[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Fred poznał kogoś wBerlinie.Nie mówiłam ci wtedy o tym, bo wszystko się ułożyło.Uwierzyłammu, kiedy powiedział, że z nią skończył, ale… Christine, on wie, że ja nigdystąd nie wyjadę.Restauracja, szampan – to wszystko była tylko farsa mającaskłonić mnie do zakończenia tego związku.Wiedział, że odmówię, lecz w tensposób nie wyszedł na złego faceta.Jeśli już się nie skontaktował się z tądziewczyną, wkrótce to zrobi.Jestem o tym przekonana.– Nie masz pewności.– Czy kiedykolwiek coś nie dawało ci spokoju, mimo że nie potrafiłaś tegonazwać?Jej słowa zwaliły mnie z nóg.Doskonale wiedziałam, co miała na myśli.Użyłamdokładnie tego samego sformułowania, gdy opowiadałam o małżeństwie z Barrym.– O Boże – powiedziała Amelia wyczerpana.Powoli opuściła głowę nablat.– Co za dzień.– Wiem coś o tym – szepnęłam.– Która godzina? – Amelia spojrzała na zegar ścienny.– Dziwne.Zwykleo tej porze mama już domaga się obiadu.Lepiej do niej zajrzę.– Potarłapowieki.– Wyglądam na zapłakaną?Jej oczy idealnie komponowały się z włosami w kolorze ognistej czerwieni.– Wyglądasz dobrze – skłamałam.Tak czy inaczej, jej matka wszystkiegosię domyśli.Gdy tylko wyszła, zerknęłam na ekran telefonu, żeby sprawdzić, czy Adamwysłał mi wiadomość.Wręczyłam mu klucze, licząc na to, że nic mu nie będzie, alew mieszkaniu z pewnością nie znalazł żadnej rozrywki; nie było tam telewizora aniksiążek.To nie wróżyło dobrze.Szybko wybrałam więc jego numer.– Christine! Wezwij pogotowie! – wrzasnęła Amelia z sąsiedniego pokoju.Pogłosie poznałam, że nie ma czasu na zadawanie pytań.Skasowałam numerAdama i wybrałam na klawiaturze 999.Amelia znalazła mamę leżącą na podłodze obok łóżka.Zaraz po dotarciu namiejsce ekipa ratunkowa stwierdziła zgon.Przyczyną śmierci był rozległy udar.Amelia była jedynaczką i nie miała żadnych krewnych ani nikogo innego, do kogomogłaby się zwrócić, postanowiłam więc z nią zostać, służąc jej ramieniem, naktórym mogła się wypłakać, i pomagając dopełnić wszelkich formalności.Dopiero po dwudziestej drugiej znalazłam chwilę, żeby zerknąć nawyświetlacz komórki.Miałam sześć nieodebranych połączeń i wiadomość napoczcie głosowej.Nagrał ją ktoś z posterunku policji w Clontarf, prosząc okontakt w sprawie Adama Basila.10Jak zrobić omlet, nie tłukąc jaj– Przyszłam do Adama Basila – oświadczyłam, wpadając na posterunekw Clontarf.Przez całą drogę mój i tak już przeładowany umysł bombardowaływątpliwości i potworne, przerażające myśli o tym, co Adam mógł sobiezrobić.Nie pamiętałam nawet, jak dotarłam na miejsce.Policjant spojrzał na mnie przez okienko.– Mogę prosić o jakiś dokument?Podałam mu.– Dobrze się czuje? Nie jest ranny?– Gdyby był ranny, trafiłby do szpitala.– Oczywiście, rozumiem.– Nie pomyślałam o tym wcześniej.Na momentzdołałam się odprężyć, ale po chwili nerwy znów wzięły górę.– Ma kłopoty?– Właśnie się uspokaja – odparł, znikając za drzwiami biura.Czekałam dziesięć minut.W końcu drzwi prowadzące do poczekalni stanęłyotworem i do pokoju wszedł Adam.Przypominał zbitego psa.Po jego minie poznałam,że będę musiała obchodzić się z nim ostrożnie.Wzrok miał ponury, a koszulę takpomiętą, jakby w niej spał.Wiedziałam jednak, że nawet się nie zdrzemnął, o czymświadczyło jego znużone, gniewne spojrzenie.Jeśli tak wyglądał Adam, któryochłonął, bałam się myśleć, w jakim stanie był kilka godzin wcześniej.– Przetrzymywanie mnie przez tyle godzin jest nielegalne – warknął dostrażnika.– Znam swoje prawa.– Nie chcę cię tu nigdy więcej widzieć.Zrozumiano? – Starszy policjantwymierzył palec w mężczyznę w geście ostrzeżenia.– Nic ci nie jest? – zapytałam cicho.Spiorunował mnie wzrokiem, po czym przeszedł obok i opuścił pokój.– Znaleźliśmy go na ławce w parku – wyjaśnił policjant.– Obserwowałdzieciaki na placu zabaw.Rodzice zrobili się nerwowi i podejrzliwi.Zadzwonili po nas.Podszedłem, żeby zadać mu kilka pytań, a on się wściekł.– I dlatego go zamknęliście?– Skoro odzywał się tak do policji, miał szczęście, że nie usłyszał zarzutów.Ten koleś musi z kimś porozmawiać.Powinna go pani pilnować – ostrzegł.Wyszłam na zewnątrz, lękając się, że może Adam gdzieś sobie poszedł.Mimo wszystko czekał na mnie przy samochodzie.– Przepraszam, że zniknęłam na całe popołudnie.Amelia zamartwiała sięz powodu zerwania z chłopakiem.Relacja o jej nieszczęściu nie wywarła na nim wrażenia i nie mogłam go za towinić po tym, przez co przeszedł.– Właśnie miałam do ciebie zadzwonić i powiedzieć, że niedługo wrócę, gdyposzła na górę zajrzeć do matki.Niestety okazało się, że miała rozległy udar.Wezwałyśmy karetkę, ale za późno.Stwierdzono zgon.Nie mogłam więc tak poprostu zostawić Amelii.– Nagle ogarnęło mnie zmęczenie.Ogromne zmęczenie.Mięśnie twarzy Adama nieco się rozluźniły.– Przykro mi.W milczeniu odbyliśmy krótką przejażdżkę do mojego mieszkania.Gdyweszliśmy do środka, Adam rozejrzał się po pustych pokojach, omiótłwzrokiem gołe ściany i przyjrzał się kapie ze Spidermanem.– Wybacz, ale to wszystko – powiedziałam zażenowana.– To tymczasowelokum.Chwilowo moje rzeczy są przetrzymywane jako zakładnicy.Rzucił swoją torbę na ziemię.– Jest świetnie.– Adamie, plan kryzysowy ma za zadanie ci pomóc.Wiem, że możewydawać się bezużyteczny, ale jestem pewna, że jeśli będziesz goprzestrzegał, w przyszłości okaże się pomocny.– Pomocny?! – wrzasnął tak głośno, że się przeraziłam.Wyjął z kieszenizmiętą kartkę papieru i zaczął ją drzeć w napadzie furi.Odsunęłam się od niego o kilka kroków.Nagle dotarło do mnie, że wpuściłamdo domu zupełnie obcego człowieka z problemami natury psychicznej.Jak mogłampostąpić tak nierozsądnie? On jednak nie zauważył mojej próby wycofania się.– Właśnie przez ten plan wpakowałem się w kłopoty.„Jeśli dopadną cię myślisamobójcze, wybierz jeden z numerów awaryjnych”, tak tutaj napisano.I tak teżzrobiłem.Pierwszy na mojej liście figuruje twój numer.Nie odebrałaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]