[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrzmiały jak próba wymigania się.Wyraz twarzy Kathleen świadczył o tym, że tak właśnie je odebrała.Do diaska, nie to miał na myśli.Patrzył, jak się od niego odwraca, ale nie wiedział, jak ją zatrzymać.Callum, przekrzykując szum rozmów, zawołał:- Zebraliście już państwo informacje! A teraz żegnam, bo za chwilę zabraknie nam tu powietrza!Duncan odwrócił się do niego.- Dzięki, czułem się jak w potrzasku.Odźwierny uśmiechnął się.- Teraz możesz już iść za twoją dziewczyną, chłopcze.Duncan nie odpowiedziała Nie było sensu tłumaczyć Callumowi, jakie obowiązki ciążą na nim i na Kathleen w związku z ich firmami.Można się domyślać, że stary Szkot jest zdania, ii miłość pokona wszystkie przeciwności.Tak może i było w minionych wiekach, ale obecnie rzeczy mają się inaczej.Ludzie się zmienili.Callum pacnął go w ramię.- Muszę wyprowadzić reporterów, żeby się nie pogubili.Przemyśl to, co powiedziałem.Do Duncana podszedł mężczyzna ubrany w pomięty bawełniany garnitur.Był to pan Robertson, z którym miał się spotkać poprzedniego dnia.Robertson zmarszczył czoło.- Jak wyście to przetrwali? Zamknięci w windzie przez tyle czasu? Masz podartą koszulę, ale poza tym wyglądasz dobrze.Chyba odpowiadało ci towarzystwo tej szczupłej dziewczyny.Robertson nie czekał na odpowiedź.Słowa wypadały mu z ust, jakby po prostu uwielbiał dźwięk własnego głosu.Wskazał na miecz leżący na podłodze windy.- Widzę, że przyniosłeś jeden okaz ze swojej kolekcji.Wygląda na autentyczny.Jest na nim nawet sztuczna krew.Interesujące.Duncan spojrzał na miecz.W tej chwili pojął, ze nic z tego, co przeżył, nie było snem.- To nie jest kopia.Został zrobiony w szesnastym wieku.A krew jest prawdziwa.Robertson odchrząknął.- Interesujące.- Podrapał się po karku.- Ludzie z twojego biura dzwonili do mnie co pół godziny od chwili, kiedy stwierdziliśmy, że utknąłeś w tej przeklętej windzie.Jakby na potwierdzenie odezwała się komórka Duncana.Sięgnął po nią do kieszeni na piersiach.Telefon znowu działał, jakby chciał przypomnieć, ze jego właściciel wrócił do prawdziwego życia.Głos po drugiej stronie należał do Johna Forseitha.Robertson machnął głową.- Może odbierzesz na górze? Tam jest bardziej kąmeralnie, a poza tym będziemy mogli wreszcie dobić naszego targu.- Roześmiał się.- Ale tym razem pójdziemy schodami.Duncan skinął głową, jednak zanim się poruszył, spojrzał w stronę drzwi, za którymi kilka minut temu zniknęła Kathleen.Zniknęła z jego życia tak samo nagle, jak się w nim pojawiła.Może tak jest lepiej.W końcu maja.swoje firmy i muszą o nich pamiętać.- Robertson, poczekaj.Zapomniałem zabrać miecz.Wrócił do windy.Kiedy zaciskał dłoń na rękojeści, przyszło mu do głowy, że w szesnastym wieku było dokładnie tak, jak sobie to wyobrażał, gdy w młodości brał udział w rycerskich turniejach.Same intrygi i sensacje.Znalazł nawet damę swego serca.Szkoda tylko, ze ta bajka musi się już skończyć.Usłyszał jakiś zgrzyt, jakby ktoś włączył windę.Popatrzył na panel kontrolny.Świeciły się wszystkie przyciski.Podłoga zatrzęsła się i drzwi się zatrzasnęły.Kathleen spojrzała przez ramię.Od Duncana oddzielali ją dziennikarze i zaciekawieni turyści.Ponad rozmowami i licznymi pytaniami usłyszała sygnał telefonu, jego telefonu.Widziała, że wyjmuje go z kieszeni kurtki i odpowiada.Poczuła się tak, jakby świat rozpadał się na dwoje.Szybko wrócił do swojego życia.Teraz czas na nią.Ona też musi wracać do siebie.Odwróciła się i wyszła na osnute mgłą uliczki Edynburga.Gdzieś z oddali dochodziły dźwięki kobzy, turyści tłoczyli się przed pałacem w kolejce za biletami do wejścia.Jeszcze raz obejrzała się przez ramię.Nie zobaczyła już Duncana.Prawdopodobnie kończy ubijać interes, w związku z którym zjawił się w Edynburgu.Wszystko znowu jest takie, jak było wcześniej.Nie, nie do końca.Ona się zmieniła.Przeżyła najbardziej fantastyczną przygodę swego życia i zakochała się w ciemnowłosym księciu.I nawet gdyby wcześniej wiedziała, ze ów książę złamie jej serce, nie zawahałaby się ponownie wsiąść do windy, W końcu szczęśliwe zakończenia zdarzają się tylko w baśniach.Callum wykrzyknął jej imię.Odwróciła się i zobaczyła, że biegnie w jej stronę.Zatrzymał się przed nią zdyszany, z poczerwieniałą od biegu twarzą.- Kathleen, zdarzyło się coś strasznego.Próbowałem do tego nie dopuścić, ale wszystko działo się tak szybko.Kathleen położyła mu dłoń na ramieniu.- Odetchnij i uspokój się.O co chodzi?- Ten Duncan.On wrócił.Kathleen poczuła, że brakuje jej tchu.Nie przypuszczała, że Duncan postanowi wyjechać tak szybko.Pewnie złapał taksówkę na lotnisko.Mógł się przynajmniej przedtem pożegnać.Przełknęła łzy.- Pewnie spieszył się do firmy.Callum potrząsnął głową.- Nie, dziewczyno.Nie mówię o Stanach.- Callum zniżył głos, - Duncan wrócił do szesnastego wieku.Kathleen miała wrażenie, że ziemia pod jej stopami robi się miękka.Musiała pochwycić się ramienia Calluma, żeby nie upaść.To niemożliwe.Wzięta głęboki oddech, by zmusić się do rozsądnego myślenia.- Przez chwilę myślałam, że powiedziałeś, że Duncan powrócił do szesnastego wieku.Ale to przecież niemożliwe.Callum energicznie kiwał głową.- Dokładnie to powiedziałem, dziewczyno.10Przez następne kilka dni Kathleen żyła jak w goryczce.Nikt nie mógł odnaleźć Harriet; jakby zapadła się pod powierzchnie ziemi.Ekipa remontowa zdołała otworzyć drzwi windy, ale nie znaleziono w niej Duncana.Kathleen, walcząc z niepokojem, chodziła tam i z powrotem po zatłoczonej cukierni.Gdzie on jest?Przez firankę przedarło się do wewnątrz poranne słońce, oblewając cukiernię ciepłą łuną.Szum rozmów mieszał się ze stukaniem łyżeczek o spodki.Kiedy rozniosła się wieść, że Kathleen spędziła noc w windzie z przystojnym Amerykaninem, jej cukiernia stała się nagle nadzwyczaj popularna.Jednak Kathleen po raz pierwszy w życiu nie cieszyła się z napływu klienteli.Pragnęła tylko szukać Duncana.Ale jak to słusznie zauważył Callum, nie można szukać kogoś, kto utknął w szesnastym wieku.Kathleen zamknęła dłoń na wisiorku od Harriet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]