[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy mijali bramę, Richards skulił się na siedzeniu, obawiając się zasadzki, ale nic się nie wydarzyło.Asfaltowa szosa prowadziła do głównych budynków.Strzałka wskazywała drogę do parkingu numer szesnaście.Za żółtymi budynkami stali i klęczeli uzbrojeni gliniarze.Wiedział, że jeden nieostrożny ruch wystarczy, by rozwalili ich wóz na strzępy.- Zatrzymaj się - powiedział.Reakcja była natychmiastowa.- RICHARDS! PRZEJEDŹ NATYCHMIAST NA PARKING SZESNASTY.- Powiedz im, że chcę megafon.Niech go zostawią na drodze, dwadzieścia jardów przed samochodem.Powiedziała, co jej polecił.Czekali w milczeniu.Chwilę potem przed ich samochodem pojawił się facet w błękitnym kombinezonie i położył na asfalcie elektryczny megafon.Stał przez chwilę nieruchomo, być może zdając sobie sprawę, że ogląda go w tej chwili pięć milionów ludzi, po czym wrócił za prowizoryczną barykadę i rozmył się w tłumie anonimowych postaci.- Ruszaj - polecił Richards.Wóz podjechał do leżącego na ziemi megafonu.Amelia otworzyła drzwi, podniosła go i podała Richardsowi.Był biało-czerwony.Na rączce widniały tłoczone litery G i A.Pomiędzy nimi umieszczono symbol pioruna.- W porządku - powiedział.- Jak daleko mamy do głównego budynku?Spojrzała z ukosa.- Jakieś ćwierć mili.- A jak daleko do szesnastki?- Ze sto metrów.- Dobrze.To dobrze.Nagle zdał sobie sprawę, że odruchowo zaczyna przygryzać wargi.Bolała go głowa.Bolało go całe ciało przepełnione adrenaliną.- Jedź dalej.Podjedź do wjazdu na parking szesnasty i zatrzymaj się.- I co dalej?Uśmiechnął się.- To będzie ostatni bastion Bena Richardsa - oznajmił.MINUS 036.ODLICZANIE TRWAKiedy zatrzymała się przed wjazdem na parking szesnasty, reakcja byłą niemal natychmiastowa.- PODJEDŹCIE DALEJ - rozległ się głos zniekształcony przez echo megafonu.- ODDZIAŁ AIRLINE POLICE CZEKA NA WAS WEWNĄTRZ, TAK JAK TO ZOSTAŁO USTALONE.Richards uniósł megafon do ust.- DZIESIĘĆ MINUT.MUSZĘ SIĘ ZASTANOWIĆ.Znowu nastała cisza.- Czy wiesz, że zmuszasz ich, żeby to zrobili? - spytała spokojnym, kontrolowanym głosem.Roześmiał się.- Wiedzą, że chcę ich wyrolować.Tyle tylko, że nie wiedzą, w jaki sposób.- Nie uda ci się.Nie możesz tego zrozumieć?- A jeżeli mi się uda?MINUS 035.ODLICZANIE TRWA- Posłuchaj.Kiedy rozpoczęła się epoka Gier ludzie mówili, że były one największym przedsięwzięciem, jakie kiedykolwiek zrealizowano.Mówiono, że nigdy nie było czegoś podobnego.To nieprawda.Nic w tym oryginalnego.Już w Rzymie istnieli gladiatorzy, którzy robili to samo, co my teraz.Jest jeszcze inna gra, amerykański poker.Najlepsze karty to poker pikowy.Cztery karty na stole, a piąta u rozdającego.Taki jest właśnie UCIEKINIER.Tyle tylko, że ja nie mam pieniędzy, które mógłbym obstawić.Oni mają ludzi, broń i czas.Gramy ich kartami i ich żetonami w ich kasynie.Kiedy mnie złapią, gra się skończy.Ale może uda mi się podbić stawkę.Skontaktowałem się ze stacją w Rockland.To moja dziesiątka pik.Zapewnili mi bezpieczny przejazd, bo oczy wszystkich zwrócone były na nas.Po tej jawnej blokadzie nie mieli już możliwości pozbycia się nas po cichu.Widzisz, tak to już jest, że ludzie wierzą w to, co widzą we Free Vee.Gdyby cały kraj zobaczył, jak gliny rozwalają mojego zakładnika, kobietę z dobrego domu, musieliby w to uwierzyć.Nie mogą ryzykować.Ich system bazuje na zaufaniu oglądających ich programy telewidzów.Zabawne, co? Moi ludzie są tutaj.Pamiętasz te zajścia na ulicach? Gdyby gliniarze i Łowcy zaczęli do nas strzelać, mogłoby zdarzyć się coś naprawdę okropnego.Pewien facet powiedział mi, abym zawsze trzymał się ludzi mego pokroju.Miał rację, choć nie był o tym do końca przekonany.Moi ludzie to walet pik.Ty w tym rozdaniu jesteś damą pik.Ja jestem królem, człowiekiem w czerni, dzierżącym w dłoni miecz.To moje odkryte karty.