[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podstawą wszystkiego, co tu napisałem, są notatki, które zrobiłem podczas podróży do krowiego miasta i w czasie kiedy w nim przebywałem.Początkowo chciałem zebrać dane i podporządkować je postawionej hipotezie.Ale później, z różnych powodów, niektóre z nich wyjaśni sam tekst, postanowiłem zostawić czysty opis tego, co widziałem, starając się unikać niepotrzebnych szczegółów (takich jak na przykład opis czyli tak zwane „poetyckie impresje” z długiej podróży przez góry) oraz tworzenia różnych teorii, które z powodu mojej niedostatecznej wiedzy można by, co najwyżej, uważać za pseudonaukowe.Tekst okazał się dość krótki i niczym nie różnił się od zapisów przypadkowego podróżnika, który zwiedził stare zabytki albo udało mu się odkryć coś nowego.Z powodu trudnych warunków, jakie panują w chwili obecnej, być może na długo odłożę moje plany ogłoszenia tego tekstu drukiem.W czasie kiedy kreślę te słowa w formie krótkiego wstępu, czynię przygotowania do opuszczenia mojej obecnej siedziby.Z całą uwagą przepisuję notatki z brulionu.Jeśli nie zdążę zrobić tego teraz, dokończę przepisywanie w miejscach, gdzie będę się znajdował, w miarę możliwości dysponowania czasem.Chciałbym, aby moja książka rzuciła światło na parę spraw związanych z miastem zamieszkałym przez krowy i pozwoliła zrozumieć je tym, którzy znaleźli się w sytuacji podobnej do mojej, zanim tam wyruszyłem, to znaczy ludziom, którzy o owym mieście dowiedzieli się z różnych, mniej lub bardziej miarodajnych źródeł.JA.PrzybycieKrowie miasto leży na kordylierze zachodniej.Dostać się tam nic jest trudno, choć oczywiście można tu mówić tylko o wspinaczce wysokogórskiej.Wejście dość dobrze ukrywają dwa ogromne głazy o wąskich ostrych wierzchołkach; te wielkie skały zdają się wisieć w powietrzu, gdyż spojrzawszy na nic odnosi się wrażenie, że ledwie dotykają stałego podłoża.Po przedostaniu się na drugą stronę niespodziewanie wchodzi się w szeroki wąwóz: tak rozległy, że z powodzeniem mogłyby się w nim zmieścić dwie krowy z rozpostartymi skrzydłami i nic dotknęłyby nimi żadnej jego ściany.Przejście tym korytarzem zabrało mi całą godzinę.Wkrótce ujrzałem migocące światełko.Ogarnął mnie strach.Byłem już gotów wrócić, przejść ponownie wzdłuż wąwozu, przedostać się na drugą stronę gór i pójść do miasta, gdzie znajdował się mój dom.Drżąc na całym ciele, bardziej jeszcze przylgnąłem plecami do ściany i tak zbliżyłem się do źródła światła.Podszedłem jeszcze bliżej i ujrzałem rozległą dolinę: w migotaniu pochodni i ognisk o niezwykłym niebieskawym świetle rozróżniłem jakieś dziwne kształty.Zaciekawiony wyczyściłem okulary i znów je założyłem: były to krowy różnej wielkości i ubarwienia — leżały albo fruwały nad doliną.Wykonywały powolne ruchy, jakby zaplanowane, i niczym nie przypominały zorganizowanych jak oddziały wojskowe stad, które nawiedzały miasto i poszczególne domy.To stado wydawało się pokojowo usposobione.Krowy, które leżały, poruszały się niekiedy, jakby szukały dogodniejszej pozycji, natomiast krowy znajdujące się w powietrzu, w miarę jak oddalały się od blasku ognia, przyjmowały fantasmagoryczne kształty.Jeśliby się chciało krowie miasto porównać z antycznymi miastami, należałoby zaznaczyć, że różniło się ono od tamtych panującą w nim ciszą.Niekiedy tylko rozlegało się w powietrzu przeciągłe muczenie o niskich tonach.Bardzo daleko, po drugiej stronie doliny, dostrzegłem coś, co mogłoby być rzeką, gdyż w tle nocy połyskiwało migotliwym drżącym światłem, a jeszcze dalej zobaczyłem zielone pole i drzewa.Zwyciężony spokojem krajobrazu zrobiłem kilka kroków do przodu.Nagle zatrzymałem się na niewielkim zboczu, po którym trudno było się spodziewać tego, co ujrzałem, gdy popatrzyłem w dół: przepaść głębokości jakichś pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu metrów.A ja nie miałem przecież skrzydeł.Znów przetarłem okulary i zacząłem badać zbocze, szukając w nim występów skalnych i otworów.Przeraził mnie i niemal ogłuszył potężny ryk, który rozległ się w odległości zaledwie paru metrów od miejsca, gdzie stałem.Nade mną, na jeszcze większym zboczu, znajdowała się krowa, która w płomieniach pochodni zdawała się mieć sierść barwy fioletowej.Patrzyła na mnie uważnie swoimi wielkimi oczami i nie ruszała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]