[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włożył marynarkę, po czym wetknął do kieszeni na piersi szkicownik i dwa zaostrzone ołówki — a nuż jego tajemniczy gospodarz zacznie się domagać jakiegoś pokazu jego talentu.Przesunął palcami po ozdobnej pieczęci i włożył tam również zaproszenie.Po chwili grzebania pod łóżkiem wyjął stamtąd składaną maskę: gumowy żabi łeb, który nosił podczas Festiwalu Słodkowodnych Kałamarnic rok temu.Powinna wystarczyć za przebranie.Upchał maskę w bocznej kieszeni; jej niezgrabne oko patrzyło na niego groteskowo.Dalsze grzebanie pozwoliło znaleźć plan.Każdy rozsądny obywatel Ambergris nosił przy sobie plan miasta, gdyż składało się ono z niezliczonych ulic, które sprawiały wrażenie, jakby co chwila z własnej woli zmieniały kierunek.Poświęcił kilka nerwowych sekund na poprawianie krawata, po czym zamknął za sobą drzwi mieszkania.Wziął głęboki oddech, zszedł po schodach i ruszył Bulwarem Albumuth, a niebo płonęło pomarańczem i zielenią, spotykanymi w Ambergris i tylko w Ambergris.Ten rodzaj iluminacji odnajdujemy w prawie wszystkich obrazach Lake’a, ale w żadnym nie jest tak uderzający jak w prowokacyjnym Płonącym domu, gdzie zazębia się z komentarzem na temat jego lęku przed ptakami — jedynym obrazie, gdzie można znaleźć nawiązanie do ptaków, poza Zaproszeniem na egzekucję i Jego oczami, który wkrótce omówię.Płonący dom to mieszanina czerwieni, żółci i pomarańczu — tak jak Zaproszenie na egzekucję jest mieszaniną zieleni, ale z całkowicie odmiennym efektem.Na obrazie widać dom, który odarto z dachu i frontowej ściany, odsłaniając sowę, bociana i kruka, które płoną żywcem, a cały płomień przybiera kształt ognistego ptaka, namalowanego w stylu Lagacha.Lake już nigdy nie zbliżył się bardziej do czystej fantazji niż w tym dziele, wyrażającym spełnione życzenie, w którym jego strach przed ptakami zostaje unicestwiony przez ogień.Jak napisał Venturi, „Urok tego obrazu wiąże się z tajemniczą silą sugestii: westchnieniem fatum, które wieje nad dziwnie poskręcanymi postaciami”.Być może to jest ów kawałek układanki, który opisuje proces przemiany Martina Lake’a.Jeśli tak, nie wiemy za bardzo, gdzie należałoby go umieścić — ani czy należy go umieścić blisko, czy daleko od kawałka, którym jest Zaproszenie na egzekucję.Mniej niejednoznaczne powiązanie z Zaproszeniem można znaleźć w osobie Vossa Bendera, sławnego twórcy oper, z domu polityka, i w zamieszaniu, jakie nastąpiło po jego śmierci: śmierci, która miała miejsce zaledwie trzy dni przed rozpoczęciem przez Lake’ a pracy nad Zaproszeniem.W udzielanych później wywiadach zwykle małomówny Lake wyznawał, że żywił dla Vossa Bendera najwyższy szacunek, ba, nawet traktował go jako inspirację (choć nie przypominam sobie, by Lake w ogóle wspominał o Benderze w czasach, kiedy go znałam).Wielu historyków sztuki zauważyło powtarzający się motyw Bendera w dziełach Lake’a i zastanawiało się, czy Lake miał obsesję na punkcie zmarłego kompozytora.Być może, jak sugeruje Sabon, Zaproszenie jest dziełem upamiętniającym Vossa Bendera.Jeśli tak, jest ono pierwszym dziełem z trylogii; dwa pozostałe to Jego oczami i Aria do łamliwych kości zimy, które wyraźnie stanowią hołd dla Bendera.Fragment z Krótkiego zarysu sztuki Martina Lake ‘a i jego Zaproszenia na egzekucję, autorstwa Janice Shriek, Hoegbottoński przewodnik po Ambergris, wydanie piąte.Zmierzch pachniał mieszanką krwi i skórki pomarańczy, a zamierające światło zostawiało delikatny złoty osad na mosiężnych gałkach u drzwi wejściowych banków, na miedzianych masztach przy ambasadach zagranicznych dygnitarzy i na Fontannie Trilłiana, gdzie na szczycie obelisku przysiadł smutny cherubin z różanego marmuru, opierając się jednym łokciem o czarną, podstępnie łypiącą czaszkę.Tłumy zbierały się na oświetlonym latarniami placu przy fontannie, by wysłuchać stojących na drewnianych skrzynkach poetów, deklamujących swoje wiersze.Z pobliskich tawern w równych proporcjach dobiegała muzyka i sączyło się światło; światło załamywało się cienkimi snopami na kocich łbach, a stojący na chodniku sprzedawcy kusili przechodniów wszelkimi rodzajami zakąsek, od niefortunnych kiełbasek — takich jak ta, którą zjadł Lake — po rażąco grzeszne wypieki.Niewiele osób poza Ambergris zdawało sobie sprawę z tego, że malowane przez Darcimbalda twarze z owoców i morskich żyjątek były z życia wzięte: podpatrzone u sprzedawców, którzy układali pomarańcze, jabłka, figi i melony tak, by tworzyły twarze, z czarnymi winogronami udającymi oczy, albo układali dumne oblicze burmistrza z warstw raków, pstrągów, krabów i niewielkich kałamarnic.Sprzedawcy ci cieszyli się nieomal taką samą popularnością jak uliczni poeci i zaczęli wieszać przed swoimi kramami latarnie rzucające światło pod dużym kątem, by przechodnie mogli podziwiać ich ulotną sztukę.Przez ten ciasno zbity tłum przebijały się pojazdy konne i silnikowe, hamując gwałtownie przed pijanymi i nieostrożnymi, którzy popychali je i kołysali przy każdej okazji.Tutaj, teraz, twarze pokryte wypiekami, mieszanina ciemności i światła, kłębiące się, cieniste fasady budynków odgrywały tysiące scen, które były cenne dla oka artysty, ale Lake, skupiony nad mapą, postrzegał je w tej chwili tylko jako niedogodności.A nawet coś gorszego od niedogodności.Trudność, z jaką przychodziło Lake’owi przedzieranie się przez tłum z laską w dłoni, przekonała go, że powinien zatrzymać jakiś pojazd silnikowy do wynajęcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]