[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było jednak bardziej prawdopodobne, że ja sfuszeruję rzut z dużej odległości, niż że Nobs nie wywiąże się ze swego zadania, jeśli dam ma szansę.Podjąwszy decyzję musiałem odczołgać się z powrotem po Nobsa i wrócić z nim za wielki krzak rosnący w pobliżu czterech pasących się koni.Stąd mieliśmy widok bezpośrednio przez listowie i pokazując Nobsowi palcem zwierzęta wyszeptałem:– Bierz je, stary!I nim się obejrzałem, on okrążył już konie szerokim łukiem zachodząc je od tylu.Zauważyły go niemal natychmiast i rzuciły się kłusem do ucieczki, ale zorientowawszy się, że wyraźnie omija je z daleka, znowu się zatrzymały, obserwując go jednak czujnie z podniesionymi wysoko łbami i rozszerzonymi chrapami.Piękny był to widok.Tymczasem Nobs znalazł się za nimi, skręcił i zaczął się zbliżać niespiesznym kłusem w moją stronę.Nie szczekał, biegł powoli, a kiedy był już blisko nich, przeszedł w marsz.Cztery wspaniałe zwierzęta sprawiały wrażenie bardziej zaciekawionych niż przestraszonych i nie próbowały ucieczki, dopóki Nobs, nie podszedł zupełnie blisko; zaczęły się wtedy wolno oddalać, ale pod kątem prostym do kierunku, w którym posuwał się on.I teraz zaczęła się zabawa.Nobs próbował, oczywiście, zawrócić je, i najwyraźniej upatrzył sobie ogiera, bo nie zwracał uwagi na pozostałe konie, będąc na tyle inteligentny, by zdawać sobie sprawę, że samotny pies może się tylko zabiegać na śmierć usiłując otoczyć cztery konie, którym się to nie podoba.Ogier jednak miał własne zdanie co do kierunku, w jakim pragnie się udać, a rezultatem był wspaniały wyścig, na który warto było popatrzeć.Boże, jak ten koń potrafił biegać! Zdawał się wyciągać niczym struna i szyć przez powietrze bez zauważalnego wysiłku, Nobs zaś sadził przy jego przednich nogach, starając się ze wszystkich sił zmusić go do zmiany kierunku.Teraz już ujadał i dwukrotnie, wyskakując wysoko w górę, natarł barkiem na bok konia, ale kosztowało go to wiele wysiłku i za każdym razem zostawał nieco w tyle, bo odbijając się spadał na ziemię i koziołkował.Zanim jednak zniknęli za wzniesieniem, byłem już pewien, że zawziętość Nobsa owocuje; odniosłem mianowicie wrażenie, że koń zboczył nieco w prawo.Nobs znajdował się teraz między nim a głównym stadem, do którego uciekły już źrebica i roczniaki,Czekając na powrót Nobsa, mogłem tylko spekulować na temat swoich szans w razie ataku ze strony jakiejś groźnej bestii.Znajdowałem się w pewnej odległości od lasu i byłem uzbrojony, ale w posługiwaniu się bronią nie miałem wielkiej wprawy, chociaż po opuszczeniu krainy Kro-lu ćwiczyłem trochę rzuty włócznią.Przyznać muszę, że nie czułem się zbyt pewnie i zaczynał mnie już oblatywać strach; wtedy nagle pomyślałem o małej Ajor przedzierającej się samotnie przez te same tereny i uzbrojonej jedynie w nóż! Natychmiast ogarnął mnie wstyd, ale jeszcze raz przemyślawszy sprawę doszedłem do wniosku, że na mój stan umysłu w wielkim stopniu wpływa krepujące poczucie nagości.Jeśli nie wędrowaliście nigdy w biały dzień odziani w przykrótki kawał skóry czerwonego jelenia, nie możecie mieć pojęcia, jakie to głupie uczucie.Ubranie dodaje człowiekowi nawykłemu do jego noszenia pewności siebie; jego brak zaś wznieca panikę.Ale nie zaatakowała mnie żadna bestia, chociaż widziałem kilka wzbudzających zgrozę cieni przemykających mrocznymi ostępami.Zaczynałem się już niepokoić przedłużającą się nieobecnością Nobsa i obawiać, że coś mu się przytrafiło.Przystąpiłem do zwijania lassa z zamiarem wyruszenia na poszukiwanie psa, kiedy oczom moim, niemal w tym samym miejscu, w którym zniknęli, ukazali się raptem zza pagórka ogier i następujący mu na pięty Nobs.Nie gnali już tak zapamiętale jak wtedy, kiedy widziałem ich ostatni raz.Kiedy koń zbliżył się, zobaczyłem, że dyszy ciężko, nie dawał jednak za wygraną, podobnie zresztą jak Nobs.Ten wspaniały pies naganiał ofiarę wprost na mnie.Przykucnąłem chowając się za krzak i kładąc obok siebie na ziemi gotowe do rzutu lasso.Gdy obaj zbliżyli się do mojej kryjówki, Nobs zwolnił, a ogier, wyraźnie rad z chwili wytchnienia, przeszedł w kłus.I w tym właśnie tempie mnie minął.Moja ręka trzymająca lasso wystrzeliła w przód; ciężkie honda rozwarło pętlę i piękny rumak wbiegł głową prosto w nią.Natychmiast wykonał zwrot i rzucił się pod kątem prostym w bok.Przytrzymałem linę przy biodrze i gwałtownym szarpnięciem osadziłem go w miejscu.Podczas gdy koń walczył o wolność stając dęba i wierzgając, Nobs, sapiąc ciężko, dowlókł się do mnie z wywieszonym ozorem i zwalił bezwładnie na ziemię.Zupełnie jakby rozumiał, że zrobił co do niego należało i zasłużył sobie na odpoczynek.Ogier był porządnie zmordowany, toteż po kilku minutach szarpaniny znieruchomiał na szeroko rozstawionych nogach i rozdymając chrapy patrzył wybałuszonymi oczami, jak podchodzę powoli, zbierając po drodze nadmiar liny.Z tuzin razy stawał dęba próbując się zerwać, ale za każdym razem przemawiałem do niego łagodnie i po godzinie starań udało mi się wreszcie sięgnąć ręką do jego łba i poklepać go po chrapach.Potem zerwałem garść trawy i podsunąłem mu ją pod pysk, przez cały czas przemawiając do niego cichym, uspokajającym głosem.Szykowałem się na stoczenie wielkiej batalii, ale ku mojemu zaskoczeniu poskromienie ogiera okazało się sprawą stosunkowo prostą.Jak na dzikie zwierzę był wręcz łagodny i odznaczał się tak nadzwyczajną inteligencją, że szybko pojął, iż nie zamierzam wyrządzić mu krzywdy.Potem poszło już łatwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl