[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na spotkanie wyszedł swoim wolnym, sztywnym krokiem Waystand i zapytałem:– Czy panna Trinavant jest w pobliżu?– Na spacerze w lesie – odparł krótko.– Zostaje pan?– Tymczasem tak – powiedziałem.– Panna Trinavant prosiła, żebym zrobił badanie terenu.– Skinął głową, ale nic nie powiedział.– Nie widziałem pańskiego syna, więc nie mogłem przekazać mu wiadomości.Ciężko wzruszył ramionami.– I tak by to pewnie nic nie dało.Jadł pan coś?Zjedliśmy razem posiłek, po czym narąbałem mu jeszcze trochę drzewa, a on patrzył z uznaniem na postępy mojej techniki trzymania siekiery.Spociwszy się, zrzuciłem koszulę i po chwili Waystand zapytał – To nie moja sprawa, ale czy to niedźwiedź tak pana zmasakrował?Spojrzałem na blizny i jaśniejsze plamy na skórze.– Coś znacznie mniej przyjemnego – odparłem.– Miałem wypadek samochodowy.– Aha.– Nie powiedział nic więcej, ale na jego twarzy pojawił się wyraz zaintrygowania.Po chwili odszedł, a ja nadal rąbałem.Tuż przed zachodem słońca wróciła z lasu Clare i bardzo się ucieszyła z mojej wizyty.Pytała o Mattersona, czy podejmował ostatnio jakieś kroki, ale gdy powiedziałem, że nic się nie działo, tylko skinęła głową.Zjedliśmy w domu obiad i Clare była ciekawa, jak wyglądać będą badania geologiczne jej ziemi, wyjąłem więc rządową mapę i wyjaśniłem co chcę zrobić i jak zamierzam się do tego zabrać.– Jaka jest szansa trafienia na cokolwiek? – zapytała.– Sądząc z tego, co znalazłem u Mattersona na południu, obawiam się, że niewielka.Mimo to jednak szansa istnieje zawsze; odkrycia zdarzają się w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach.– Zacząłem opowiadać o geologii i stopniowo zdryfowałem na wspomnienia z północnego zachodu.– Dlaczego tam nie wrócisz, Bob? – zapytała nagle.– Dlaczego nie wyjedziesz z Fort Farrell? Pobyt tu nie służy ci najlepiej.– Jesteś trzecią osobą, która mi to proponuje – zauważyłem.– Matterson, McDougall, a teraz ty.– Moje powody mogą być takie same jak Maca – odparła – ale nie łącz mnie z Mattersonem.– Wiem, Clare – powiedziałem.– Przepraszam.Ale ja nie wyjadę.Wiedziała, że moja decyzja jest ostateczna i nie naciskała więcej.Zamiast tego zapytała:– Czy mogę z tobą pójść w teren?– Dlaczego nie, to twoje ziemie – rzekłem.– Będziesz mogła mieć mnie na oku, czy nie chowam czegoś dla siebie.Początkowo zamierzaliśmy wyruszyć wcześnie rano, ale pierwszego dnia nie zaszliśmy zbyt daleko.Najpierw ja zaspałem, a prawie mi się to nie zdarza.Po raz pierwszy od prawie trzech tygodni spałem spokojnie bez snów i obudziłem się wypoczęty, ale było już późno.Clare broniła się, że nie miała serca mnie budzić, a ja niezbyt miałem jej to za złe.Następnie pojawili się tyleż niespodziewani co niemile widziani goście.Byłem w swoim pokoju, gdy usłyszałem helikopter.Przez okno zobaczyłem jak lekko ląduje na placu za domem.Wysiadł Howard Matterson z Donnerem, a Clare wyszła im naprzeciw.Wirnik zatrzymał się i pilot zeskoczył na ziemię, wyglądało więc na to, że Matterson planuje zabawić nieco dłużej niż kilka minut.Rozmowa wyglądała na kłótnię.Howard mówił jak nakręcony, Donner dorzucał od czasu do czasu trzy grosze, a Clare stała z kamienną twarzą i odpowiadała monosylabami.Następnie Howard pokazał ręką w stronę domu i Clare wzruszyła ramionami.Wszyscy troje znikli za rogiem, a po chwili usłyszałem ich głosy z salonu.Zastanowiłem się i zdecydowałem, że to nie mój interes.Clare zna wartość drewna na swojej ziemi i byłem pewien, że nie odda go Howardowi za bezcen.Zająłem się pakowaniem plecaka.Cały czas dobiegał mnie niski głos Howarda, z lżejszymi, bezbarwnymi wtrąceniami Donnera.Odnosiło się wrażenie, że Clare mówi niewiele i miałem nadzieję, że głównie jest to „Nie”.Rozległo się pukanie do drzwi i weszła Clare
[ Pobierz całość w formacie PDF ]