[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to, co opowiadały mi dzieci Sandling, nie wyglądało na przygotowania do któregoś z tych trików.- Penn i Tell er wykonują numer z równoczesnym łapaniem kul - ciągnie DeLand.- Ale już na przykład Houdini, chociaż ryzykował życie na wszelkie możliwe sposoby, nigdy tego nie robił.Nawet mimo że człowiek, na którym się wzorował, słynny francuski magik z połowy osiemnastego wieku, Robert-Houdin, zasłynął z łapania kul, chcąc pomóc zdusić powstanie w Algierii.- Poważnie?- Jak najbardziej.Marabuci szykowali powstanie, więc rząd Francji wysłał go tam, żeby za pomocą sztuczek magicznych wywołał ferment wśród miejscowej ludności.Robert-Houdin wystąpił z przedstawieniem na wolnym powietrzu, dając popis swojej mocy, a w domyśle mocy Francuzów, żeby pokazać miejscowym, kto jest potężniejszy.Piece de resistance jego występu nastąpił, gdy któryś z marabutów wyzwał go na pojedynek.Robert-Houdin złapał wystrzeloną w niego kulę zębami, a potem wypalił z pistoletu w bieloną wapnem ścianę budynku po drugiej stronie ulicy, na której rozgrywał się pojedynek.I kiedy kula trafiła w cel, na ścianie rozbryzła się olbrzymia czerwona plama krwi.Dla Algierczyków tego już było za wiele.Francuska magia Roberta-Houdina okazała się silniejsza od magii marabutów.Algierczycy przestali wierzyć podżegaczom i do powstania nie doszło.- Czyli że rząd Francji go wynajął?!- Ba, istnieje wiele zarówno starszych, jak nowszych przykładów angażowania magików przez rządy.Przykładowo, nasza CIA zatrudniła magika Johna Mulhollanda, żeby szkolił szpiegów, jak unikać wpadki.Mulholland prowadził pokazy, zajęcia praktyczne, a nawet napisał dla agencji kilka podręczników.- Podręczników?- Na temat sztuki odwracania uwagi, trików zręcznościowych, technik zaskakiwania.- Wierzyć się nie chce!- Niech pan pomyśli.Czym zajmują się szpiedzy? Ich praca polega na stwarzaniu iluzji i wprowadzaniu w błąd.Szpieg ma udawać kogoś, kim nie jest.Musi wykonywać zadania w taki sposób, żeby nie dać się przyłapać.Wobec tego cóż może mu się przydać bardziej niż zręczność palców i techniki odwracania uwagi? Jeżeli potrafi sprawić, żeby ktoś spojrzał w inną stronę albo go nie zauważył.- Wzrusza ramionami.Wszystko to jest niezmiernie ciekawe, ale chcę, żeby znów skupił się na Carrefourze.- A zatem ta sztuczka z koszem była niebezpieczna?- Tak.Gdyby asystent choćby o włos pomylił kolejność ruchów, gdyby magik pogubił się w sekwencji pchnięć albo miał chwilę zaćmienia.wówczas asystent mógłby zginąć.- Urywa i bierze głęboki oddech.- Boże jedyny, pan się martwi o swoich chłopców?- Przypuszczam, że Boudreaux chce ich wykorzystać do jakiegoś pokazu.- Przepraszam, że opowiadałem panu o tym z takim.zapałem.Nie chciałbym, żeby mój wnuk brał udział w sztuczce z koszem.Kiwam głową.- Na czym to ja skończyłem? - pyta DeLand.- Zrozpaczony magik błaga publiczność, żeby pomogła mu przywrócić asystenta do życia.- O właśnie.Potem zaczyna śpiewać, żeby przywołać całą swojąmoc.I kiedy w końcu jest gotowy, zrywa wieko i voild!.chłopiec wychodzi z kosza jak nowo narodzony.- Hm.- Rozumie pan, mamy tu zmartwychwstanie.przywrócenie zmarłego do życia.Prawdę mówiąc, ten motyw leży u podstaw wielu sztuczek, sięgających samych początków magii.Przypuszczam, że wywodzą się one z czasów, gdy magikami byli kapłani.Nawet wyczyny Houdiniego, kiedy opuszczano go do morza związanego łańcuchami, można zaklasyfikować do tego typu efektów.Ja w każdym razie obstawałbym przy tym poglądzie.- Naprawdę?- Śmierć symboliczna, nawet jeśli nie prawdziwa.Samotna postać rzuca wyzwanie śmierci.Tłum wstrzymuje oddech tak samo jak zanurzony magik, czekając kilka niewiarygodnie długich minut, aż ten się wynurzy.Czyżby tym razem posunął się za daleko? Czy tym razem śmierć się o niego upomni? Jednak w ostatniej chwili nasz bohater wypływa na powierzchnię.Takie pokazy odbierano jako prawdziwy cud, jako zmartwychwstanie.- Zostawmy zmartwychwstanie na boku, grunt, że publiczności nie podobał się ten numer w wydaniu Carrefoura?- Zdecydowanie nie.Jak mówiłem, Carrefour to bardzo zdolny aktor i obawiam się, że posunął się za daleko.Jego furia, krzyki, krew.wszystko to było aż nazbyt realne.Na tym polegał problem.Ludzie się go bali.Oczywiście, miał także wielbicieli.- Kogo?DeLand marszczy brwi.- Hmmm.Niech no pomyślę.Przypominam sobie takiego małego Tają i jakąś Rosjankę.Olga jakaśtam.Był także szejk.No i kilku gotów.oni są całkiem niegroźni, ale lubują się w krwi.- Wzdycha.- Od tej pory minęło wiele lat i nie pamiętam już nazwisk.Może ktoś sobie przypomni.Zasięgnę języka.Zaraz, mam jedno nazwisko.Mertz.Prawie o nim zapomniałem, a to on był największym zwolennikiem Car refoura.Prawdziwy wielbiciel.Zdaje się, że nie opuścił ani jednego występu swojego idola.Po przedstawieniu zwykle wychodzili razem.Zwróciłem na nich uwagę, bo tworzyli bardzo dziwną parę.- To znaczy?- Wie pan, Carrefour jest wysoki i niezwykle przystojny.Z kolei Mertz jest niski, potężnie zbudowany, łysy jak kolano i niemal równie szeroki, jak wysoki.Piekielnie bogaty.Jeździł rollsem.Naturalnie, łączyło ich także to, że obaj są Europejczykami.- Słucham? Carrefour naprawdę nazywa się Byron Boudreaux i nie jest Europejczykiem.Pochodzi z Luizjany.- Nie - protestuje wstrząśnięty DeLand.- Jest Francuzem.Kręcę głową.- Nie wiedział pan, że Carrefour to jego pseudonim estradowy?- Ja znałem go tylko pod nazwiskiem Alain Carrefour.A niech mnie! Obijałem się trochę po świecie, we Francji spędziłem nawet dwa lata.W życiu bym nie podejrzewał.No, ale jak mówiłem, Carrefour był znakomitym aktorem.- Kręci głową.- Więc może Mertz też jest gringo.- dodaje z uśmieszkiem.- Czy Mertz był członkiem Zamku? Kustosz znowu kręci głową.- Nie wiem.Mogę to sprawdzić.Nie występował na scenie, ale może był członkiem stowarzyszonym.Niewątpliwie jednak bywał u nas regularnie.Bardzo poważnie podchodził do magii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]