[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Składała się z dwóch kuł: jednej o średnicy pięćdziesięciu metrów, a drugiej – dwudziestu, połączonych około stumetrowym cylindrem.Wszystko razem wyglądało jak model atomu wodoru, wykonany z zapałki i plasteliny.Załoga, ładunek i sterownia znajdowały się w większej kuli, natomiast mniejsza mieściła silniki atomowe i, oględnie mówiąc, znajdowała się w strefie zakazanej dla żywej materii.Gwiezdną Królową zbudowano w Kosmosie i nigdy nie mogłaby wystartować nawet z powierzchni Księżyca.Przy pełnej mocy jej napęd dawał przyśpieszenie jednej dwudziestej G, co w ciągu godziny nadawało jej wystarczającą prędkość, by z satelity Ziemi stać się satelitą Wenus.Przewożeniem ładunku z planet na statek zajmowały się silne, niewielkie rakiety chemiczne.Za miesiąc z Wenus uniosą się holowniki na spotkanie Gwiezdnej Królowej, lecz ona nie wyhamuje, gdyż nikt nią nie będzie kierował.Ślepo trzymając się swej orbity, minie Wenus i za pięć miesięcy powróci na orbitę ziemską, choć Ziemia będzie wówczas daleko.Zdumiewające, ile czasu zabiera zwykłe dodawanie, jeśli od wyniku zależy czyjeś życie.Grant zliczał niewielki słupek liczb kilka razy, zanim ostatecznie porzucił nadzieję, że wynik może się zmienić.Potem siedział bazgrząc nerwowo po białym plastyku, pokrywającym pulpit pilota.134–Uwzględniając wszelkie możliwości oszczędzania – rzekł – przetrwamy około dwudziestu dni.Oznacza to, że do Wenus pozostanie nam jeszcze dziesięć dni, kiedy…Głos jego zawisł z próżni.Dziesięć dni to niewiele – lecz równie dobrze mogłoby to być dziesięć lat.Grant ze złośliwą ironią pomyślał o tych wszystkich literatach, którzy tłuką historyjki przygodowa i słuchowiska radiowe pełne właśnie takich sytuacji.Według tych powielających swoje pomysły ekspertów, z których tylko niewielu poleciało dalej niż na Księżyc, w takich okolicznościach były trzy wyjścia.Właściwe, już mocno wyświechtane rozwiązanie polegało na przekształceniu statku w szklarnię lub gospodarstwo hydroponiczne, a reszta należała do fotosyntezy.Albo też można było dokonywać cudów inżynierii chemicznej czy atomowej, opisywanych z nudnymi szczegółami technicznymi, by zbudować urządzenie wytwarzające tlen, które nie tylko uratuje życie zainteresowanemu – i oczywiście bohaterce – ale również pozwoli mu stać się właścicielem niesłychanie cennych patentów7.Trzecie rozwiązanie, typu deus ex machina, to pojawienie się statku kosmicznego, któremu przypadkowo kurs wypadł akurat w pobliżu.Lecz to tylko fantazja – w rzeczywistości wszystko wygląda zupełnie inaczej.Choć pierwszy pomysł w teorii zdawał się sensowny, na pokładzie Gwiezdnej Królowej nie było nawet ani jednego opakowania z nasionami trawy.Jeśli idzie o błyskotliwe rozwiązania inżynierskie, dwóch ludzi, choćby najinteligentniejszych i najbardziej zdesperowanych, nie może w ciągu kilku dni udoskonalić wyników uzyskanych przez dziesiątki wielkich instytucji badawczych przemysłu w ciągu ponad stu lat.Pojawienie się zaś statku kosmicznego, któremu „przypadkowo kurs wypadł akurat w pobliżu", było prawie niemożliwe z samej definicji.Gdyby nawet inne statki towarowe krążyły po tej samej elipsie – a Grant wiedział, że takich nie ma – zgodnie z prawami rządzącymi w Kosmosie musiałyby zachować między sobą odległość początkową.Natomiast nie było całkiem niemożliwe pojawienie się w odległości kilkuset tysięcy kilometrów od nich jakiegoś statku pasażerskiego, pędzącego po swej hiper-bolicznej orbicie, ale z tak dużą prędkością, że będzie w równym stopniu nieosiągalny jak Pluton.