.Widział rozciągnięte pod sobą miasto.Przedmieścia przypominały prostokątną siatkę, ułożoną na wzgórzach, poszarzałą we mgle.Wysokie budynki w centrum strzelały w górę niczym pięść z betonu, szkła i stali.Wzleciał jeszcze wyżej, przebił się przez cienką warstwę chmur ku jaśniejszemu wyżej słońcu, a potem zawrócił znowu i zobaczył błysk oceanu - splamiony daleko od brzegu groźną ciemną plamą kolejnego układu burzowego.Widział teraz wyraźnie zakrzywienie horyzontu: ląd i morze zwijały się w sobie, a Ziemia stała się planetą.David z trudem powstrzymał odruch, by krzyknąć z radości.Zawsze marzył o tym, żeby latać jak Superman [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl