[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rincewind mia³ wra¿enie,¿e Baga¿ ca³kowicie koncentruje siê na bie­gu.Jakby wiedzia³, co ich œciga,i wcale mu siê to nie podoba³o.Nie ogl¹daj siê, przypomnia³ sobie.To pewnie niezbyt przyjemny widok.Baga¿ wbi³ siê w krzaki i znikn¹³.W chwilê póŸniej Rincewind zobaczy³ dlaczego.Kufer zeskoczy³ z krawêdziplatformy i spada³ teraz do ogromnej dziury, od do³u s³a­bo rozjarzonejczerwonym blaskiem.Dwie migotliwe niebieskie linie bieg³y od Rincewinda ponadskrajem ska³y i w dó³.Przystan¹³ niepewnie.Chód nie jest to ca³kiem prawda, ponie­wa¿ kilku rzeczyby³ absolutnie pewien.Na przyk³ad, ¿e wcale nie chce skoczyæ.¿e zupe³nienie ma ochoty na spotkanie z tym, co go œciga.¿e w œwiecie duchów Dwukwiatjest ca³kiem ciê¿ki.i ¿e s¹ rze­czy gorsze ni¿ œmieræ.- Wymieñ dwie - mrukn¹³ do siebie i skoczy³.Po kilku sekundach przybylijeŸdŸcy.Nie zahamowali, gdy dotar­li do krawêdzi.Po prostu jechali dalej, a¿œci¹gnêli wodze nad pustk¹.Œmieræ spojrza³ w dó³.- ZAWSZE MNIE TO DENERWUJE - stwierdzi³.- CZASEM MY­ŒLÊ, ¯E RÓWNIE DOBRZEMÓG£BYM ZAINSTALOWAÆ DRZWI OBROTOWE.- Ciekawe, czego chcieli? - zastanowi³ siê Zaraza.- Nie mam pojêcia - odpar³ Wojna.- Ale gra jest przyjemna.- Fakt - przyzna³ G³Ã³d.- Wci¹gaj¹ca.- MAMY CZAS NA JESZCZE JEDN¥ KOBRÊ - uzna³ Œmieræ.- Robrê - poprawi³ Wojna.- CO ROBISZ?- One siê nazywaj¹ robry.- RZECZYWIŒCIE, ROBRY-przyzna³ Œmieræ.Zerkn¹³ na now¹gwiazdê, niepewny, co mo¿e oznaczaæ.- MYŒLÊ, ¯E MAMY CZAS -powtórzy³ zodrobin¹ niepokoju.Wspomniano ju¿ o podjêtej na Dysku próbie wymuszenia precy­zji opisów.Poetom ibardom pod kar¹.no, kar¹.zakazano oma­wiania szmeru ruczajów iró¿anopalcej jutrzenki.Mogli wspomnieæ o twarzy, co tysi¹c statków wyprawi³a wmorze, pod warunkiem przed­stawienia uwierzytelnionych dokumentów stoczni.Zatem, z poszanowania dla tej tradycji, nie bêdzie tu powiedzia­ne, ¿eRincewind i Dwukwiat stali siê lodowo-b³êkitn¹ fal¹ mkn¹c¹ przez mrocznewymiary ani ¿e rozbrzmiewa³ dŸwiêk podobny do gi­gantycznego k³a wal¹cego oska³ê, ani ¿e ca³e ¿ycie przemknê³o im przed oczami (zreszt¹ Rincewind tyle ju¿razy ogl¹da³ swe dotychcza­sowe ¿ycie, ¿e potrafi³ zasn¹æ przy co nudniejszychscenach), ani ¿e wszechœwiat run¹³ na nich niby ogromna galareta.Zostanie powiedziane - gdy¿ wykaza³ to eksperyment - ¿e za­brzmia³ dŸwiêkpodobny do stukniêcia drewnian¹ linijk¹ w kamerton nastrojony na Cis.mo¿eFis, a potem ogarnê³o ich uczucie absolut­nego bezruchu.To dlatego, ¿e byli absolutnie nieruchomi i panowa³a absolutna ciemnoœæ.Rincewindowi przysz³o do g³owy, ¿e coœ siê sta³o.Zobaczy³ przed sob¹ delikatne b³êkitne linie.Znowu trafi³ do wnêtrza Octavo.Nie wiedzia³, co by siê sta³o, gdy­by ktoœnagle otworzy³ ksiêgê.Czy on i Dwukwiat wydaliby siê temu komuœ barwn¹ilustracj¹?Chyba nie, uzna³.Octavo, w którym siê znaleŸli, by³o niezwyk³¹ ksi¹¿k¹,przykut¹ ³añcuchem do pulpitu w podziemiach Niewidocz­nego Uniwersytetu, któryz kolei by³ zaledwie trójwymiarow¹ repre­zentacj¹ wielowymiarowego obiektu,a.Chwileczkê, pomyœla³.Przecie¿ nigdy nie myœlê w taki sposób.Ktoœ myœli to zamnie.- Rincewindzie.- odezwa³ siê g³os podobny do szelestu sta­rych kart.- Kto? Ja?- Pewnie ¿e ty, têpaku jeden.W sercu Rincewinda na moment rozgorza³ p³omieñ oporu.- Przypomnieliœcie ju¿ sobie, jak rozpocz¹³ siê wszechœwiat? - spy­ta³z³oœliwie.- Odchrz¹kniêciem, prawda? A mo¿e Nabraniem Tchu albo PodrapaniemSiê Po G³owie czy mo¿e Muszê Sobie Przypo­mnieæ, Mam To Na Koñcu Jêzyka?- Lepiej nie zapominaj, gdzie trafi³eœ - upomnia³ go inny g³os, suchy jakdrewno.Wydaje siê niemo¿liwe wysyczeæ zdanie bez ¿ad­nych sycz¹cych g³osek,jednak g³os bardzo siê stara³.- Nie zapominaæ, gdzie trafi³em? Nie zapominaæ, gdzie trafi³em? - krzykn¹³Rincewind.- Oczywiœcie, ¿e nie zapominam.Trafi³em do wrednej ksiêgi irozmawiam z kup¹ g³osów, których nie widzê.I jak myœlicie, dlaczego siêwydzieram?- Zastanawiasz siê pewnie, dlaczego znowu ciê tu sprowadziliœmy?- zapyta³ g³os przy jego uchu.- Nie.- Nie?- Co on powiedzia³? - dopytywa³ siê inny bezcielesny g³os.- Powiedzia³: nie.- Naprawdê powiedzia³: nie?- Tak.- Nie!- Dlaczego?- Bez przerwy spotyka mnie coœ takiego - wyjaœni³ Rincewind.– W jednej chwilispadam ze œwiata, w nastêpnej jestem w ksi¹¿ce, a je­szcze nastêpnej lecê naskale, potem obserwujê, jak Œmieræ uczy siê graæ w groblê czy tamê, czy coœ taminnego.Dlaczego mam siê cze­mukolwiek dziwiæ?- No tak.- mrukn¹³ pierwszy g³os czuj¹c, ¿e traci inicjatywê.-Ale pewniesiê zastanawiasz, dlaczego nie chcemy, ¿eby ktoœ nas wy­powiedzia³.Rincewind zawaha³ siê.Owszem, to pytanie przemknê³o mu przez g³owê.Tyle ¿ebardzo prêdko i rozgl¹daj¹c siê nerwowo na boki, ¿eby na nie coœ nie wpad³o.- A czemu ktoœ mia³by was wypowiedzieæ?- To przez gwiazdê - wyjaœni³o zaklêcie.- Czerwon¹ gwiazdê.Magowie ju¿ ciêszukaj¹.A kiedy ciê znajd¹, spróbuj¹ wypowiedzieæ wszystkie Osiem Zaklêæ izmieniæ przysz³oœæ.Uwa¿aj¹, ¿e Dysk zderzy siê z t¹ gwiazd¹.Rincewind pomyœla³ chwilê.