[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego gdy ta twarz jest chroniona maską snu, a osobowość kryje się we własnym, niedostępnym świecie, czujemy się całkowicie pozbawieni celu.Jak planeta bez słońca, obracająca się w mroku.Tak właśnie czułem się tej nocy, patrząc na jej nadzwyczajne rysy.Gdy przetrawiałem własną bezduszność, jej twarz zaczęła się zmieniać.Na pewno spała, ale jakie musiała mieć sny! Poruszała ją najskrytsza część duszy, jej mięśnie, włosy, policzki falowały pod wpływem wewnętrznego rytmu.Wargi zakwitły, wydymając się w zaślinioną wieżę ze skóry, włosy uniosły się nad głową, jakby leżała w wodzie, policzki tworzyły bruzdy i wzgórki jak obrzędowe blizny wojownika; zaczerwienione i pulsujące fragmenty tkanki nabrzmiewały i przekształcały się według jakiegoś wzoru.Wszystko to było dla mnie straszne i musiałem zrobić coś, aby to przerwać.Nie obudziła się, lecz zbliżyła trochę do powierzchni snu, opuszczając głębsze wody, siedlisko owych mocy.Znowu miała twarz spokojnie śpiącej kobiety.Było to decydujące doświadczenie, choć przez kilka następnych dni próbowałem przekonać siebie, że tego nie widziałem.Wysiłki nie zdały się na nic.Wiedziałem, że dzieje się z nią coś złego, a wtedy jeszcze o niczym nie miałem pojęcia.Byłem przekonany, że ma jakieś kłopoty ze zdrowiem i że lepiej zrobię, sprawdzając jej historię, nim powiem, co widziałem.Z perspektywy wydaje się to śmieszną naiwnością.Jak mogłem myśleć, że nie wiedziała, iż posiada taką moc.Łatwiej mi jednak było wyobrażać sobie ją jako ofiarę takich potęg niż jako ich panią.Tak mężczyźni myślą o kobietach; nie tylko ja, Oliver Vassi, o niej, Jacqueline Ess.Nie możemy uwierzyć, że w ciele kobiet może przebywać jakaś inna moc niż moc dziecka płci męskiej.Żadna inna.Tylko mężczyźni mają siły dane im przez Boga.Tak wmawiają nam nasi ojcowie, idioci jak i my.W każdym razie skrycie zbierałem informacje o Jacqueline.Miałem znajomych w Yorku, gdzie mieszkała z Benem i nietrudno mi było poprosić tam o dane.Minął tydzień, nim do mnie dotarły, bo moja wtyczka musiała mocno się napracować z policją, by dotrzeć do prawdy.W końcu jednak je otrzymałem - były złe.Ben rzeczywiście zmarł.W żadnej jednak mierze nie był to rak.Mój znajomy otrzymał jedynie niewyraźne dane odnośnie stanu ciała Bena, lecz wynikało z nich, że zostało dziwnie okaleczone.A główny podejrzany? Moja ukochana - Jacqueline Ess.Ta sama niewinna kobieta, która u mnie mieszkała, spała każdej nocy u mego boku.Powiedziałem jej więc, że coś przede mną ukrywa.Nie wiem, czego się spodziewałem.Odpowiedzią był pokaz jej mocy.Objawiła ją swobodnie, bez złośliwości, lecz byłbym głupi, gdybym nie odczytał w nim ostrzeżenia.Najpierw wyjaśniła mi, jak odkryła swoją wyjątkową władzę nad duchem i ciałem ludzi.Twierdziła, że znalazłszy się w rozpaczy na krawędzi samobójstwa, w najgłębszych warstwach swej natury odkryła zdolności, jakich nigdy dotąd nie znała.Gdy doszła do siebie, moce te wypłynęły na powierzchnię niczym ryby do światła.Następnie objawiła mi najdrobniejszą cząstkę tych sił, wyrywając po jednym włosy z mojej głowy.Tylko kilka, dość, aby ukazać niezwykłe umiejętności.Czułem, jak wyskakują.Mówiła: "Jeden zza ucha" - i już czułem mrowienie skóry i zaraz podskakiwałem, gdy palcami woli wyrywała włos.Potem następny i jeszcze jeden.Było to coś niewiarygodnego.Posługiwała się tą mocą z wielką sztuką, znajdując i wyciągając włosy z głowy z precyzją godną podziwu.Naprawdę siedziałem tam zdrętwiały ze strachu, świadom, że się mną bawi.Byłem pewny, że prędzej czy później nadejdzie czas, gdy zamknie mi usta na zawsze.Wątpiła jednak w siebie.Powiedziała mi, że jej umiejętności, choć ćwiczone, krzywdzą ją.Twierdziła, że potrzebuje kogoś, kto pomoże jej lepiej je wykorzystywać.Nie mnie.Byłem jedynie kimś, kto ją kocha, kochał, nim mu się zwierzyła i będzie kochał nadal, pomimo wszystko.Istotnie, po tym zdarzeniu szybko przywykłem do nowego obrazu Jacqueline.Zamiast się jej bać, bez reszty oddałem serce kobiecie, która pozwalała mi mieć swoje ciało.Praca zaczęła mnie denerwować, stała się zawadą przeszkadzającą myśleć o ukochanej.Opinia o mnie pogorszyła się, traciłem sprawy, wiarygodność.Po dwóch, trzech miesiącach moje życie zawodowe skurczyło się niemal do zera.Przyjaciele mnie żałowali, znajomi unikali.Nie żerowała na mnie.Chcę stwierdzić to jasno.Nie była strzygą ani wiedźmą.Ja i tylko ja jestem odpowiedzialny za swoją życiową klęskę.Nie czarowała mnie, to romantyczne usprawiedliwienie przemocy.Była jak morze, musiałem w nim pływać.Czy miało to sens? Wiodłem życie na brzegu, na stałym gruncie prawa i byłem tym zmęczony.Ona była wodą; bezkresnym morzem w jednym ciele, potopem w małej przestrzeni i chętnie w nim tonąłem, skoro mi na to pozwalała.Była to jednak moja decyzja.Zrozumcie.Zawsze była to moja decyzja.Postanowiłem dziś być z nią po raz ostatni.Czynię to z własnej woli.Jakiż mężczyzna uczyniłyby inaczej? Była i jest wspaniała.Przez miesiąc po tym pokazie mocy żyłem w ciągłej ekstazie.Nauczyła mnie kochać w sposób przekraczający ograniczenia wszystkich innych istot na bożej ziemi.Powiedziałem: "bez ograniczeń", bo nie miała żadnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]