Środki masowego przekazu, możliwość wzniecenia zamieszek, ty i ja.W sumie niewiele.Jedna para jest od nich silniejsza.Bez asa pik te karty są nic nie warte.Jeżeli zdobędę tego asa, będę nie do pobicia.Nagle podniósł jej torebkę z imitacji skóry aligatora, zaopatrzoną w niewielki srebrny łańcuszek.Włożył ją do kieszeni kurtki, tworząc na niej wyraźne wybrzuszenie.- Nie mam tego asa - powiedział.- Gdybym był przewidujący, postarałbym się o niego.Ale mam kartę u rozdającego, tę, która jest stale zakryta.Mogę teraz pozwolić sobie na mały blef.- Nie masz szans - odparła ponuro.- Co chcesz zrobić z moją torebką? Strzelać do nich ze szminek?- Zamierzam zagrać swoją ostatnią kartę.Zobaczysz, aż zzielenieją z wściekłości!- RICHARDS! DZIESIĘĆ MINUT MINĘŁO!Podniósł do ust megafon.MINUS 034.ODLICZANIE TRWA- SŁUCHAJCIE UWAŻNIE!Jego głos przetoczył się donośnym echem przez płytę lotniska.Gliniarze czekali w napięciu.Tłum zaczął szemrać.- MAM PRZY SOBIE DWANAŚCIE FUNTÓW MATERIAŁU WYBUCHOWEGO.JEST TO PLASTIK TYPU DYNACORE HI IMPACT, ZWANY RÓWNIEŻ BLACK IRISH.DWANAŚCIE FUNTÓW POWINNO WYSTARCZYĆ, BY ZMIEŚĆ WSZYSTKO I WSZYSTKICH Z POWIERZCHNI ZIEMI W ZASIĘGU CO NAJMNIEJ PÓŁ MILI.PRAWDOPODOBNIE EKSPLOZJA PLASTIKU SPOWODUJE TAKŻE WYBUCH ZBIORNIKÓW PALIWA DO ODRZUTOWCÓW.JEŻELI NIE WYPEŁNICIE WSZYSTKICH MOICH POLECEŃ CO DO JOTY, WYSADZĘ TO WSZYSTKO W POWIETRZE.MATERIAŁY WYBUCHOWE ZAOPATRZONE SĄ W KRĄŻEK DETONATOROWY GENERAL ATOMICS.WYSTARCZY GO TYLKO PRZEKRĘCIĆ.DETONATOR ZOSTAŁ JUŻ NA PÓŁ ZWOLNIONY.JEDEN MÓJ RUCH I MOŻECIE WSADZIĆ SOBIE GŁOWY MIĘDZY NOGI, POCAŁOWAĆ SWOJE ZASRANE TYŁKI I POWIEDZIEĆ DO WIDZENIA.W tłumie rozległy się głośne okrzyki, po czym wszyscy rzucili się do ucieczki.Policjanci tworzący kordon bezpieczeństwa nagle zdali sobie sprawę, że są praktycznie niepotrzebni.Mężczyźni i kobiety biegli na oślep, ludzki strumień wylewał się za bramę wjazdową lotniska, niektórzy przechodzili przez ogrodzenie.Ich pobladłe twarze przepełniał wyraz niewiarygodnego przerażenia.Policjanci czuli się nieswojo.Amelia spojrzała na niego z niedowierzaniem.- RICHARDS! - ryknął donośny głos.- TO KŁAMSTWO.WYŁAŹ Z WOZU.- WYJDĘ.ALE ZANIM TO ZROBIĘ, WYCOFASZ STĄD SWOICH LUDZI.CHCĘ ODRZUTOWIEC Z ZAPASEM PALIWA I ZAŁOGĄ.MA BYĆ GOTOWY DO LOTU.MA TO BYĆ ALBO LOCKHEED G-A ALBO DELTA SUPERSONIC O ZASIĘGU CO NAJMNIEJ DWÓCH TYSIĘCY MIL.MA BYĆ GOTÓW ZA DZIEWIĘĆDZIESIĄT MINUT.Dziennikarze też czuli się nieswojo.To się czuło.Robili swoją robotę dla obserwujących wszystko pięciu milionów telewidzów.Byli prawdziwi, podobnie jak ich praca.A dwanaście funtów plastiku w kieszeni Bena Richardsa mogło być jedynie zwyczajnym wymysłem jego godnego podziwu, przestępczego umysłu.- RICHARDS!Pięćdziesiąt metrów od wjazdu na parking pojawił się facet w czarnych spodniach i białej koszuli z podwiniętymi rękawami.W dłoni trzymał megafon większy od tego, którym posługiwał się Richards.Z tej odległości Amelia zauważyła tylko, że nosił małe okulary.Pobłyskiwały w blasku zachodzącego słońca.- JESTEM EVAN MC CONE.Znał to nazwisko.Miało obudzić strach w głębi jego serca.I obudziło.Nie był tym zaskoczony.Evan Mc Cone był przywódcą Oddziału Łowców.Potomkiem J.Edgara Hoovera i H.Himlera.- pomyślał.Kastetem w rękawicy Sieci.Czarnym ludem.Upiorem w ludzkiej postaci.Jego nazwiskiem straszono małe dzieci.„Jeżeli nie przestaniesz bawić się zapałkami, Johnny, Evan Mc Cone wyjdzie z szafy i cię porwie”.- KŁAMIESZ, RICHARDS.WIEMY O TYM
[ Pobierz całość w formacie PDF ]