- A zderzy siê? - zapyta³.- Niezupe³nie, ale za.Co to jest?!Rincewind zerkn¹³ w dó³.Z ciemnoœci wynurzy³ siê Baga¿.Pod wiekiem tkwi³d³ugi od³amek z ostrza kosy.- To tylko Baga¿ - wyjaœni³.- Ale nie przywo³ywa³yœmy go tutaj!- Nikt go nigdzie nie przywo³uje.On po prostu siê zjawia.Nie zwracajcie naniego uwagi.- Aha.O czym to mówiliœmy?- O tej czerwonej gwieŸdzie.- Racja.To bardzo wa¿ne, ¿ebyœ.- Halo! Halo! Jest tam kto?By³ to cichy, piskliwy g³osik i dobiega³ z pude³ka wci¹¿ zawieszo­nego nabezw³adnej szyi Dwukwiata.Obrazkowy chochlik otworzy³ luk i zerkn¹³ naRincewinda.- Gdzie jesteœmy, szefie? - zapyta³.- Nie jestem pewien.- Ci¹gle martwi?- Mo¿liwe.- Miejmy nadziejê, ¿e dotrzemy gdzieœ, gdzie nie bêdzie trzeba tyle czerni.Czarny siê koñczy.Klapka zatrzasnê³a siê.Rincewinda nawiedzi³a ulotna wizja Dwukwiata, który pokazuje wszystkim swojeobrazki i opowiada coœ w stylu: „To ja torturowany przez milion demonów" i „Toja z t¹ zabawn¹ par¹, któr¹ poznaliœmy na zamarzniêtych zboczach ŒwiataZmar³ych".Rincewind nie by³ pe­wien, co spotyka cz³owieka, który naprawdêumar³.Autorytety wyra­¿a³y siê w tej sprawie nieco mêtnie.Smag³y ¿eglarz zkrawêdziowych krain by³ przekonany, ¿e pójdzie do raju, gdzie czekaj¹ sorbet ihurysy.Rincewind nie wiedzia³, co to s¹ hurysy, jednak po g³êbszym na­myœledoszed³ do wniosku, ¿e to ma³e lukrecjowe rurki do ssania sorbetu.Zreszt¹ odsorbetu i tak dostawa³ kataru.- Skoro ju¿ zakoñczyliœmy tê dygresjê - oznajmi³ stanowczo suchy g³os - mo¿ewrócimy do rzeczy.To bardzo wa¿ne, ¿ebyœ nie pozwoli³ magom odebraæ sobiezaklêcia.Straszne bêd¹ nastêpstwa zbyt wcze­snego wypowiedzenia oœmiu zaklêæ.- Chcê tylko, ¿eby mnie zostawili w spokoju - odpar³ Rincewind.- Dobrze, dobrze.Od chwili, gdy otworzy³eœ Octavo, wiedzieli­œmy, ¿e mo¿na cizaufaæ.Rincewind zawaha³ siê.- Chwileczkê - mrukn¹³.- Chcecie, ¿ebym ci¹gle ucieka³ i nie pozwoli³ magom nazebranie wszystkich zaklêæ?- W³aœnie.- Dlatego jedno z was wskoczy³o mi do g³owy?- Otó¿ to.- Zrujnowa³yœcie mi ¿ycie, wiecie? - oburzy³ siê Rincewind.- Na­prawdêzosta³bym magiem, gdybyœcie nie postanowi³y mnie wykorzy­staæ jako czegoœ wrodzaju przenoœnej ksiêgi czarów.Nie mogê zapa­miêtaæ ¿adnych zaklêæ, s¹ zbytprzera¿one, ¿eby siedzieæ z wami w tym samym umyœle!- Przykro nam.- Ja chcê do domu! Chcê wróciæ tam, gdzie.- drobinka wilgoci b³ysnê³a w okumaga - [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl