[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kenny zachichota³.— Nawet nie mrugnê³a.— Pospiesz siê, Lou — ponagli³ Billy.Brat Kenny'ego przeœlizn¹³ siê miêdzy sztachetami, podniós³ ³eb maciory kuniebu — w szklistych oczach odbija³ siê teraz ksiê¿yc na tle g³êbokiej czerni —i ci¹³.Krew natychmiast trysnê³a z nieoczekiwan¹ si³¹, opryskuj¹c ch³opców, którzyodskoczyli z cichymi okrzykami obrzydzenia.Billy przechyli³ siê przez ogrodzenie i podstawi³ jedno z wiader pod g³Ã³wnystrumieñ.Wiadro nape³ni³o siê szybko.Odstawi³ je na bok.Drugie wiadro by³o wpo³owie nape³nione, kiedy strumieñ krwi przesta³ p³yn¹æ.— Nastêpna — powiedzia³ Billy.— Jezu, Billy — zaskomla³ Jackie — czy to nie wys.— Nastêpna — powtórzy³ Billy.— Tutaj, œwinko, cip, cip, cip — zawo³a³ Kenny ze œmiechem, potrz¹saj¹c pust¹torb¹ po chrupkach.Po chwili maciora wróci³a pod ogrodzenie, m³ot opad³,drugie wiadro zosta³o nape³nione, a reszta krwi wsi¹k³a w ziemiê.W powietrzuzawis³ ciê¿ki, metaliczny zapach.Billy zobaczy³ naraz, ¿e rêce ma ubabrane wœwiñskiej krwi a¿ po nadgarstki.Kiedy niós³ wiadra do baga¿nika, w jego umyœle powsta³o nagle niejasne,symboliczne skojarzenie.Œwiñska krew.To by³o dobre.Chris mia³a racjê.Tonaprawdê by³o dobre.Nagle wszystkie rzeczy wskoczy³y na w³aœciwe miejsce.Œwiñska krew dla œwini.Umieœci³ cynkowane wiadra wœród pokruszonych kawa³ków lodu i zatrzasn¹³ wiekoskrzyni.— Jedziemy — oznajmi³.Usiad³ za kierownic¹ i zwolni³ rêczny hamulec.Piêciu ch³opców ustawi³o siê zasamochodem i zaczê³o pchaæ.Samochód bezg³oœnie zakrêci³ w miejscu i mijaj¹cstodo³ê dojecha³ do wzniesienia naprzeciwko domu Henty'ego.Kiedy wóz zacz¹³ toczyæ siê w³asnym rozpêdem, ch³opcy podbiegli i wskoczyli doœrodka, sapi¹c i dysz¹c ciê¿ko.Samochód nabra³ wystarczaj¹cej szybkoœci, ¿eby zatoczyæ lekki ³uk, kiedy Billyb³yskawicznym ruchem kierownicy skierowa³ go z d³ugiego podjazdu na Henty Road.U stóp wzgórza wrzuci³ trzeci bieg i puœci³ sprzêg³o.Silnik zakaszla³ i o¿y³ zpomrukiem.Œwiñska krew dla œwini.Tak, to by³o dobre, nie ma co.To naprawdê by³o dobre.Uœmiechn¹³ siê, a Lou Garson poczu³ nag³e uk³ucie zdziwienia i strachu.Niepamiêta³, ¿eby kiedykolwiek przedtem widzia³ uœmiech na ustach Billy'egoNolana.Równie¿ nikt z jego znajomych nie móg³ siê tym pochwaliæ.— Na czyj pogrzeb poszed³ stary Henty? — zapyta³ Steve.— Swojej matki — odpar³ Billy.— Swojej matki? — powtórzy³ os³upia³y Jackie Talbot.— Jezu Chryste, onamusia³a byæ starsza od Pana Boga.Piskliwy œmiech Kenny'ego rozp³yn¹³ siê w ciemnoœciach pachn¹cych nadchodz¹cymlatem.Czêœæ drugaNOC ZAG£ADYPo raz pierwszy przymierzy³a sukniê w swoim pokoju, rano 27 maja.Kupi³a doniej specjalny biustonosz, który nale¿ycie podtrzymywa³ jej piersi (co nieznaczy, ¿e tego potrzebowa³y), ale zakrywa³ je tylko do po³owy.Nak³adaj¹c gomia³a niejasne, dziwnie podniecaj¹ce uczucie, ¿e rzuca wszystkim wyzwanie.Ajednoczeœnie czu³a wstyd.Sama suknia by³a d³uga prawie do ziemi, z szerok¹ spódnic¹, ale obcis³a wtalii; dotyk kosztownego materia³u na jej skórze, przywyk³ej tylko do we³ny ibawe³ny, wywo³ywa³ wra¿enie obcoœci.D³ugoœæ wydawa³a siê w³aœciwa — ale ¿eby siê o tym przekonaæ, musia³aprzymierzyæ nowe pantofelki.Wsunê³a w nie stopy, poprawi³a