–Jeśli wyrzucimy ładunek – odezwał się w końcu McNeil – to czy nie uda nam się zmienić naszej orbity? Grant przecząco pokręcił głową.–Miałem taką nadzieję – odparł – ale nic z tego.Gdybyśmy chcieli, możemy dotrzeć do Wenus w ciągu tygodnia, ale zabraknie nam paliwa do hamowania i żaden statek z Wenus nie przechwyci nas w chwili jej mijania.135–Nawet pasażer?–Według Rejestru Lloyda Wenus ma w tej chwili tylko parę frachtowców.W każdym razie manewr ten praktycznie jest niemożliwy.Jeśli nawet statkowi ratowniczemu uda się osiągnąć naszą szybkość, to jak powróci? A potrzebuje przecież pięćdziesięciu kilometrów na sekundę, żeby nas dogonić!–Skoro my nie umiemy znaleźć wyjścia – rzekł McNeil – to może ktoś na Wenus potrafi.Lepiej skontaktujmy się z nimi.–Mam zamiar to zrobić – odparł Grant – gdy tylko ustalę, co mam powiedzieć.Idź przygotować nadajnik, dobrze?Popatrzył za McNeilem wypływającym z kabiny.Chyba przez najbliższe dni będzie miał z nim kłopoty.Dotychczas współżycie układało się im raczej dobrze – jak większość ludzi otyłych McNeil był dobroduszny i wyrozumiały.Lecz teraz Grant uświadomił sobie, że brakowało mu charakteru.Wskutek zbyt długiego przebywania w Kosmosie stał się za słaby – i fizycznie, i psychicznie.Z tablicy rozdzielczej nadajnika zabrzmiał brzęczyk.Paraboliczne lustro, znajdujące się na zewnątrz statku, 'celowało w świecącą jak lampa łukowa Wenus, która biegła po prawie równoległej drodze, w odległości zaledwie dziesięciu milionów kilometrów.Trzymilimetrowe fale z nadajnika statku pokonają ten dystans w ciągu nieco ponad pół minuty.Gorzka była świadomość, że tylko trzydzieści sekund dzieliło ich od bezpieczeństwa.Automatyczna stacja radiowa na Wenus wysłała bezosobowy sygnał „nadawać" i Grant zaczął mówić pewnym i, miał nadzieję, beznamiętnym głosem.Dokładnie zanalizował sytuację i zakończył prośbą o radę.Nie wspomniał o swych obawach co do McNeila.Dobrze wiedział bowiem, że inżynier, obsługujący nadajnik, wszystko słyszy.Jak dotąd na Wenus nikt jeszcze nic nie wiedział, choć mimo opóźnienia wynikającego z odległości, wiadomość już -tam dotarła.Została zapisana na taśmie magnetofonowej, którą dopiero za kilka minut przyjdzie przesłuchać niczego nie podejrzewający radiooficer.Nie będzie miał pojęcia, jaka bomba wybuchnie, kiedy telewizja i dzienniki podejmą ten temat, dając początek fali współczucia na wszystkich zamieszkanych planetach.Wypadek w Kosmosie ma dramaturgię, która spycha z nagłówków wszelkie inne sprawy.Dotychczas Grant był zbyt zajęty własnym bezpieczeństwem, aby myśleć o znajdującym się pod jego opieką ładunku.Dawnego kapitana morskiego, który najpierw myślał o swym statku, taka postawa mogłaby zaszokować.Grant jednakże nie miał powodu do obaw o ładunek.Gwiezdna Królowa nie mogła zatonąć, ani wjechać na nie oznaczone na mapie skały, czy też zaginąć bez wieści na zawsze, jak wiele dawnych136statków.Nic jej nie grozi bez względu na to, co może przydarzyć się załodze.Pozostawiona sama sobie krążyłaby w kółko po swojej orb.icie z taką dokładnością, że można by według niej układać kalendarze na całe stulecia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]