[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.GINNISS: W sprawozdaniu napisano, że w tkance znajdowała się grupa krwi 0, a wiadomo, że zarówno Mickey, jak i Mallory mają grupę krwi A, prawda? Kogo więc ta dziewczyna drapała? Swego mordercę? Jeśli tak, to jedno wiemy na pewno - nie byli to Mickey i Mallory Knox.JOHNSON: Jest na to jeszcze jedno wytłumaczenie.Jeśli może się pani zamknąć na dwie sekundy, tak żebym mógł się skupić.GINNISS: Pan wiedział, że nastąpiła pomyłka, dlatego nie włączył pan tego do raportu.Świadomie zataił pan jeden z dowodów w sprawie prowadzonej przez władze federalne.Oprócz tego, że jest to przestępstwo, to również znalazł się pan na najlepszej drodze do utracenia licencji eksperta.JOHNSON: To tylko przeoczenie.Nic więcej.Zauważyłem je miesiąc po ukończeniu całej dokumentacji.GINNISS: Miał pan możliwość uzupełnienia kartotek.Jest to normalna rzecz przy takich sprawach.JOHNSON: To nie jest Waszyngton, pani Ginniss.Jesteśmy w Gallup.I proszę mi wierzyć, albo i nie, takie rzeczy nie zdarzają się tu co dzień.Najczęściej stwierdzam „No cóż, to było samobójstwo”, albo „Nie, kierowca był pijany”.To, co zrobili ci ludzie jest najbardziej przerażającą rzeczą, jaką w życiu widziałem.Ten Azjata, którego Mickey załatwił w aptece Drug Zone.proszę mi wierzyć, to było naprawdę ciężkie sprzątanie.Mam na myśli kawałki jego czaszki, które tkwiły w ścianie.GINNISS: Wierzę panu.JOHNSON: I wtedy zauważyłem, że grupy krwi nie zgadzają się.Zapytałem wówczas samego siebie - kto naprawdę skorzysta na dalszym ryciu w tej całej sprawie? Ta dziewczyna, Hailey Robbins już dawno nie żyje, obojętnie co by tu mówić.A więc, czy naprawdę warto ciągnąć jej rodzinę przez to wszystko jeszcze raz? Oni wierzą, tak jak i ja, że ich córkę zabili Mickey i Mallory.Nie potrafię umieścić ich na miejscu przestępstwa, ale w głębi serca wiem, że tak wygląda prawda.Przykro ml, ale nie widzę sensu w rozdrapywaniu starych ran.GINNISS: Ponieważ prawdziwy zabójca Hailey Robbins uniknął kary.JOHNSON: Jest pani osobą żądną rozgłosu.Proszę się przyznać.GINNISS: Panie doktorze, gdzieś na wolności znajduje się morderca.JOHNSON: Proszę zaufać człowiekowi z dwudziestoletnim stażem, pani Ginniss.Mordercy są wszędzie.Katherine Ginniss zadzwoniła do swojego sekretarza, przerywając mu przy okazji organizowaną przez lokalną parafię zabawę na wolnym powietrzu, połączoną z jedzeniem pieczonego na rożnie mięsa.Sekretarz miał, tak szybko, jak było to możliwe, znaleźć Jacka Scagnettiego.I oto po paru minutach napłynął meldunek - Scagnetti znajdował się już na terenie Batongavllle mając w perspektywie eskortowanie Mickeya i Mallory podczas jutrzejszego przewożenia ich do ośrodka Nystrom.Katherine oceniła, że do Albuquerque wróci na godzinę 11.00.Startując o 11.45, powinna stamtąd dolecieć do Chicago na 15.00 i, biorąc pod uwagę uliczne korki, około 17.00 znaleźć się w Batongaville.Nakazała więc sekretarzowi zarezerwowanie miejsca w samolocie.Powoli wszystko zaczynało układać się w całość.Jack Scagnetti wędrował po korytarzach Zakładu Karnego Batongaville, starając się przypomnieć sobie ilu, na przestrzeni ostatnich lat, wpakował tu morderców.Obliczył, że około tuzina, choć ich twarze nieco pozacierały mu się w pamięci.Oprócz twarzy Mallory Knox.Oprócz tej jedynej na świecie twarzy.Pamiętał dobrze, jak legła mu w ramionach, gdy niósł ją tej pamiętnej nocy - z zewnątrz wyglądał na sumiennego policjanta wykonującego powierzone mu zadanie, ale tak naprawdę, to ukradkiem troskliwie otoczył Mallory ramieniem niczym Salome, niosąca głowę Jana Chrzciciela.Teraz, Scagnetti miał ponownie spotkać swą ofiarę.Mijała właśnie połowa meczu, który, miał okazać się pogromem Buffalo Bills - wynik brzmiał 20: 3 na ich niekorzyść.Prawie całe więzienie z zapartym tchem obserwowało, jak Bills dostają po dupskach, a nie niepokojony przez nikogo Scagnetti postanowił odświeżyć znajomość z Mallory.Oto dlaczego zgodził się tu przyjechać.Nie po to, jak wyobrażał to sobie ten idiota McCIusky, by roztrzaskać mózg Mickeyowi w trakcie nierównej walki, podczas której tego biednego sukinsyna przykutoby kajdanami do krat jakiegoś więziennego autobusu w samym sercu pustyni Mojave.Scagnetti chciał jeszcze raz ujrzeć Mallory.Zastanawiał się, jak trudne okaże się zgubienie dwóch „napakowanych” kowboi, których zadaniem było chronić słynnego detektywa.Tak, jakby ten potrzebował jakiejkolwiek ochrony.- Czuję jej zapach - oznajmił mając do niej jeszcze dwa piętra.- A wy? To ten sam zapach, który poczułem na jej pościeli w Las Vegas.Scagnetti poczuł nagle, że oblewa się potem.Słychać było odgłos jego kroków po linoleum - czy to dlatego Mallory zaczęła śpiewać? Co to za dźwięk, rodzący się gdzieś w oddali?- To chyba u pana coś brzęczy, panie Scagnetti - powiedział jeden ze strażników.W pokoju sierżanta, Jack wystukiwał numer nieświadomie, kolejne kliknięcia i trzaski powiedziały mu jednak, że prawdopodobnie dodzwonił się do telefonu w samochodzie.Po chwili odezwał się kobiecy głos.- Detektyw Scagnetti? Tu Katherine Ginniss.Ten kurczaczek z FBI.Ostatnia osoba, której się spodziewał, lub od której chciał coś usłyszeć.- Kathy, co jest? Szafa nie gra? - zaciekawiło go, czy Kathy zrozumiała delikatną aluzję do własnego tyłka.Jeśli zrozumiała, to i tak nie miała ochoty na słowne potyczki.- Po pierwsze, drogi detektywie, muszę cię poinformować, że ta rozmowa jest nagrywana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]