[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasami przychodził do domu na noc.- Co zrobiła Jo-An, gdy ją zostawił?- Co zrobiła? - Leila spojrzała na mnie.- A co mogła zrobić? Pracowała jak przedtem.- Zabawiała mężczyzn?- Az czego miała żyć?- Skoro Jefferson zarabiał pieniądze, a ona była jego żoną, to na pewno dawał jej trochę.- Nic jej nie dawał.- A wiesz może, gdzie mieszkał po rozstaniu?- Jo-An mówiła, że wynajął w Repulse Bay ogromną willę, należącą do pewnego chińskiego hazardzisty.Widziałam ten dom - Leila westchnęła z zazdrością.- Bardzo piękny.duża, biała willa ze schodami prowadzącymi wprost do morza, jest tam też mała przystań i łódź.- Czy Jo-An była tam kiedykolwiek? Leila pokręciła głową.- Nigdy jej nie zaproszono.Wszedł kelner, kłaniając się i uśmiechając do nas.Podał mi rachunek.Posiłek kosztował absurdalnie mało.Gdy płaciłem, Leila patrzyła na mnie z wyrazem szczęścia na twarzy.- Jesteś zadowolony? - zapytała.- To była wspaniała kolacja.- W takim razie wracajmy do hotelu pokochać się.Byłem w Hongkongu.Panowała tam specyficzna atmosfera, w której ulegało się zmysłom.W dodatku jeszcze nigdy nie spałem z Chinką.Czułem, że to jest coś, co powinienem zrobić.- Okay - odparłem i wstałem.- Wracajmy do hotelu.Otoczyła nas hałaśliwa, ciemna noc, szliśmy odprowadzani dźwiękami dobiegającymi z restauracji.- Może chciałbyś mi kupić mały prezent? - spytała Leila.Ujęła mnie za ramię i uśmiechnęła się zachęcająco.- Może dam się przekonać.Co miałaś na myśli?- Pokażę ci.Poprowadziła mnie do rozświetlonego neonami pasażu pełnego małych sklepików.Przed każdym z nich stał sprzedawca, uśmiechając się z nadzieją.- Chciałabym dostać pierścionek, który by mi cię przypominał - powiedziała.- Nie musi być drogi.Weszliśmy do jubilera, gdzie wybrała sobie obrączkę z imitacji nefrytu.Nie była wcale warta uwagi, ale jej się podobała.Sprzedawca zażądał czterdziestu miejscowych dolarów.Spędziliśmy tam dziesięć minut, w końcu Leila wytargowała na dwadzieścia pięć.- Będę go zawsze nosić - rzekła pogodnie, spoglądając na palec.- Nigdy cię nie zapomnę.A teraz wracajmy do hotelu.Zdarzyło się to w momencie, gdy wyszliśmy z promu, a ja kiwnąłem na taksówkę.Wtedy zniknęła mi z oczu.Nie jestem tego w stanie zrozumieć po dziś dzień.Kiedy taksówka ruszyła w moją stronę, zostałem nagle potrącony przez trzech dobrze zbudowanych Chińczyków w czarnych garniturach.Jeden skłonił się i przeprosił łamaną angielszczyzną, podczas gdy dwaj pozostali otoczyli mnie ściśle.Po chwili wszyscy pobiegli do czekającego na nich samochodu.Rozglądałem się za Leilą, ale nie było po niej śladu, jakby niespodziewanie rozstąpił się chodnik, który ją po prostu pochłonął.3.Spędziłem piętnaście minut, chodząc tam i z powrotem w pobliżu przystani, ale Leili nie było.Wreszcie z niepokojem pomieszanym z irytacją wróciłem taksówką do hotelu.Stary recepcjonista drzemał za kontuarem.- Czy Leila już wróciła? - zapytałem.Podniósł ociężałą powiekę, spojrzał obojętnie i rzekł:- Nie mówić po angielsku - i powieka na powrót opadła.Minąłem go i poszedłem korytarzem.Drzwi pokoju Leili były tylko zatrzaśnięte.Przekręciłem gałkę i wszedłem w ciemność.Po omacku odszukałem wyłącznik.Znajdowałem się w niewielkim, schludnym pokoju.Leila nie przyszła.Wróciłem do siebie.Zostawiłem otwarte drzwi oraz zapalone światło.Usiadłem na łóżku, zapaliłem papierosa i czekałem.Siedziałem tak ponad godzinę, później położyłem się.Po trzydziestu minutach zmógł mnie upał oraz nader obfity posiłek i zasnąłem.Obudziłem się spocony i zdenerwowany.Przez żaluzje przenikało wczesne poranne słońce.Spojrzałem na zegarek.Była za dwadzieścia ósma.Usiadłem na łóżku i spojrzałem na drugą stronę korytarza.Ze zdziwieniem stwierdziłem, że pokój Leili jest pusty.Ciarki przeszły mi po plecach.Przecież nie uciekła ode mnie.Byłem tego pewien.Zniknęła i domyślałem się dlaczego.Ktoś doszedł do wniosku, że nie tylko dużo wie, ale też za wiele gada.Zastanawiałem się, co zrobić.Wstałem, zamknąłem drzwi, ogoliłem się i umyłem w wyszczerbionej miednicy najlepiej jak tylko mogłem, potem założyłem czystą koszulę i z samopoczuciem tylko trochę lepszym, niż gdybym sam był nieboszczykiem, wyszedłem na korytarz.Za kontuarem siedział jakiś chłopiec, prawdopodobnie wnuk recepcjonisty.- Leila nie wróciła - stwierdziłem.Roześmiał się z zakłopotaniem i ukłonił.Wiedziałem, że nie rozumie ani słowa.Zszedłem na dół, odprawiłem gorliwego rikszarza i dałem znak przejeżdżającej taksówce.Kazałem kierowcy zawieźć się na komendę.Miałem szczęście.Inspektor MacCarthy akurat wysiadał z samochodu.Zabrał mnie do kantyny, gdzie podano nam mocną herbatę w białych, grubych kubkach.Opowiedziałem mu całą historię.Wściekłem się, widząc jego reakcję.Po raz pierwszy miałem jakiś interes do brytyjskiego gliniarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]