dekolt i podesz³ado okna.Zobaczy³a jedynie ciemne, irytuj¹co niewyraŸne odbicie, ale wszystkowydawa³o siê w porz¹dku.Mo¿e póŸniej bêdzie mog³a.Drzwi za jej plecami uchyli³y siê z cichym szczêkniêciem klamki.Carrieodwróci³a siê i spojrza³a na matkê.Matka by³a ubrana do pracy.Mia³a na sobie bia³y sweter, w jednej rêce trzyma³aczarny portfel, a w drugiej œciska³a Bibliê taty Ralpha.Patrzy³y na siebie.Nieœwiadomie Carrie wyprostowa³a siê i stanê³a w smudze wiosennego s³oñca,które wpada³o do pokoju przez okno.— Czerwona — wymamrota³a mama.— Mog³am siê tego spodziewaæ.Carrie nic nie powiedzia³a.— Widzê twoje brzydkiecia³o.Wszyscy je zobacz¹.Bêd¹ patrzeæ na twoje cia³o.Ksiêga powiada.— To moje piersi, mamo.Wszystkie kobiety maj¹ piersi.— Zdejmij tê sukienkê — nakaza³a mama.— Nie.— Zdejmij j¹, Carrie.Zejdziemy na dó³ i razem spalimy j¹ w piecu, a potembêdziemy siê modliæ o przebaczenie.Bêdziemy odprawiaæ pokutê.— Jej oczyb³yszcza³y dziwnym, niezrozumia³ym zapa³em, który pojawia³ siê w nich zawsze,kiedy — jak s¹dzi³a — wystawiano na próbê jej wiarê.— Zostaniemy w domu.Niepójdê do pracy, a ty nie pójdziesz do szko³y.Bêdziemy siê modliæ.Bêdziemyprosiæ o znak.Bêdziemy na kolanach b³agaæ o odpuszczenie grzechów.— Nie, mamo.Mama podnios³a rêkê i uszczypnê³a siê w twarz.Na policzku zosta³ czerwonyœlad.Spojrza³a na Carrie oczekuj¹c jakiejœ reakcji, nie dostrzeg³a ¿adnej,zgiê³a palce prawej rêki jak szpony i przejecha³a nimi po policzku, rozdrapuj¹cgo do krwi.Gwa³townie wci¹gnê³a powietrze i zatoczy³a siê do ty³u na swoichwysokich obcasach.W jej oczach œwieci³o uniesienie.— Przestañ siê kaleczyæ, mamo.I tak mnie nie powstrzymasz.Mama krzyknê³a.Zacisnê³a praw¹ rêkê w piêœæ i uderzy³a siê w usta.Pociek³akrew.Mama umoczy³a w niej palce i powoli, z nieobecnym wyrazem twarzy,naznaczy³a krwi¹ ok³adkê Biblii.— Obmyte we krwi Baranka — wyszepta³a.— Wiele razy.Wiele razy on i ja.— WyjdŸ, mamo.Mama popatrzy³a na ni¹ b³yszcz¹cymi oczami.Rysy jej twarzy œci¹gnê³y siê wprzera¿aj¹c¹ maskê sprawiedliwego gniewu.— Nie kpij sobie z Boga — szepnê³a.— Pamiêtaj, ¿e twój grzech ciê dosiêgnie.Spal to, Carrie! Zdejmij z siebie tê diabelsk¹ czerwieñ i spal j¹! Spal j¹!Spal j¹!Drzwi z rozmachem otwar³y siê same.— WyjdŸ, mamo.Mama wykrzywi³a zakrwawione usta w groteskowej parodii uœmiechu.— Jako Jezabel upad³a z wie¿y, niech tak siê stanie z tob¹ — powiedzia³a.— Apsy siê zbieg³y i ch³epta³y jej krew.To jest w Biblii! To jest.Jej stopy zaczê³y œlizgaæ siê po pod³odze.Popatrzy³a na nie w oszo³omieniu,jakby podejrzewaj¹c, ¿e drewniana posadzka nagle zamieni³a siê w lodow¹ taflê.— Przestañ!—wrzasnê³a.By³a ju¿ w korytarzu.Uchwyci³a siê framugi drzwi i przytrzymywa³a siê przezchwilê; potem jakaœ niewidzialna si³a oderwa³a jej palce od drewna.— Przepraszam, mamo — powiedzia³a Carrie spokojnie.— Kocham ciê.Wyobrazi³a sobie, ¿e drzwi siê zamykaj¹, i drzwi rzeczywiœcie siê zatrzasnê³y,jakby pchniête lekkim powiewem wiatru.Ostro¿nie, ¿eby nie zadaæ mamie bólu,rozluŸni³a niewidzialny uœcisk, w którym j¹ zamknê³a.W chwilê póŸniej Margaret dobija³a siê do drzwi.Carrie przytrzymywa³a jetrzês¹cymi siê rêkami.— Nadejdzie Dzieñ S¹du! — wy³a Margaret
[ Pobierz całość w formacie PDF ]