[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiedzieć, co dobre lilia - odparł unikając wzroku Maxwella.- Tombow nie jeść lilia.Nosić.Lilia kwiat nie dobra ludzia Ziemia.Kankilona wychodzi z lilia.Ludzia nie lubi kankilona.Ludzia ksiądz mówić kankilona oh.ohedny potwór.Ludzia ksiądz zabijać kankilona.Kankilona śmierć, Tombow śmierć.Śmierć źle dla Tombow.Lepiej ludzia nie widzieć kankilona.I na tym koniec.Żadnym sposobem nie podobna było nic więcej wydobyć.A jakiego rodzaju “ohydnym potworem” jest kankilona, można było zgadywać wprost w nieskończoność.Na Wenus mogło to być wszystko - od muchołapki, po ognistego smoka.Jedno było jasne: że między liliami a owym potworem zachodzi jakiś stosunek, że misjonarze bardzo źle nastawieni są do potworów i ze te ostatnie mają istotny wpływ na zdrowie krajowców.Wypytywanie o napełnione gazem, opalizujące kulki przyniosło wyjaśnienia całkiem niezrozumiałe.Znacznie później dopiero nabrały one sensu.Szan Dhi wykręcał się rozpaczliwie od mówienia o tym, gdyż musiał zapewne okłamać Hoskinsa.- Mała jasna kulka nie drogi kamień - wyznał wreszcie.- Mała jasna kulka na nic.Jeden dzień ładna.sześć, osiem dzień potem.nie ma jasna mała kulka.Poszła.Mała jasna kulka być tatatata kankilona.- Kłamie - rzekł Parks.- Mamy ich osiemnaście w kasetce laboratorium.Badaliśmy je znacznie dłużej niż tydzień i żadna nie znikła.Powiedziałbym, że są bardzo trwałe.Szan Dhi nie chciał jednak nic dodać.Maxwell zanotował w pamięci wzmiankę o jakimś związku z tajemniczą kankiloną, ale na razie pominął to milczeniem i przystąpił do właściwego celu rozmowy.Czy Szan Dhi podejmie się im ułatwić obecność na orgii Tombowów?Szan Dhi zareagował atakiem przerażenia.Świątynie Tombowów zawsze stanowiły surowe tabu dla białych.Stanowiły tabu nawet dla Tombowów, łącznie z kapłanami, z wyjątkiem dni uroczystych obrzędów.Żaden Tombow nie ośmieliłby się zapewne zabić białego, nawet gdyby przyłapał go na profanacji świętego miejsca - wiedzieli bowiem dobrze, jakie to dla nich pociągnęłoby skutki.Natomiast los, jaki z ich ręki spotkałby Szan Dhi, przeszedłby okropnością najstraszniejsze zwidy wyobraźni.Szan Dhi gotów był kraść, przemycać, nawet mordować, jeśli mieli dosyć tytoniu na zapłatę - ale tego nigdy nie uczyni.- A czy kapłani Tombowów nie lubią tytoniu? - zagadnął Maxwell.Pytanie okazało się zręczne.Szan Dhi zawahał się.Łyknął zankry i zaczął rachować na palcach.Wreszcie wyraził zgodę.- Może będzie zrobić - oświadczył niechętnie.- Może Tombow ksiądz puści Szan Dhi chować ludzia dom boga.Ale ludzia ksiądz nie lubi ludzia w Tombow dom boga.Ludzia nie łubi patrzeć Tombow jeść kankilona.Ludzia chorować.Ludzia tracić głowa.Ludzia zwabić Tombow dom boga.Ludzia w dom boga nie trzeba.Ludzia schować koło dom boga.Obydwaj badacze święcie obiecali, że obserwować będą z ukrycia.Nikomu nie pisną słowa, a zapłacą wszelką rozsądną cenę.Nie przychodzą wyśmiewać się ani nawracać.Chcą tylko poznać tajemnice zdrowia Tombowów.Szan Dhi wyzbył się obaw.Jego twarz wykrzywiła się nawet w uśmiechu.- Tombow ksiądz lepszy od biały ksiądz.Tombow chce długie życie tutaj, Tombow nie chce długie życie daleko w niebie.W niebie niedobrze.Za daleko.Tutaj lepiej.Parks i Maxwell uśmiechnęli się mimo woli.Nieszczęśnik miał przecież sporo racji.Nauka głoszona przez misjonarzy, w dodatku wypaczona, nie mogła stanowić pociechy dla tych istot cierpiących i wprzęganych do ciężkiej pracy.Nic dziwnego, że woleli dbać o swe zdrowie teraz i tutaj, nie troszcząc się zbytnio o swoją przyszłość w niebie.Toteż bez żadnej dalszej dyskusji uczeni przekazali tę ilość tytoniu, jakiej żądał Szan Dhi.Trzy tygodnie zabrała im wędrówka po grząskich bagnach.Część drogi odbyli prymitywną łodzią, aż wreszcie dotarli na miejsce, gdzie obchodzono święto Długiego Życia.Szan Dhi pokazał im znaki odgradzające tereny obrzędowe.Za trzy dni będą usunięte, ale do tego czasu żaden Tombow nie śmie ich przekraczać.Szan Dhi jednakże ruszył swą łodzią naprzód.Przyjazd ułożony był z góry.Łódź raz po raz mijała trójkątne kępy młodych drzewek, wśród których widniały ostrzegawcze czaszki zdobne w pióropusze.Błotnista laguna zwężała się.Płynęli teraz pomiędzy dwoma zagonami lilii.Szan Dhi wyjaśnił, że takie lilie rosną tylko w nielicznych miejscach i że zrywanie kwiatów na świętym polu karane jest śmiercią.Maxwell z wielką uwagą obejrzał rośliny, ale nie dostrzegł żadnych istotnych różnic w stosunku do ziemskiej odmiany; tyle że łodygi były tutaj znacznie wyższe i żółte w kolorze.Wtem zdumiał się na widok potwornych włochatych stworzeń pełzających między liliami.Przez dłuższy czas wymykały się jego spojrzeniom, aż wreszcie zobaczył jedno dokładnie.Był to pająk o wyglądzie olbrzymiej tarantuli - potworny kłębek długich jedwabistych włosów pokrywających bulwiaste, pulsujące ciało wielkości piłki nożnej.Stworzenie miało ze dwa tuziny nóg, włochatych i zakończonych szponami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]